Diuna: Proroctwo: odcinek 4 - recenzja spoilerowa. Czy to będzie broń na Desmonda Harta?
Data premiery w Polsce: 9 grudnia 2024Serial Diuna: Proroctwo znacznie zwolnił tempo w poprzednim odcinku. Czwarty jest powrotem do formy, ale jednocześnie odsłania największe bolączki produkcji HBO.
Serial Diuna: Proroctwo znacznie zwolnił tempo w poprzednim odcinku. Czwarty jest powrotem do formy, ale jednocześnie odsłania największe bolączki produkcji HBO.
Po znacznie wolniejszym i mniej ekscytującym odcinku trzecim Diuna: Proroctwo wraca do teraźniejszości i politycznych machinacji. Udowadnia też, że twórcy od początku do końca powinni skupiać się właśnie na tym. Niestety epizod nie ucieka od problemów związanych z niewielką liczbą odcinków.
Poprzedni odcinek serialu Diuna: Proroctwo nie był zły. Uważam, że był potrzebny do pogłębienia motywacji stojących za głównymi bohaterami, ale nie można przeoczyć tego, że fabuła znacznie zwolniła i nie poradzono sobie z tym tak dobrze, jak przy Pingwinie. Wspomniany serial HBO miał też dwa odcinki więcej, co ostatecznie może zadziałać na niekorzyść spin-offu filmów Denisa Villeneuve'a. Cieszy powrót polityki i rozgałęziających się planów różnych stron konfliktu. Tym razem w samym centrum akcji stał Landsraad (obrady wszystkich wysokich domów pod przewodnictwem Imperatora Corrino). Ten wątek to przykład wszystkich zalet i słabości serialu HBO. Świetnie oddano skomplikowanie tego procesu, a także zaprezentowano strony, które próbowały uszczknąć coś dla siebie – zgromadzenie pod przywództwem matki przełożonej (dążące do odzyskania wpływów na dworze królewskim), Harkonnenów chcących wynieść swój ród wyżej i zyskać znaczenie na arenie politycznej, rebelię z Atrydą w roli głównej, pragnącą zmienić władzę. Ukazano też różne reakcje na morderstwo Pruweta Richese.
Nikt się raczej nie zdziwi, jeśli powiem, że Travis Fimmel znów skradł odcinek. To najbardziej fascynująca i najlepiej zagrana postać w serialu. Podobał mi się też rozdźwięk panujący w rodzinie królewskiej. Imperator pragnie rządzić, ale nie chce uciekać się do tyranii. Jego żona uważa, że to czas na pokaz siły i wspiera Desmonda Harta, a księżniczka Ynez nie zgadza się z brutalnymi metodami obranymi przez ocalałego z Arrakis. Widać, że władcę ta odpowiedzialność po prostu przytłacza. Gubi się w tym, co powinien zrobić i jakie środki wybrać. Jest zdesperowany. Kręgosłup moralny staje się jego słabością, którą wykorzystują wszyscy dookoła – również ci, których uważa za sojuszników. Problem z Landsraad (i nie tylko) jest taki, że serialowi naprawdę szkodzi tak mała liczba odcinków. Twórczyni dobrze wychodzi zarysowywanie konfliktów i motywacji, które stoją za poszczególnymi postaciami, ale brak w tym większego napięcia z prostego powodu – nie jesteśmy przywiązani do postaci! Pokaz siły Harta robił wrażenie (choć nie bardziej od poprzedzającego go monologu znakomitego Fimmela), ale nic poza tym.
