Gen V - sezon 2, odcinek 8 (finał sezonu) - recenzja
Data premiery w Polsce: 22 października 2025W finałowym odcinku 2. sezonu Gen V bohaterowie zmierzyli się z potężnym złoczyńcą. Nie zabrakło dobrej akcji z wykorzystaniem supermocy i ciekawych gościnnych występów. Czy ostatni epizod nie zawiódł oczekiwań?

Zaskakująca końcówka poprzedniego odcinka Pokolenie V sprawiła, że z niecierpliwością wyczekiwało się finału, aby zobaczyć w pełnym wymiarze Ethana Slatera w roli obdarzonego ogromną mocą Thomasa Godolkina. Początek epizodu wyjaśnił widzom, jak zdobył swoje umiejętności, gdy rozpętał się pożar w laboratorium. Wszystko już było jasne, również dzięki relacji groteskowego Douga, więc twórcy mogli przejść do ciekawszych wydarzeń. Te jednak rozkręcały się dość powoli, dając czas na poznanie założyciela uniwersytetu i stworzenia planu jego pokonania przez protagonistów.
Ethan Slater jako Thomas Godolkin udanie przejął pałeczkę głównego złoczyńcy sezonu po Hamishu Linklaterze i jego Cipherze, a raczej Dougu. Biła od niego charyzma – jego postać budziła grozę nie tylko przez to, że potrafił kontrolować innych ludzi, ale przez tę jego maniakalną radość z odzyskania zdrowia, która maskowała jego prawdziwe oblicze i zamiary. Przechytrzył nawet Sister Sage, z którą miał romans, co tylko podkreślało, jak niebezpiecznym był supkiem z tym swoim wybujałym ego szalonego naukowca o kompleksie boga. Wraz z jego kolejnymi poczynaniami, czyli eliminacją słabych studentów o dziwnych mocach, a co za tym idzie brutalnymi scenami, stawka rosła, a wraz z nią napięcie.

Marie stanęła do walki z Godolkinem wraz z Cate. Umiejętność Black Hole’a okazała się przydatna, aby przemycić przyjaciół na miejsce starcia. Ten motyw jednak mniej śmieszył niż tańczący studenci kontrolowani przez psychopatycznego Godolkina. Każdy wykorzystał swoją moc, nawet tę, którą złoczyńca uznałby za bezużyteczną lub za mało efektywną. Ta całkiem widowiskowo prezentująca się bitwa naprawdę została dobrze rozegrana przez twórców, choć nie wciskała przesadnie w fotel. Nawet wtedy, gdy przejął kontrolę nad Marie. Szala zwycięstwa przechylała się to na jedną stronę, to na drugą. Natomiast "pojedynek na spojrzenia" wypadł dość średnio, ale nawet trzymał w napięciu. Ostatecznie arogancja Godolkina doprowadziła go do zguby, a bohaterka pokazała potęgę swojej mocy, zabijając go w makabryczny sposób. Jeśli komuś brakowało krwawych scen w serialu, to ten odcinek nadrobił to z nawiązką.
Zanim jeszcze doszło do tego starcia, twórcy pośpiesznie zamykali wszystkie wątki. Cate bez większych problemów odzyskała zaufanie grupy, dlatego Marie ją uzdrowiła. Widzowie zostali poniekąd zmuszeni do zaakceptowania tego kierunku fabuły, bo bohaterka była potrzebna w ostatecznej bitwie. Podobnie było z miłosnymi perypetiami Emmy, które rozwiązano na chybcika. Najmniej przekonująco wypadł wątek Jordan i Marie, pomimo że aktorki zagrały to rozstanie naprawdę z wyczuciem.

