Gotham: sezon 3, odcinek 1 – recenzja
Premiera trzeciego sezonu Gotham niczym nie zaskakuje, ani tym bardziej nie powala. Odnosi się wrażenie, że jest to jeden długi, czasem wręcz nużący zwiastun całego sezonu. Ni to źle, ni to dobrze.
Premiera trzeciego sezonu Gotham niczym nie zaskakuje, ani tym bardziej nie powala. Odnosi się wrażenie, że jest to jeden długi, czasem wręcz nużący zwiastun całego sezonu. Ni to źle, ni to dobrze.
Gotham to do tej pory jedyny serial tworzony na podstawie komiksów Detective Comics, który (mimo wszystko w cudzysłowie) spełnia oczekiwania. Reszta produkcji, z Arrow i Legends of Tomorrow na czele, przyprawia fanów o kilka zawałów w czasie jednego odcinka. Stąd też z sezonu na sezon historia Jima Gordona i jego niemal samotnej walki z największymi złoczyńcami Gotham musi po prostu być coraz lepsza. W poprzednim sezonie dostaliśmy to z nawiązką – twórcy skupili się na opowiadaniu ciągłej historii, wprowadzając coraz ciekawszych bohaterów. Jeśli ktoś oczekiwał więc, że w trzeciej serii może być jeszcze lepiej, to na razie… musi poczekać do kolejnych odcinków.
Better to Reign in Hell... jest niczym innym, jak 40-minutowym wprowadzeniem we wszystkie wątki, które będą przynajmniej w najbliższych odcinkach napędzać fabułę. Stąd też bliżej przyglądamy się między innymi (który to już raz z rzędu?) Fish Money, która dzięki eksperymentom Hugo Strange’a zyskała moc kontroli nad każdym, kogo dotknie. Poznajemy też nową bohaterkę – reporterkę lokalnej stacji, Valerie Vale, która zapowiada się na prawdziwy wrzód na tyłku policji Gotham. Co najważniejsze, pojawia się trybunał Sów – tajna organizacja rządząca miastem i najważniejszymi w nim ludźmi jak marionetkami. Na szachownicy pojawiają się również starzy znajomi: Pingwin (a przynajmniej jeszcze jego zarodek), Edward Nygma, Selina Kyle, Barbara i kilka innych osób z Bruce'em Wayne'em na czele.
To, co cieszy po powrocie Gotham do ramówki, to coraz szerszy wachlarz złoczyńców, którzy będą posiadali nadnaturalne umiejętności. Można więc spodziewać się kilku ciekawych potyczek, choć trzeba przyznać, że z niektórymi z nich będzie na to o wiele za wcześnie (brak Batmana). Kolejnym pozytywem jest sam Bruce Wayne i rozwój jego postaci. W kilku scenach widać, że to nie tylko rozwydrzony i bezmyślnie działający bachor, ale też inteligentny młodzieniec, a jak wiemy, ta cecha była zawsze głównym atutem jego przyszłego alter ego. To jednak nie sprawia, że nie popełnia błędów - i tu trzeba dać wielki minus, bo podobne sceny w tym serialu przerabialiśmy już wielokrotnie.
Wspomnieć trzeba też o samym Gordonie – jego postać praktycznie się nie zmieniła. Zmieniła się tylko jego sytuacja życiowa i zawodowa. Teraz to nie policjant, a łowca głów, który całkiem nieźle radzi sobie z ferajną, która zwiała z Indian Hill. Do tego leczący (głównie alkoholem) złamane serce po stracie Lee. Poza tym wszystkim to ten sam stary, dobry Jim Gordon, który z poświęceniem zwalcza przestępczość w Gotham. Warto podkreślić, że to nadal też ten sam nudny Gordon, co prawdopodobnie już nigdy się nie zmieni.
Po pierwszym odcinku drugiego sezonu trudno określić, jaka przyszłość czeka Gotham – tak miasto, jak i sam serial. Wiemy, że będzie się sporo działo na różnych płaszczyznach, ale nie wiemy, co będzie wątkiem przewodnim tej serii, czy, jak to było w drugim sezonie, twórcy będą chcieli sprawnie przeskakiwać z jednego na drugi, byśmy do samego końca nie wiedzieli, jaki będzie finał. Jakkolwiek nie będzie, to trzeba trzymać kciuki, aby kolejne odcinki utrzymywały przynajmniej poziom drugiego sezonu, bo pierwszy tego nie robi. On był tylko prologiem i niczym więcej.
Źródło: fot. FOX
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat