Faza druga rozpoczęta!
Homeland tylko z pozoru raczy nas kolejnym spokojniejszym odcinkiem. Po tym, co twórcy zaprezentowali w poprzednim, udowodnili, że należy im się duży kredyt zaufania. Na ekranie dzieje się wiele, choć nie w sferze akcji.
Homeland tylko z pozoru raczy nas kolejnym spokojniejszym odcinkiem. Po tym, co twórcy zaprezentowali w poprzednim, udowodnili, że należy im się duży kredyt zaufania. Na ekranie dzieje się wiele, choć nie w sferze akcji.
W szczególności brylują bohaterowie drugoplanowi, którzy są rozwijani w bardzo umiejętny sposób. Na duże słowa uznania zasługuje sylwetka Saula Berensona, która od trzech sezonów jest umiejętnie prowadzona. Postać ta nierzadko intryguje. Jeszcze w finale 2. serii można było go typować na terrorystę, kiedy to odmawiał modlitwę nad ciałami poległych, a w 3. trudno było się oprzeć wrażeniu, że ten bohater nie jest tak krystaliczny, jak mógł się wydawać po wystawieniu Carrie. Naprawdę spory podziw budzi we mnie sposób, w jaki jestem co rusz wodzony za nos, przez co posądzam tego bohatera o skrajnie różne postawy. Również w piątym odcinku zaskakuje, pokazując w wielu scenach, że serce ma jednak po właściwej stronie i chce dobra - tak dla Carrie, jak i Ameryki.
Peter Quinn także fascynuje - człowiek zagadka, jak bym go określił. O ile Carrie czy Brody’ego w jakimś stopniu znamy, o tyle agent Quinn to wciąż tajemnica do odkrycia. Niby oddany sprawie, a jednak jego zachowania, wyraz twarzy, podejście do różnych decyzji budzi wiele niepokoju. I choć w "The Yoga Play" nie ma za wiele czasu ekranowego, to zawsze, kiedy się pojawia, wprowadza atmosferę niepokoju i nerwowości. Duża w tym zasługa Ruperta Frienda, który gra w sposób fenomenalny. Na razie o tym agencie za wiele nie wiemy, ale myślę, że twórcy szykują jakiś twist z nim związany, bowiem do tego pasuje idealnie.
Fabuła odcinka toczy się w dosyć powolnym tempie, ale niech nikogo to nie zmyli, bo dzieje się naprawdę wiele. Każde kolejne sceny są następstwem tego, co widzieliśmy w poprzednich odcinkach. Rozwiązywanie przyczyn 12/12, choć nie tak emocjonujące jak poprzednie dwa sezony, budzi uznanie, kiedy patrzy się na nie z szerszej perspektywy i widzi, jak wszystkie trybiki idealnie współgrają. Wydarzenia teoretycznie ze sobą nieskorelowane mają na siebie niebywały wpływ. Trudno oprzeć się wrażeniu, że fabuła jest genialnie rozpisana. Wieńczy ją oczywiście spodziewany cliffhanger z udziałem Carrie, który dostarcza emocji i nieco humoru. Kto bowiem nie uśmiechnął się, kiedy Majid Javadi wspomniał o jodze?
[video-browser playlist="634239" suggest=""]
Jedynym nieporozumieniem wydaje się Dana i jej perypetie miłosne. O ile na początku sezonu wyglądało to nawet przyzwoicie, to od chwili, kiedy ta para dostaje więcej czasu ekranowego, zupełnie nie potrafi tego wykorzystać. I nie chodzi tu już nawet o fakt, że sceny z ich udziałem nudzą. Po prostu nie widać, co scenarzyści chcą osiągnąć. Pokazać, w jakiej rozsypce jest rodzina Nicka? Zdecydowanie tego nie kupuję. Już wolę dalej oglądać interesujące śledztwo Carrie i Saula.
Ostatnim, ale niezwykle ważnym punktem jest oczekiwanie na moment, kiedy Carrie i Nick znowu się spotkają, bowiem to ich niecodzienna relacja napędzała fabułę przez dwa poprzednie sezony. To oni zdobyli serca milionów; to oni sprawiają, że serial elektryzuje. Brody, wróć! Czekamy!
Homeland po raz kolejny raczy nas spokojniejszym odcinkiem, pokazując, że jakość nie zawsze wiedzie przez akcję, a częściej przez zmyślnie zaplanowaną fabułę, która budzi podziw, kiedy patrzy się na nią z szerszej perspektywy. Na pierwszy plan wychodzą bohaterowie drugoplanowi i swoje pięć minut wykorzystują. Nie ukrywajmy bowiem - wróci Brody, spotka się z Carrie, wybuchnie kolejny fabularny twist i nic innego nie będzie miało znaczenia. Póki co zachwycajmy się genialnością scenarzystów pomimo drobnych wpadek, jak ta z wątkiem Dany.
Poznaj recenzenta
Łukasz AncyperowiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat