Flash: sezon 7, odcinek 5 i 6 - recenzja
Ostatnie dwa epizody dały nam pewną poprawę w prowadzeniu wątków fabularnych. Zwłaszcza tych związanych z głównymi przeciwnikami Flasha. Nawet ciemna strona mocy tego serialu związana z wątkami emocjonalnymi nie była tak ciemna, jak to często bywało.
Ostatnie dwa epizody dały nam pewną poprawę w prowadzeniu wątków fabularnych. Zwłaszcza tych związanych z głównymi przeciwnikami Flasha. Nawet ciemna strona mocy tego serialu związana z wątkami emocjonalnymi nie była tak ciemna, jak to często bywało.
Bywało tak, że w części odcinków serialu Flash emocjonalne wątki fabularne przyprawiały o bardzo mocny ból głowy i straszliwą chęć jak najszybszego wyłączenia serialu. Bywało również i tak, że były to całkiem mocne punkty programu. Niestety w głowie jeszcze mamy epizod całkowicie położony przez to, że całe miasto na czele z Iris chciało poradzić sobie z traumami po Mirrorverse. Co gorsza, zgodnie z przewidywaniami był to tradycyjny, mało wciągający zapychacz, o którym w kolejnych epizodach nikt już nie pamięta. Wątek zgasł jak świeczka. Traum już nie ma, ale swoisty facepalm pozostał. Na szczęście nie na długo dzięki nowym przeciwnikom.
Jak się bowiem okazało, flashowa wersja She-Hulk była pierwszym z kilku przeciwników, którzy już za chwilę mają nawiedzić Central City. Zresztą nie tylko oni, ponieważ nieoczekiwanie pojawia się również sama Speed Force w swojej fizycznej postaci zmarłej matki Barry'ego Allena. Jej pojawienie się dało wreszcie porządny trop dotyczący tego, kim są i skąd mogą się brać nowy przeciwnicy Team Flash (a są oni... bogami w stylu Goodspeeda). To, a także pojawienie się Psycha – nowego badassa, który potrafi manipulować ludzkim strachem w taki sposób, że „opętana” postać czuje tego fizyczne konsekwencje. Kluczem do pokonania Psycha okazała się Cecile, która dzięki swoim empatycznym mocom oraz fotelowi DeVoe była w stanie pomóc Barry'emu pokonać niezwykle silnego przeciwnika.
Kolejny przeciwnik również był (i zapewne jeszcze będzie) wymagający. Deon Owens posiadł bowiem moc manipulowania czasem i doprowadził do cofnięcia się w czasie do lat 90. Cisco i Chestera. Jego manipulacje zresztą odciskają swoje piętno również na współczesnych latach, dzięki czemu dostajemy kilka całkiem zabawnych momentów (w tym mnóstwo easter eggów nawiązujących do tamtych lat, w tym kultowego serialu z Willem Smithem - Bajer z Bel-Air). Do jego pokonania wystarczyła natomiast porządna gadka-szmatka. A przynajmniej pozornie, ponieważ wyjątkowo small talk przyniósł trochę odwrotny skutek, o którym usłyszymy zapewne w jednym z kolejnych odcinków Flasha.
Tak w skrócie wygląda oś fabularna ostatnich dwóch epizodów i wyjątkowo trzeba przyznać, że obydwa prezentowały dawno niewidzianą jakość. To zasługa wyjątkowo dobrze poprowadzonych wątków, a również zepchnięcia trochę na margines (przynajmniej w jednym z epizodów) samego Flasha.
Dobrze poprowadzono wątek rozdzielonych od siebie Caitlin i Killer Frost. Ich relacja nie męczy, jest nieźle rozpisana, wzbudza sporo niewymuszonych emocji i prowadzi do kilku zabawnych sytuacji. Trzeba przyznać, że twórcy na nowo odkryli potencjał odgrywającej te role Danielle Panabaker. Zyskała zwłaszcza Caitlin, która z sezonu na sezon stawała się coraz bardziej miałka i nijaka, przez co każdy czekał się na jej bardziej wyraziste alter ego. Teraz, istniejąc obok siebie, wniosły do serialu spory powiew świeżości, a sama Caitlin na nowo zyskuje sympatię widzów.