Z kolei wybronił się wątek Polarity, którego motywowała chęć zemsty za śmierć syna, ale też po prostu Sean Patrick Thomas wlał do niego dużo serca. Szczerą rozmowę z Dougiem w aucie można uznać za finałowy hołd dla Andre, a zarazem Chance’a Perdomo. Szkoda tylko, że śmierć dawnego Ciphera nastąpiła tak gwałtownie i przeszła w sumie bez echa w tym odcinku. Hamish Linklater sprawił, że jęczący i prostolinijny Doug nawet zdołał wzbudzić sympatię, pomimo że całkowicie kontrastował z jego poprzednim "wcieleniem". Ale z drugiej strony chodziło właśnie o element zaskoczenia z powodu pojawienia się znienacka Black Noira – każde cameo postaci z The Boys sprawia frajdę, choć może niekoniecznie w tym wypadku, gdy zabił Douga.
Ale to nie było jedyne cameo z The Boys w tym odcinku. Powróciła Starlight, aby przekonać młodych supków do dołączenia do ruchu oporu. Do tego pojawił się A-Train, który jak się okazuje aktywnie jej w tym pomaga. Mimo wszystko te gościnne występy nie dorównały tym z Homelanderem i Butcherem z 1. sezonu. Ale przynajmniej zgrabnie połączono fabuły spin-offu z flagowym serialem, uchylając rąbek tajemnicy z finałowego sezonu The Boys.
To był dobry finał sezonu Gen V, w którym akcja utrzymywała niezłe tempo, aż do efektownego starcia z Godolkinem. Wydarzenia ekscytowały, ale nie aż tak, jak można było tego oczekiwać. Końcówka z dołączeniem grupy do Starlight powoduje, że na ostatni sezon The Boys będziemy wyczekiwać z rosnącym zainteresowaniem. Szczególnie, że Marie potwierdziła to, że może być w stanie pokonać samego Homelandera, po tym jak uporała się z Godolkinem.
Natomiast 2. sezonowi zabrakło świeżości pierwszego. Romansowe wątki rozwijano na siłę, a w postaciach zachodziły błyskawiczne, a co za tym idzie nieprzekonujące zmiany. Zdecydowanie lepiej wyglądało to na polu dramatycznym. Śmierć Andre sprawiła, że błyszczał Polarity. Historia sióstr Moreau też wybrzmiała odpowiednio, choć Annabeth również nieco za szybko wybaczyła Marie wszystkie krzywdy i traumy. Rozczarowuje to, że jej moc przewidywania zdarzeń koniec końców nie miała żadnego znaczenia, ani nie przyczyniła się do zintensyfikowania wrażeń.
Mimo wszystko 2. sezon wciąż oceniam pozytywnie. Serial stoi na własnych nogach, opowiadając odrębną historię od The Boys, ale jednocześnie będąc ściśle z nią związaną. Rozszerzyło to uniwersum – dzięki Projektowi Odessa dowiedzieliśmy się więcej o Homelanderze, niemoralnych eksperymentach Vought i uniwersytecie. Do tego podkreślił zmiany, do jakich doszło w tym świecie, w którym ludzie są prześladowani przez supków. Spin-off spełnił swoją rolę w 100%. Poza tym nie brakowało w 2. sezonie znakomitych kreacji, czarnego, ale też wulgarnego humoru, tak charakterystycznego dla tych produkcji, czy brutalnych scen z wykorzystaniem czasem dość dziwnych mocy. Można było odczuć kilka zgrzytów w fabule, ale te najważniejsze wątki wybrzmiały odpowiednio, a aktorzy pokazali kawał talentu. Wciąż mieliśmy do czynienia z satyrą na superbohaterów, ale nie zabrakło też pokazania ciemnej strony sławy, mocy, niezdrowej rywalizacji i przymusu, aby podnieść poziom umiejętności. Trudno na razie stwierdzić, czy doczekamy się kolejnego sezonu, ponieważ wszystko zależy od tego, jak potoczy się historia w The Boys, ale warto byłoby jeszcze raz wrócić do tego studenckiego życia młodych ludzi obdarzonych mocami. Bo to po prostu wciąż przyzwoity, pełen jakości i nietypowych pomysłów, szalony superbohaterski serial, jakich mało w telewizji.
Poznaj recenzenta
Magda Muszyńska


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1952, kończy 73 lat
ur. 1938, kończy 87 lat
ur. 1962, kończy 63 lat
ur. 1964, kończy 61 lat
ur. 1972, kończy 53 lat

Lekkie TOP 10