Kiedy na ekranie oglądamy zasłużonych aktorów, takich jak Mark Strong, Travis Fimmel, Emily Watson czy Olivia Williams, to oczywiste, że dostrzeżemy różnice w zestawieniu z młodszymi, mniej doświadczonymi osobami w obsadzie. W tym odcinku szczególnie daje to o sobie znać. Ilekroć akcja przeskakuje do perypetii księżniczki Ynez, rebelii Atrydy czy młodszych sióstr Zgromadzenia (choć tu mniej), jakość znacznie spada. Wątek z rebelią mógłby pojawić się w serialu CW. Narzekałem wcześniej na kostiumy, ale cała reszta też nie dorównuje innym wątkom. Jest to zrobione po łebkach. Nie mamy powodu, by kibicować Atrydzie, bo niewiele o nim wiemy, a oszczędne (żeby nie powiedzieć drewniane) aktorstwo wcale nie pomaga. Wątek miłosny pomiędzy nim a księżniczką też jest wymuszony, niepotrzebny i zabiera czas ekranowy. Na tym etapie uważam, że twórczyni chciała złapać zbyt wiele srok za ogon. Zamiast tego powinna się skupić na konflikcie Zgromadzenia z Hartem. Dodatkowe wątki nie były wcale potrzebne. Po rozmowie Constantine'a z Ynez liczyłem też, że ta postać w końcu dostanie coś ciekawego do roboty – wyjdzie spod buta ojca. Jednak do niczego takiego nie doszło. Szkoda, bo to był najlepszy moment! Do tej pory bohater był wytrychem fabularnym do rozpuszczenia plotki o śmierci Richese.
Podoba mi się, gdy produkcja Diuna: Proroctwo robi się dziwna. Sceny Zgromadzenia mają aurę mistycyzmu i tajemnicy. Ogląda się je z zaciekawieniem. Każda wizja czy sen zasiewa ziarno wątpliwości. Rodzą się kolejne teorie, choć nie wiemy zbyt wiele. Podobnie do sióstr błądzimy w mroku i na podstawie szczątkowych informacji próbujemy budować pełen obraz sytuacji. Na razie daję temu wątkowi kredyt zaufania. Dwa odcinki to nadal sporo.
Dostaliśmy kontynuację cliffhangera z ostatniego odcinka. Lila opuściła zbiornik i znów żyje. W dodatku ma niebieskie oczy. To efekt przyprawy? A może technologii myślących maszyn? Od razu przypomniały mi się wizje, które miały inne siostry, ale nie mam pewności co do swojej teorii. Co ciekawe, bohaterka nie pamięta, co działo się wcześniej. Od razu też dostaliśmy kolejną szokującą informację, która w fajny sposób czerpie z uniwersum Diuny. Chodzi o zmiennokształtną Theodosię, która przybrała na moment postać Griffina, brata Valyi. To nie jest nowość w tym uniwersum. Motyw wskazuje na Bene Tleilax. To istoty zaprojektowane genetycznie – potrafią przybrać czyjąś postać i znacznie lepiej radzą sobie z odczytywaniem ludzkich emocji. Bohaterka odczytała emocje Harrowa Harkonnena. Sam sposób nakręcenia tej sceny sugerował, że nie zrobiła tego wyłącznie za pomocą mocy prawdomówczyń. Nie skupiała się na pojedynczych detalach, a "czytała" z całego ciała Harkonnena. Mały detal, a cieszy.
Podoba mi się też przedstawienie Harkonnenów w tym serialu. Wydawałoby się, że w niczym nie przypominają okrutnych, żądnych władzy maniaków z filmów Denisa Villeneuve'a. Jednak sceny z Harrowem oraz śmierć wujka Valyi pokazują drogę, którą przejdzie ten ród. Harrow może i jest niepewny siebie, ale nie brakuje mu ambicji. Jest gotów na wszystko! Może nawet poświęcić własne życie, aby oskarżyć Imperatora i dostać to, czego pragnie – szacunek! To właśnie przez takie małe kroczki ten ród stał się tak potworny. A Valya ogromnie się do tego przyczyniła.
4. odcinek Diuny: Proroctwo to poprawa względem poprzedniego, ale widać problemy, jeśli chodzi o liczbę wątków i postaci. Twórczyni ma wiele pomysłów, które są ciekawe, ale brakuje jej czasu na to, żeby je rozwinąć i bardziej przywiązać widza do bohaterów. Na szczęście nowy epizod popchnął fabułę do przodu i zaserwował sporo akcji i intryg. Być może Zgromadzenie odnalazło broń na osłabionego Harta, który nie jest nie do pokonania – Valya widziała to na własne oczy.
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1975, kończy 49 lat