Flashpoint. Punkt krytyczny – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 15 czerwca 2016Po kilku latach wydawania albumów w ramach Nowego DC Egmont zaprezentował wreszcie tytuł, który doprowadził do resetu superbohaterskiego uniwersum - Flashpoint. Punkt krytyczny.
Po kilku latach wydawania albumów w ramach Nowego DC Egmont zaprezentował wreszcie tytuł, który doprowadził do resetu superbohaterskiego uniwersum - Flashpoint. Punkt krytyczny.
W 2016 roku sypnęło albumami z bohaterem, który stoi w drugim szeregu za najpopularniejszymi postaciami uniwersum DC, czyli Batmanem i Supermanem. Okazało się przy tym, jak bardzo ważna jest postać Flasha dla przełomowych punktów w długiej historii DC . Mogli się o tym przekonać czytelnicy słynnego Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach, a ledwie po kilku miesiącach od wydania tego komiksu dostaliśmy, również w ramach serii DC Deluxe, Flashpoint, w którym Barry Allen ponownie odgrywa kluczową rolę.
Pewnie trochę przypadkiem premiera albumu zbiegła się z niedawnym finałem drugiego sezonu serialu stacji CW, który bardzo jasno nawiązuje do komiksu ze scenariuszem Geoffa Johnsa oraz jego animowanej adaptacji. Wyjawiony niedawno tytuł pierwszego odcinka kolejnego sezonu - Flashpoint Paradox - daje nadzieję na poprawę jakości w łapiącej ostatnio fabularną zadyszkę telewizyjnej produkcji. Tak się bowiem składa, że zabawy z kontinuum czasoprzestrzennym bardzo często okazują się deską ratunkową dla popadających w rutynę twórców i przede wszystkim są dla nich rodzajem sprawdzianu - wreszcie mogą wykrzesać coś nowego z utartych schematów, pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa, zaszokować, poodwracać role wybranych bohaterów, no i najważniejsze - nie odpłynąć zbyt daleko, tworząc podstawy nowego świata. Świata, który powstał na skutek zmiany jednego, ważnego wydarzenia z przeszłości.
Cztery pierwsze strony komiksu to świat, jaki dobrze znają fani DC. To rodzaj streszczenia, które prowadzi nas od młodości Barry'ego Allena, śmierci jego matki i wypadku, który sprawił, że pozyskał wiadome moce. A potem jeszcze ślub, rodzina, wstąpienie do Ligi Sprawiedliwości - to wszystko nagle okazuje się cieniem utraconej przeszłości w momencie, kiedy bohater budzi się z głębokiego snu, by zdać sobie sprawę, że najprawdopodobniej tkwi w zafałszowanej rzeczywistości. Owszem, jego matka żyje, ale to jedyna pozytywna zmiana. Barry Allen nie posiada swoich mocy, nie jest szczęśliwym małżonkiem Iris West i jeszcze na dodatek świat stoi na krawędzi zagłady. A skoro Flash nie posiada swoich mocy, jasne jest, że w tej rzeczywistości nie funkcjonuje jako superbohater i tym samym nie należy do Ligi Sprawiedliwości. Cóż, nie ma tak łatwo, wydają się mówić nam twórcy komiksu - Liga Sprawiedliwości w tym kontinuum nie istnieje, o Supermanie nikt tu nigdy nie słyszał, a Wonder Woman i Aquaman toczą ze sobą wojnę, która kosztowała już miliony ludzkich istnień. Jest źle, a nawet bardzo źle. Ostatecznie Barry dochodzi do wniosku, że to, czego doświadcza, jest sprawką Reverse-Flasha, bo któż inny mógłby spowodować tyle zmian i szkód?
Fabularnych zwrotów i superbohaterskich roszad jest tu o wiele więcej i w pewnym momencie to postawienie wszystkiego na głowie zaczyna być z lekka nieprzekonujące. W tym aspekcie komiks ze scenariuszem Geoffa Johnsa wydaje się po pierwsze zbytnio przeładowany przeróżnymi niespodziankami, a po drugie za bardzo chaotyczny w treści i formie, zbyt szybko skaczący od wydarzenie do wydarzenia. Jest oczywiście wytłumaczenie dla takiego stanu rzeczy - Flashpoint to przecież event, którego główna, pięciozeszytowa miniseria jest jego najważniejszą częścią, ale wciąż tylko częścią. Stąd wrażenie chaosu oraz skrótowości poszczególnych wątków i trzeba przyznać, że w tej materii twórcy wielkich eventów Marvela w rodzaju Wojny Domowej i Rodu M (którego nota bene Flashpoint wydaje się być w założeniach niemal lustrzanym odbiciem) panowali nad komiksową materią lepiej. Główne historie wychodzące spod ich rąk spokojnie mogą funkcjonować samodzielnie, natomiast w przypadku dzieła Johnsa aż żal, że nie mamy możliwości przeczytać pobocznych historii po polsku. Choć może to też jakiś sposób na pobudzenie czytelniczego apetytu - dać w tej głównej opowieści jedynie skrawki bardzo emocjonujących wydarzeń, by zmusić fanów do przestudiowania całości eventu.
Pomimo tych oczywistych wad Flashpoint i tak pozostaje wciągającą lekturą. Na pewno duża w tym zasługa wysunięcia na pierwszy plan tego akurat bohatera i postawienia go przed dramatycznymi wyborami, ale także zogniskowanie uwagi na najważniejszych postaciach uniwersum DC. Dlatego też po lekturze Flashpointu pozostają nam w pamięci figury Batmana i Supermana (co do tego drugiego: naprawdę należy przygotować się na szok), bo właśnie w ich przypadku najmocniej wybrzmiewają konsekwencje "zabaw" z kontinuum czasoprzestrzennym. W jakiś paradoksalny sposób udało się obu artystom - scenarzyście Geoffowi Johnsowi i rysownikowi Andy'emu Kubertowi - tchnąć w ów świat i w jego kluczowe postacie próbkę prawdziwego, wiarygodnego dramatu, który w końcowym efekcie okazuje się istotniejszy od fabularnego chaosu. Istotniejszy, szokujący, ale i na swój sposób wzruszający.
Bo na tym właśnie - na prostych, nierzadko dostarczających wzruszeń emocjach - oparta jest ta historia . Historia z rodzaju "co by było, gdyby?", mocno do nas przemawiająca, bo oparta na jednostkowych doświadczeniach każdego z czytelników. Co by było, gdybyśmy mieli moc zmienienia przeszłości? Cóż, jeśli coś takiego byłoby możliwe, Flashpoint. Punkt krytyczny powinien funkcjonować jako rodzaj ostrzeżenia przed zabawami z czasem. Na szczęście tego typu podróże możemy odbywać jedynie w wyobraźni, cofanie się w czasie i wpływanie na przeszłe wydarzenia pozostawiając tym, którzy jako jedyni potrafią sobie radzić z konsekwencjami takich czynów. Nie na darmo określamy ich mianem superbohaterów.
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat