Dom z papieru: Korea: odcinki 1-6 - recenzja
Dom z papieru: Korea to nowa wersja kultowego hiszpańskiego serialu Netflixa. Oceniam pierwsze odcinki.
Dom z papieru: Korea to nowa wersja kultowego hiszpańskiego serialu Netflixa. Oceniam pierwsze odcinki.
Dom z papieru: Korea jest kopią hiszpańskiej produkcji, którą dobrze znamy. W omawianej wersji grupa outsiderów z Korei Południowej i Korei Północnej planuje skok, który ma zagwarantować im wielką fortunę. Bohaterowie nie używają swoich prawdziwych imion, tylko ksywek, które wybrali sobie w czasie "szkolenia". I tak Tokio, Nairobi, Berlin i inni dokonują napadu, który obejmuje mennicę we wspólnej przestrzeni gospodarczej dwóch Korei. Ich misji przewodzi tajemniczy Profesor. Jednak jak to zwykle bywa, plan nie do końca idzie po myśli naszej grupy Robin Hoodów. Zespół będzie musiał zmierzyć się ze sprytną policjantką, Seon Woojin.
Mam pewien problem z omawianym serialem. Gdybym nie znał oryginalnej produkcji, to może bym się na niej świetnie bawił. Jednak doskonale znam hiszpańską wersję. Podejrzewam też, że po nowy serial Netflixa sięgną wyłącznie osoby, które mają dobrze opanowany pierwowzór. I niestety, mogą się zawieść. Otóż jest to kopia praktycznie jeden do jednego. Scenarzyści w pierwszych odcinkach wykorzystali w większości zwroty akcji, które pojawiły się w hiszpańskiej wersji (z pewnymi wyjątkami). Z łatwością mogłem przewidzieć kolejne twisty fabularne. Po co powstała nowa wersja, skoro nie dodano do niej nic nowego? Nic, co wyróżniłoby tę opowieść?
Serial prezentuje się dobrze pod względem aktorskim, choć i w tym wypadku zdarzają się przypadki niewykorzystanego potencjału. Takim przykładem jest Tokio, która w koreańskiej wersji w wielu momentach jest po prostu bezbarwna, chociaż początek wątku miała bardzo dobry. Myślałem, że twórcy zdecydowanie więcej wycisną z tej bohaterki. Tak samo Oslo i Helsinki na razie są zwykłymi, bezmyślnymi osiłkami, którzy niekoniecznie wykazują się własną inicjatywą. Niestety, syndrom niewykorzystanego potencjału wykazuje również Niarobi. W hiszpańskim oryginale była jedną z najlepiej napisanych postaci. Alba Flores, która grała złodziejkę, miała ogromną charyzmę. W koreańskiej wersji Nairobi przemyka gdzieś w tle.
Po drugiej stronie barykady znajduje się Berlin, który również w remake'u jest świetnie napisaną postacią. Grający go aktor potrafi wyciągnąć na wierzch całą demoniczność rabusia. Momentami mnie przerażał. Króluje w scenach, w których się pojawia. Całkiem nieźle wypadają również Profesor i Rio. Pierwszy z nich może nie przebije, a nawet nie zrówna się z oryginałem, jednak prezentuje się naprawdę dobrze jako działający zza kulis lider. Natomiast drugi ma ciekawą genezę. Rozumiem jego motywacje związane z rodzinnymi zawirowaniami. Jednak jak na razie najlepszą postacią jest policjantka Seon Woojin. Na uwagę zasługują: bardzo ciekawy wątek osobisty, spora charyzma aktorki oraz ciekawa relacja, którą postać nawiązuje z Profesorem i innymi osobami. Aż chce się ją oglądać!
Wśród nowych elementów, które twórcy zdecydowali się wprowadzić, na pewno sprawdzają się utarczki między mieszkańcami Korei Południowej i Północnej. Poza tym nie mamy innych ważnych zmian, które wysuwają się na pierwszy plan. Koreańska wersja jest produkcją bardzo bezpieczną.
Podsumowując: Dom z papieru: Korea jest całkiem nieźle poprowadzonym remakiem, bez żadnego dodatkowego pierwiastka, który mógłby ubogacić serię. Wobec tego ode mnie ocena 5/10.
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat