Good Time – recenzja filmu
Plan napadu na bank, choć amatorski, wydawał się skuteczny – kilka minut roboty w biały dzień i na spokojnie, bez rozlewu krwi i zbędnej przemocy. Jednak czas, w którym znaleźli się rabusie po zgarnięciu forsy, nie należał do udanych i dobrych. Tak prezentuje się ogólny zarys fabuły Good Time, który oferuje o wiele więcej, niż na pierwszy rzut oka widać.
Plan napadu na bank, choć amatorski, wydawał się skuteczny – kilka minut roboty w biały dzień i na spokojnie, bez rozlewu krwi i zbędnej przemocy. Jednak czas, w którym znaleźli się rabusie po zgarnięciu forsy, nie należał do udanych i dobrych. Tak prezentuje się ogólny zarys fabuły Good Time, który oferuje o wiele więcej, niż na pierwszy rzut oka widać.
Wjazd kamery w wieżowiec z planu dalekiego, a następnie kilkuminutowy dialog (koniecznie ze zbliżeniem na twarze rozmówców): w filmie Good Time braci Safdie już od samego początku wiadomo, że nie będzie to zwykła historia obrabowania banku. Jednak napad tak naprawdę nic nie znaczy – nie stanowi punktu centralnego fabuły, a jest umiejscowiony zaraz po czołówce, stanowiąc tylko pretekst do opowiedzenia właściwej historii. Historii, której nie spieszno do końca, za to bogatej zarówno w żywe dyskusje wśród bohaterów, jak i długie pauzy między rozmowami. Sama scena z kradzieżą pieniędzy, jak już wspominałem, także nie należy do efektownych, pozbawiona wodotrysków i fajerwerków.
Nie dajcie się jednak zwieść powyższemu opisowi, myśląc, że produkcja należy do tych z kategorii nudnych. Film już po niecałych piętnastu minutach nabiera ciut większego tempa, całkowicie pochłaniając widza, zwiększając u niego zainteresowanie losem głównych bohaterów. Connie (Robert Pattinson) i Nick (Ben Safdie) Nikasowie nie cieszą się długo skradzionym szmalem: utrata większej części pieniędzy i ucieczka przed policją to tylko wierzchołek góry lodowej kłopotów, w które wpakowują się złodzieje w dalszej części filmu. Całą sytuację rodzeństwa utrudnia fakt, że jeden z braci jest upośledzony umysłowo.
Dlatego Good Time przypomina inne głośne filmy sensacyjne i kryminalne – jak np. 16 Blocks Richarda Donnera czy oryginalna Die Hard Johna McTiernana – w których protagoniści we względnie krótkim czasie (w recenzowanym filmie są to 3-4 dni z rzędu) ciągle napotykają przeciwności losu, próbując wyjść z sytuacji bez wyjścia. Z tą różnicą, że w produkcji braci Safdie głównymi bohaterami są ci źli, a happy end już nie taki oczywisty.
I na tym podobieństwa się kończą, bo twórcy filmu postanowili trzymać widza w napięciu oraz ukazać chaos i kłopotliwą sytuację bohaterów bez pomocy ledwie kilkusekundowych ujęć, trzęsącej kamery i innych – mniej lub bardziej oklepanych – bajerów i sztuczek. Postawiono za to na zabiegi czysto fabularne – o sile przekazu decydują przede wszystkim emocje bohaterów, ukazane za pomocą żywych i naturalnych dialogów bądź samego zbliżenia na twarz, zdradzającego pot, łzy czy tiki nerwowe. Ponadto Good Time to symfonia muzyki, świateł i kadrów, dodatkowo z dobrze przemyślaną kompozycją klamrową. Nieraz podczas seansu miałem skojarzenia z inną nietuzinkową produkcją, czyli Drive – zwłaszcza podczas scen w zamglonych, przyćmionych pomieszczeniach czy tych kręconych z drona, ukazujących ulice pełne samochodów nocnego miasta z lotu ptaka. Dzięki tym zabiegom udało się nadać tytułowi lekko nuty dekadentyzmu.
Good Time nie stanowi przełomu i nie wywraca kina sensacyjnego do góry nogami. I najgorszą stroną produkcji – jeśli już miałbym wskazać, co mi się nie podobało w filmie – jest zbyt mało czasu poświęconego niepełnosprawnemu Nickowi oraz średnio udana retrospekcja jednej z postaci, trwająca blisko pięć minut (rozumiem uzasadnienie fabularne tej sceny, jednak kłóci się ona mocno stylistycznie z całą resztą filmu). Niemniej, jest to udany dramat kryminalny z wyższej półki, zdradzający wysokiej jakości warsztat twórców. Duża też w tym zasługa Roberta Pattinsona – który wywiązał się z powierzonego zadania znakomicie i dla którego rola Connie'ego pozwoliła na dobre odczepić łatkę pozostawioną po kilkuletniej przygodzie z serią Twilight. Dlatego wielka szkoda, że Good Time nie miał oficjalnej kinowej premiery w Polsce. Na szczęście z ofertą do polskojęzycznych widzów wyszedł Netflix. Warto dać szansę temu filmowi – nawet jeśli od ambitnych historii o z pozoru silnych przestępcach bardziej cenisz konwencjonalne kino z typową zabawą w policjantów i złodziei.
Źródło: zdjęcie główne: A24
Poznaj recenzenta
Przemysław BednarskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1959, kończy 65 lat