Równie dobrze zaprezentowano wątek Chestera, który jak do tej pory był takim człowiekiem znikąd, który „nagle” pojawił się w Star Labs, zaczął rzucać jakimiś żarcikami a'la Cisco (często niezbyt lotnymi) i starał się być kolejnym istotnym członkiem Team Flash. Do tej pory nie był, a co więcej, wzbudzał dość sporą obojętność. To też wynika z tego, że twórcy niezbyt dobrze wprowadzili jego postać do serialu. Nie pomagało również to, że raz był, a raz go nie było w danym epizodzie. W dwóch ostatnich widać to zresztą jak na dłoni. W numerze 5 nie było go ani widać, ani słychać, za to epizodzie szóstym, który był przecież bezpośrednią kontynuacją poprzedniego jego pojawienie się wyglądało tak, jakby dopiero co wrócił z zakupów w Żabce, a w ciągu tego jednego wypadu cały świat stanął na głowie.
Dlatego tym razem skupiono się na nim bardziej niż zazwyczaj i wysłano go z Cisco do przeszłości, gdzie nie tylko pomógł powstrzymać nowego wroga, ale dostał szansę na domknięcie swojego osobistego wątku z ojcem. I trzeba przyznać, że ta kwestia wyszła naprawdę dobrze. Nie czuć w tym było zbytniej nachalności, a rozmowy Chestera z ojcem wzbudzały dość silne emocje. Ponadto Chester został bezpośrednio skonfrontowany z Cisco, którego – wydawało się, miał docelowo zastąpić w Team Flash. Z tej konfrontacji wyszło jasno, że Chester co prawda nie byłby w stanie nigdy go zastąpić, ale może za to może z nim się fantastycznie uzupełniać z korzyścią i dla Team Flash i dla samego serialu (jeśli oczywiście scenarzyści nie będą partolić swojej roboty).
Pozytywnym zaskoczeniem było również ograniczenie roli Barry'ego i zamknięcie go w komorze kriogenicznej. Jego brak ewidentnie pomógł w lepszym rozpisaniu innych wątków, w tym relacji Iris ze Speed Force. Tak jak żona Flasha na co dzień irytuje wszystkich widzów, tak w tym przypadku wypadła naprawdę nieźle. Jej relacja ze Speed Force wypadła bardzo naturalne. Widać było, że rozmawiają dwie kobiety, dla których Barry stanowi istotny element życia. Można to było nawet przyrównać do relacji matka-córka, co akurat nie dziwi, skoro Speed Force przybiera właśnie postać zmarłej matki Barry'ego.
Naturalnie były też minusy, które może nie ciągnęły się przez całe odcinki, ale gdy się pojawiały, to mogły irytować, choć nie w takim stopniu jak zawsze. Poza jedną kwestią. Twórcy Flasha ewidentnie nie chcą się rozstać Ralphem Dibnym. Po tym, co z nim uczynili kilka odcinków temu, wydawało się, że wreszcie zamknęli jego wątek i nie będą już do niego wracać. Niestety, jeśli tylko jest okazja, to Dibny nadal przewija się w tak zwanych rozmowach od niechcenia. Nikt tak naprawdę nie wie, po co...
Rzadkością w serialu Flash w ostatnich latach jest to, że dwa następujące po sobie epizody nie wywołują odruchów wymiotnych. Mało tego, były jak na standardy The CW naprawdę niezłe. Dodam więcej – część efektów specjalnych jak na tę stację również prezentowała się całkiem dobrze. Można było poczuć tym razem, że twórcom zależało na dobrym wprowadzeniu nowych wrogów do serialu, dzięki czemu pominęli zbędne dramy, których nikt po raz kolejny nie ma ochoty oglądać. To dobrze rokuje na przyszłość tym bardziej, że poza głównym wątkiem zarysowało się kilka innych, które dają nadzieję na to, że ten sezon nie będzie przyprawiał o tak wielki ból głowy, jak poprzedni. Niemniej środki przeciwbólowe (bądź inne pozytywnie wpływające na stan umysłu) warto trzymać pod ręką. To w końcu Flash. To w końcu The CW.
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1969, kończy 55 lat