Dwóch i trzy czwarte
Tłoczno się zrobiło w domu Waldena. A im tłoczniej, tym zabawniej, o czym dobitnie przekonują ostatnie odcinki. Po kilku słabszych powraca ekipa, którą sobie osobiście bardzo chwaliłem, czyli Barry - do tego wystarczyło dodać jedną nową bohaterkę i mamy przepis na sukces. Dwóch i pół, o dziwo, wraca na właściwe tory!
Tłoczno się zrobiło w domu Waldena. A im tłoczniej, tym zabawniej, o czym dobitnie przekonują ostatnie odcinki. Po kilku słabszych powraca ekipa, którą sobie osobiście bardzo chwaliłem, czyli Barry - do tego wystarczyło dodać jedną nową bohaterkę i mamy przepis na sukces. Dwóch i pół, o dziwo, wraca na właściwe tory!
W poprzednich odcinkach było raz lepiej, raz gorzej. Chwaliłem sobie postać Nicole, "szefowej" Waldena (a także jego nowej miłości), oraz Barry'ego. Te dwie osoby wniosły spory powiew świeżości. Szybko jednak zrezygnowano z nich, a Nicole wysłano do Google'a. Zamiast tego powróciła matka Alana, która brała ślub ze swoim milionerem na wózku. Odcinek o geriatrycznym popołudniu kawalerskim nie był ani śmieszny, ani nawet interesujący - momentami zahaczał o niziny znane serialowi od przynajmniej dwóch sezonów. Słowem: żal. Zaskakuje więc to, jak twórcy potrafią trafne decyzje niszczyć, żeby potem szybko je naprawić. Niestety ta huśtawka nie najlepiej wpływa na produkcję. O dziwo, od dwóch odcinków jest naprawdę dobrze, co tylko potwierdza "Welcome Home, Jake". Panie i panowie, Dwóch i pół znowu bawi!
A wszystko za sprawą kilku przetasowań i nowej twarzy w obsadzie. Przypomnijmy poprzednie odcinki. Jak już zostało wspomniane, Nicole wyjechała. Barry postanowił jednak zostać, gdyż woli tworzyć coś nowego. Alan próbuje oświadczyć się Lyndsey, ale ubiega go Larry. Leci więc do Judith, swojej byłej żony, i spędza z nią pijacką, upojną noc. Na szczęście Walden wszystko odkręca. Harper udaje więc wciąż Jeffa, żeby być bliżej swojej miłości, a przy okazji zostaje świadkiem Larry'ego. Poznaje przy tym Gretchen, jego siostrę, i zakochuje się.
Siedemnasty odcinek kontynuuje wątek Alana jako Jeffa Strongmana, Gretchen, Barry'ego oraz jego współpracy z Waldenem. Trzeba przyznać, że kwestia fałszywej tożsamości młodszego z braci Harperów jest niezwykle ciekawa i o wiele zabawniejsza niż eksploatowanie po raz tysięczny nieporadności Alana. Ileż można ciągnąć sitcom na jednej postaci - tego nie wie nikt, chyba tylko twórcy. Na szczęście Walden o wiele lepiej sprawdza się jako wykorzystywany właściciel posiadłości niż nieporadny, przystojny informatyk. Nie ma nadziei, że zostanie podrywaczem jak Charlie, rolę tę przejęła niby Jenny, ale wszyscy fani dobrze wiedzą, że wprowadzenie córki świętej pamięci starszego Harpera nie było najlepszym pomysłem. Postanowiono więc dać jej dziewczynę i sprowadzić do roli tła. Podobnie skończyła zresztą Berta.
[video-browser playlist="635008" suggest=""]
Chwaliłem już Clarka Duke'a, którego obecność w sitcomie wnosi powiew świeżości. Jego chwilowe mieszkanie u Schmidta pokazuje, że nawet z dorosłą postacią, jeżeli jest ona odpowiednio rozpisana i poprowadzona, można osiągnąć to co z małym Jakiem. Barry jest nieporadny, autentycznie zabawny, a oglądając go na ekranie, czuje się powrót starych, dobrych czasów. Przy okazji dobrze łączy postacie drugoplanowe (jak Jenny czy Bertę), a ich rozmowy przy bongo potrafią wywołać uśmiech. Nawet Walden lepiej czuje się w nowej roli żywiciela kolejnych pasożytów.
Ciekawie też poprowadzono wątek Gretchen. Seksowna siostra Larry'ego jakimś cudem spojrzała na Alana - szkoda jedynie, że we wszystkim miesza Lyndsey. Byłoby lepiej, gdyby porzucono ten wątek i pozwolono Jeffowi pobyć chwilę z Gretchen, szczególnie że jest to pierwsze kobieta, która przypomina damski odpowiednik Harpera. Minusem jest też robienie z Larry'ego idioty. Wcześniej był łatwowierny, ale w tym odcinku twórcy już przesadzili.
Jenny z dziewczyną nie bawią, ale jako tło spisują się znakomicie. Nieco więcej kwestii dostała także Berta, która wydaje się być w formie. Możliwe, że to wpływ interakcji z Barrym. Na nieco dalszy plan zszedł Walden, nie narzekałbym jednak z tego powodu. Ashton udowodnił, że jest dobrym aktorem komediowym, ale gdy nie musi ciągnąć całej produkcji. Dwóch i pół zawsze opierało się na dysonansach charakterów i pewnej opozycji - im mniej twórcy starają się wprowadzić centralną postać, a działać bardziej na zasadzie wzajemnych kooperacji, tym wyższy poziom odcinków.
W domu Waldena robi się coraz tłoczniej, nie stanowi to jednak wady. Lepszy tłok niż sam Alan, który, choć zabawny, nie jest w stanie dźwigać całej produkcji na swoich barkach. Trudno oszacować, jak długo Dwóch i pół jeszcze pociągnie, ale jeśli będzie raczyć nas takimi odcinkami jak siedemnasty, to możemy spać spokojnie.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat