Dead Rising Deluxe Remaster - recenzja gry
Frank West powraca do centrum handlowego Willamete Parkview. Dead Rising Deluxe Remaster to połączenie wyczekiwanych zmian z dawnymi problemami.
Frank West powraca do centrum handlowego Willamete Parkview. Dead Rising Deluxe Remaster to połączenie wyczekiwanych zmian z dawnymi problemami.
Pamiętam, że kilkanaście lat temu Dead Rising zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Była to gra, która zdecydowanie wyróżniała się na tle konkurencji i to w zasadzie pod każdym względem. Świetnie łączyła elementy horroru i dramatu z absurdalnym humorem, a pod względem rozgrywki był to wręcz idealny przykład sandboxa. Centrum handlowe Willamete Parkview rzeczywiście przypominało wirtualną piaskownicę, którą wypełniono zabawkami mającymi wywoływać frajdę u graczy. Cieszy mnie więc fakt, że wszystkie te elementy nadal dobrze trzymają się po latach, choć szkoda, że mimo pewnych usprawnień, w Dead Rising Deluxe Remaster da się też dostrzec stare, sięgające niemal 20 lat wstecz, problemy.
Głównym bohaterem Dead Rising jest Frank West, doświadczony dziennikarz i wolny strzelec, który zamierza zbadać temat zamieszek w do tej pory spokojnym miasteczku Willamette. Szybko okazuje się, że ich podłoże jest dużo bardziej niepokojące i przerażające, niż mogłoby się wydawać, a w grę wchodzą całe hordy żywych trupów, które marzą tylko o jednym: wbiciu zębów w jeszcze ciepłe ciała ostatnich niedobitków.
West trafia do centrum handlowego i ma 72 godziny na przeprowadzenie dziennikarskiego śledztwa, przygotowanie materiału, a przy okazji też uratowanie nielicznych żywych ludzi. Jeśli jednak nie uda mu się wyrobić w 72 godziny... cóż, wtedy ominie go szansa na ewakuację i będzie czekał go straszliwy koniec, a graczy – ekran „game over”.
Pierwszy kontakt z odświeżonym wydaniem jest bardzo pozytywny. Widać, że Capcom poświęcił sporo uwagi podbiciu warstwy wizualnej, a słowo „Deluxe” w tytule nie jest jedynie chwytem marketingowym. Dzięki przejściu na silnik RE Engine są tutaj momenty, w których można odnieść wrażenie, że gramy raczej w remake, a nie remaster. Modele postaci, ich animacja i mimika wyglądają dużo bardziej „współcześnie”, a otoczenie ma dużo więcej detali. W oczy rzuca się bogatsza roślinność i zdecydowanie bardziej naturalne oświetlenie i cienie, a naprawdę liczne hordy żywych trupów robią spore wrażenie. Nie jest to oczywiście poziom wielkich hitów z ostatnich lat, ale prezentuje się to bardzo solidnie.
Zmian nie zabrakło też w samej rozgrywce, a o jednej, dość istotnej, możemy przekonać się już na samym początku. Twórcy wprowadzili opcjonalne ustawienie pozwalające na oddawanie strzałów z broni palnej podczas ruchu. Choć z pewnością najbardziej zagorzali fani Resident Evil będą spoglądać na to z niesmakiem, to dla mnie jest to strzałem (nomen omen) w dziesiątkę, bo konieczność zatrzymywania się, by skorzystać z pistoletu, to coś, co już dobrych kilka lat temu powinno pozostać jedynie wspomnieniem i reliktem dawno minionej epoki.
Z wielką radością przyjąłem też wprowadzenie autozapisu. Wcześniej trzeba było pamiętać o tym, by ręcznie zapisywać stan gry, co mogło skutkować utratą postępów, a tym samym również czasu, w momencie zgonu Westa. Teraz zapis tworzony jest automatycznie w kluczowych momentach, takich jak przechodzenie między poszczególnymi obszarami Willamete Parkview.
Oczywiście takich zmian jest znacznie więcej, choć reszta nie ma aż tak dużego wpływu na rozgrywkę. Capcom zadbał między innymi o udźwiękowienie wszystkich dialogów, a także bardziej przemyślany interfejs na czele z kompasem wskazującym kierunek, w którym powinniśmy się udać oraz paskami informującymi o wytrzymałości broni. Jest też ta „cenzura”, o której głośno było przed premierą. Podejrzewam jednak, że gdyby nie powiedziano o niej wprost, to mało kto zwróciłby na nią uwagę. Ograniczono się bowiem do usunięcia „punktów za erotykę” przy robieniu zdjęć oraz do zmodyfikowania dialogu podczas potyczki z jednym z bossów.
Sama rozgrywka, choć w dużej części niezmieniona, nadal daje masę frajdy. Choć centrum handlowe wypełnione jest po brzegi przeciwnikami, to w zasadzie każdy znajdujący się tam przedmiot może posłużyć nam jako improwizowana broń. Frank może eliminować zombie, korzystając nie tylko z pistoletów, noży czy kijów bejsbolowych, ale też wózków na zakupy, zabawek czy krzeseł. Niestety po latach we znaki nadal dają się pewne problemy, na które narzekano już w roku 2006, przy okazji oryginału. Sterowanie jest więc nieco toporne i wymaga przyzwyczajenia, a eskortowanie towarzyszy sterowanych przez sztuczną inteligencję momentami potrafi doprowadzić do białej gorączki.
Dead Rising Deluxe Remaster to coś więcej niż większość „standardowych” remasterów i to zdecydowanie dobra wiadomość dla fanów. Niestety takie podejście ma też drugie dno. Przez to w oczy jeszcze bardziej rzucają się pewne problemy i aż chciałoby się, by Capcom poszedł jeszcze kilka kroków dalej i wprowadził więcej zmian, czyniąc rozgrywkę jeszcze bardziej nowoczesną.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1952, kończy 72 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1974, kończy 50 lat