Duchy w Wenecji – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 15 września 2023Kenneth Branagh po raz trzeci powraca do sławnego detektywa Herkulesa Poirota. Poprzednia część nie spotkała się z wielkim entuzjazmem wśród widzów i krytyków. Sprawdzamy, czy reżyser ma jakiś świeży pomysł na tę serię.
Kenneth Branagh po raz trzeci powraca do sławnego detektywa Herkulesa Poirota. Poprzednia część nie spotkała się z wielkim entuzjazmem wśród widzów i krytyków. Sprawdzamy, czy reżyser ma jakiś świeży pomysł na tę serię.
Herkules Poirot (Kenneth Branagh) po licznych przygodach postanowił przejść na emeryturę i zamieszkać w jednym z najładniejszych miast w Europie – Wenecji. Jednak błogie lenistwo nie trwa zbyt długo. W drzwiach jego domu pojawia się bowiem dawna znajoma, pisarka Ariadne Olivier (Tina Fey), która została wielką gwiazdą dzięki powieściom kryminalnym inspirowanym sprawami Poirota. Jednak w momencie, gdy detektyw przeszedł na emeryturę, książki przestały się sprzedawać, a kariera autorki się załamała. Dlatego kobieta postanowiła przyjść do niego z pewną zagadką, która być może spowoduje, iż ten zawiesi na chwilę swoją emeryturę. Chodzi o udział w seansie spirytystycznym prowadzonym przez słynną panią Reynolds (Michelle Yeoh), odbywającym się w popadającym w ruinę i ponoć nawiedzonym pałacu. Gdy jeden z uczestników spotkania zostaje zamordowany, detektyw będzie zmuszony rozwiązać zagadkę jego śmierci. A jak można się spodziewać, podejrzanych nie brakuje.
Kenneth Branagh znów staje przed i za kamerą, dopełniając swoją trylogię przygód Herkulesa Poirota. Jak rozumiem, chciał zatrzeć dość mizerne wrażenie, jakie pozostawił poprzednim filmem z tego cyklu, czyli Śmiercią na Nilu. Produkcja była bardzo przeciętna i nie pokazała pełnych możliwości – ani gwiazdorskiej obsady, ani samego reżysera. A że Branagh jest świetny w swoim fachu, mogliśmy przekonać się całkiem niedawno na seansie Belfastu. Również scenarzysta Michael Green, który wcześniej napisał chociażby Logana czy Blade Runnera 2049, poczuł, że coś przy poprzednim filmie poszło nie tak. Panowie sięgnęli więc po kolejną książkę autorstwa Agathy Christie, a mianowicie Wigilię Wszystkich Świętych z 1969 roku. Jednak tym razem Green postanowił mocniej zaingerować w materiał literacki. Mówiąc szczerze, to z oryginalnego pomysłu zostało jedynie Halloween. Cała reszta została wymyślona. Czy to był dobry pomysł? Moim zdaniem opinie będą podzielone. Wielcy miłośnicy Agathy Christie poczują się mocno urażeni i oskarżą scenarzystę o próbę "popełnienia morderstwa" na jej twórczości, a zwykli widzowie kryminałów raczej się tym nie przejmą. Ja należę do tej drugiej grupy.
Po pierwsze podoba mi się, że ta opowieść kryminalna ma cechy horroru. Przeniesienie akcji do mrocznego, podupadającego pałacyku w Wenecji nadaje historii bardzo ciekawy charakter. Do tego rozpoczęcie intrygi od seansu spirytystycznego, który wprowadza w pewne osłupienie nie tylko widza, ale także samego belgijskiego detektywa, jest miłym akcentem. Herkules Poirot nie wierzy w życie po śmierci, choć w głębi serca by chciał – dałoby mu to pewne ukojenie. Jednak logika rzuca mu kłody pod nogi, utrudniając to zadanie. Przez to nie jest on w stanie uwierzyć w dar pani Reynolds. Uważa ją za zwykłą oszustkę, żerującą na nieszczęściu ludzi, którzy kogoś przedwcześnie stracili.
Mroczny klimat opowieści, burza za murami pałacyku, woda, która otacza budynek, i fale uderzające w jego mury – to wszystko wpływa na niezwykły klimat. Widza bardzo często będzie przechodził dreszcz wywołujący gęsią skórkę. Pójście w tym kierunku uważam za bardzo dobrą decyzję, bo powtórzenie po raz trzeci tych samych zabiegów opowiadania historii chyba byśmy nie wytrzymali. Już przy Śmierci na Nilu miałem uczucie, że dostaję odgrzewane danie na ładnym talerzu. Kolejny raz bym tego nie przełknął. Trzeba też przyznać, że taka decyzja wymagała odwagi od twórców, którzy trochę oszukują widza – obiecują mu kolejną przygodę wymyśloną przez Christie, a tak naprawdę serwują własną opowieść. Choć jestem też przekonany, że wiele osób nawet się nie zorientuje, że to intryga kryminalna wymyślona przez kogoś innego.
Aktorsko jak zwykle jest bardzo ciekawie. Kenneth Branagh bezbłędnie gra Herkulesa Poirota. Aktor i reżyser w jednym konsekwentnie pokazuje nam pogłębiony obraz detektywa. Odkrywa przed nami wszystkie jego wady i koszmary. Poprzednio mogliśmy zobaczyć, jaką traumę na jego psychice pozostawiła wojna. Teraz jesteśmy świadkami walki pomiędzy logiką a rzeczami nadprzyrodzonymi.
W nowej opowieści idealnie wypada także medium Michelle Yeoh – pewna siebie kobieta, która nie boi się Poirota. Postacie od początku za sobą nie przepadają, dzięki czemu ich spotkania tak dobrze wypadają na ekranie. Oboje pozostają przy swoim zdaniu i nie potrafią ustąpić. Intrygującą kreację dostarcza też Jamie Dornan jako cierpiący na PTSD lekarz, który niedawno wrócił z frontu. Zaintrygowała mnie również Kelly Reill, którą kojarzę z Yellowstone i Detektywa, ale chyba pierwszy raz miałem okazję zobaczyć ją na dużym ekranie. I wypada świetnie.
Duchy w Wenecji to świetny kryminał, który bardzo dobrze naśladuje styl Agathy Christie. Jeśli w takim kierunku miałaby iść ta seria, to nie miałbym nic przeciwko. Nie poczułbym się jednak jakoś mocno zawiedziony, gdyby ta mocna i mroczna część była zwieńczeniem trylogii przygód Herkulesa Poirota od tego reżysera. Jestem ciekaw, co inni twórcy byliby w stanie wyciągnąć z tego bohatera – oczywiście z Kennethem w głównej roli.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat