Diuna: Proroctwo: odcinek 1 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 18 listopada 2024Czy Diuna: Proroctwo będzie telewizyjnym Kwisatzem Haderachem? Oceniam spoilerowo pierwszy odcinek.
Czy Diuna: Proroctwo będzie telewizyjnym Kwisatzem Haderachem? Oceniam spoilerowo pierwszy odcinek.
Max nie tylko podąża za trendem tworzenia serialowych spin-offów udanych produkcji kinowych, ale przoduje w tej kwestii. Całkiem niedawno dostaliśmy znakomitego Pingwina, czyli odnogę równie świetnego Batmana z Robertem Pattinsonem, a teraz Diane Ademu-John i Alison Schapker proponują powrót do świata stworzonego przez Franka Herberta, w ostatnim czasie zaadaptowanego przez Denisa Villeneuve'a. Jeśli w ciągu tych kilku miesięcy od premiery drugiej części zatęskniliście za filozoficznymi debatami, kosmicznymi knowaniami i żarem piasków Arrakis, to nie powinniście być zawiedzeni.
Na początku należy podkreślić, że produkcja ma inny charakter. To ogromna zaleta. Chociaż twórcy czerpią garściami z wizualnych pomysłów zaproponowanych przez Denisa Villeneuve'a, nie próbowali na siłę upodobnić dzieła do kinowych arcydzieł. Czuć, że to ten sam świat, ale w nieco innej formie. Serial miał oczywiście mniejszy budżet, do tego rozłożony na kilka odcinków. To widać, ale nie przez gorsze efekty specjalne, a bardziej po tym, że je dawkowano.
Ogromną siłą kinowej adaptacji Diuny była jej strona wizualna. Pustynia na wielkim ekranie wyglądała wspaniale. Denis Villeneuve i Greig Fraser stworzyli kunsztowne dzieło sztuki, które potrafiło zaskoczyć i zachwycić. A wydawało się, że Arrakis nie da się pokazać w tak efektowny sposób. Diuna: Proroctwo może nie wygląda równie fantastycznie, ale stoi na własnych nogach i przewyższa telewizyjne standardy. Na wielką pochwałę zasługują wszyscy artyści, którzy pracowali nad tym, aby ten świat był wiarygodny i namacalny. Scenografia jest wybitna! Widać, że aktorzy dobrzy się czuli w tym otoczeniu, o czym wielokrotnie wspominali w wywiadach. Po koszmarku wizualnym, którym był 2. sezon Rodu smoka, obawiałem się taniości, powtarzalności i klaustrofobicznego klimatu. Na tym słabym tle nowa produkcja Maxa prezentuje się jak arcydzieło wizualne, co zasługuje na pochwałę. Science fiction z pewnością jest większym wyzwaniem niż przyziemne fantasy.
Nie ma wielu efektów specjalnych, ale gdy już się pojawiają, to prezentują się znakomicie. Początkowy fragment z wojną przeciwko Myślącym Maszynom okazał się fenomenalny. Planety są różnorodne i wyjątkowe. Twórcy korzystają z rozwiązań Denisa Villeneuve'a, co pomaga w uwierzeniu, że serial jest powiązany z filmami. Czerwie wyglądają tak samo i prezentują się równie monumentalnie. Podobnie też pokazano działanie tarcz ochronnych podczas pojedynków na miecze. Twórcy znaleźli idealny balans pomiędzy wymyśloną stylistyką a tym, co ustanowiono w kinowych produkcjach.
To nie było ostatnie porównanie do Rodu smoka. Wiele osób prześmiewczo nazywało nową produkcję "Grą o tron w kosmosie". Wiadomo jednak, że to George R. R. Martin inspirował się pomysłami Franka Herberta. Na razie scenarzystom udało się zgrabnie zaprezentować najważniejsze wątki, a także przedstawić postaci – choć tu pojawia się kilka problemów. Chodzi mi o pozostałe członkinie Zgromadzenia. O samej Valyi i Tuli też na razie niewiele wiadomo, ale sama charyzma aktorek sprawia, że obserwowanie ich, szczególnie gdy są razem, to czysta przyjemność. Ich tło, a zatem młode siostry zakonu, prezentuje się gorzej. Postarano się dać każdej z nich wyjątkową cechę charakteru. Niestety to na razie za mało. Siostry Harkonnen osobiście przedstawiają je publiczności, co wydaje się nachalną ekspozycją. Taki zabieg sprawdza się, gdy narracja kładzie fundamenty pod zawiły świat przedstawiony, ale w tym wypadku liczyłbym na pokazanie charakterów nowicjuszek w akcji. Ta się pojawiła, ale tylko raz – podczas fałszywej opowieści jednej z nich. To za mało.
Odcinek zdecydowanie skradł Mark Strong, wcielający się w imperatora Corrino, a także Travis Fimmel w roli tajemniczego Desmonda Harta. Od Stronga bije powaga, potęga i autorytet, czego można było się spodziewać. O wiele ciekawsze jest spojrzenie na jego drobne dylematy wewnętrzne – chęć pogodzenia własnej moralności z tym, co dobre dla Imperium. Strong znakomicie prezentuje wątpliwości targające najpotężniejszym mężczyzną w Znanej Galaktyce. Travis Fimmel z kolei kradnie każdą scenę. Bije od niego niepokojąca energia, którą aktor wyraża oczami pełnymi szaleństwa, ale też równie przerażającego spokoju. Jego przeszłość oraz cele są na razie okryte całunem tajemnicy, ale mój kolega z redakcji, Piotr Piskozub, rozłożył zakończenie 1. odcinka na czynniki pierwsze. Jeśli teoria o Bene Tleilax okaże się prawdziwa, to będzie to fantastyczny zabieg czerpiący z książkowego kanonu i jednocześnie stawiający fundamenty pod to, co Denis Villeneuve może stworzyć w zwieńczeniu swojej kinowej trylogii. Na wyróżnienie zasługuje też postać księżniczki Ynez. To kompetentna, niezależna i pewna siebie kobieta, która łączy zaciekłość z politycznymi intrygami. Sposób manipulowania przyszłym–niedoszłym mężem pokazuje jej charakter. Potrafi sobie poradzić w każdym środowisku.
To też Diuna inna od filmów Villeneuve'a pod względem podejścia do niektórych wątków. Kinowe produkcje skupiały się na filozoficznym aspekcie świata Herberta. Niektórzy zarzucali im "kukiełkowość" postaci i zbytnie skupienie na wielkich wydarzeniach. Tu jest inaczej. Schodzimy na ziemię (o ile można tak powiedzieć) i poznajemy bohaterów z innej perspektywy. To zwykli ludzie mający pragnienia, wątpliwości i rozterki moralne. Świetne podejście do tego świata! Pojawia się też subtelna nagość, seks, motywy przeznaczone bardziej dla dorosłych widzów, które są bliskie pomysłom Herberta. To nie oznacza, że pierwszy odcinek jest pozbawiony mistycyzmu i filozofii. Bardzo mi się podobały rozmaite wizje nękające postaci. Na razie niewiele nam zdradzały, ale każda z nich była kreatywna i intrygująca. Oby tylko dostały satysfakcjonującą konkluzję.
Pierwszy odcinek Diuny: Proroctwo kładzie fundamenty pod pełną intryg historię o ludziach próbujących pozostać ludźmi lub bawiących się w bogów. Serial Max ma na tyle wyrazisty styl, że może przekonać do siebie tych, którym nie do końca spodobała się wizja Denisa Villeneuve'a, a jednocześnie przemówić do jego fanów z powodu licznych elementów wspólnych. Ziarno zostało zasiane. Zobaczymy, czy Diuna: Proroctwo będzie telewizyjnym Kwisatzem Haderachem.
Zobacz także:
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat