„Grace and Frankie”: sezon 1 – recenzja
Powiadają, że starość nie radość. I patrząc na bohaterki nowego serialu Netflixa, można wnioskować, że po części to prawda. Jednak "Grace and Frankie" pokazuje, że wcale nie jest aż tak źle, a 70 lat to jeszcze nie koniec świata.
Powiadają, że starość nie radość. I patrząc na bohaterki nowego serialu Netflixa, można wnioskować, że po części to prawda. Jednak "Grace and Frankie" pokazuje, że wcale nie jest aż tak źle, a 70 lat to jeszcze nie koniec świata.
„Grace and Frankie” mogłoby być zwyczajnym serialem komediowym, fabuła bowiem nie jest zbyt wyszukana – dwie kobiety, które niezbyt za sobą przepadają, dowiadują się, że ich mężowie są w sobie zakochani i planują zostawić je, by wziąć ze sobą ślub. Tytułowe bohaterki, by się wspierać w tej szokującej sytuacji, mieszkają więc razem, a ich diametralnie różne charaktery stają się przyczyną wielu śmiesznych sytuacji. Zanim jednak stwierdzicie, że to nic takiego i przecież już nie takie rzeczy działy się w telewizji, musicie wiedzieć o jednym – główni bohaterowie mają po 70 lat.
I to właśnie ich wiek sprawia, że „Grace and Frankie” ogląda się tak przyjemnie. Gdyby bowiem cała sprawa dotyczyła dwudziesto- czy trzydziestolatków, serial w ogóle by pewnie nie śmieszył. Ot, kolejny przeciętniak z niezbyt wyszukanym scenariuszem. Tymczasem jednak Netflix postanowił pokazać, że wszelkie problemy współczesnego świata dotyczą nie tylko młodych i pięknych. Ci starsi, bardziej doświadczeni przez życie, też mają podobne kłopoty. Czasami jest im nawet jeszcze trudniej. Przyzwyczaili się do życia w pewnej rutynie, a teraz muszą na nowo odnaleźć siebie i poznać świat. Grace i Frankie mimo swojego wieku starają się ułożyć sobie życie na nowo, chodzić na randki, zapoznać się z nowoczesną technologią czy – nie tak nowoczesnymi – używkami, a przede wszystkim zrozumieć, co stało się z ich życiem i jak doszło do tego, że były okłamywane przez ponad 20 lat. To właśnie takie sytuacje pokazują kontrast między młodością a doświadczeniem. Mało tego, obie bohaterki prezentują dwa odmienne typy osobowości, więc radzą sobie z zaistniałą sytuacją w zupełnie różny sposób. Grace się wścieka, Frankie rozpacza, obie jednak wpływają na siebie, a miks charakterów, choć jest chwytem ogranym, świetnie się tu sprawdza i akcentuje komediowy charakter produkcji.
[video-browser playlist="680144" suggest=""]
„Grace and Frankie” to nie tylko tytułowe bohaterki, ale również ich mężowie. Robert i Sol, dwóch starszych panów, którzy zakochali się w sobie i postanawiają w końcu przestać utrzymywać swój związek w tajemnicy, to wątek bardziej życiowy, niż może się na początku wydawać. Mniej tu również komediowego zacięcia. Twórcy zdecydowali się na słodko-gorzką opowieść o trudach życia. Po zrzuceniu z siebie ciężaru sekretu bohaterowie nie są najszczęśliwszymi osobami na świecie - czują niepewność, wyrzuty sumienia i ciągłe wątpliwości. Mało tego, nawet tak wyczekiwany, wymarzony związek nie jest wolny od kłopotów i „docierania się”. Wyszło bardzo przekonująco, zwłaszcza że panowie, podobnie jak Grace i Frankie, mają bardzo odmienne charaktery. Trochę jednak przeszkadza szybkość, z jaką rozwiązują swoje problemy. Po poważnych kłótniach czy zarzutach wystarczy im chwila, by zrozumieć drugą stronę - natychmiast przepraszają, by w tej samej sekundzie rozmawiać jak gdyby nigdy nic.
Przekonująco wypada też dalszy plan, czyli dzieci głównych bohaterów. Zmienienie atmosfery i skupienie się od czasu do czasu na młodszych postaciach wychodzi „Grace and Frankie” na dobre. Inaczej serial mógłby popaść w pewną monotonię, której twórcy w sprytny sposób uniknęli. Cieszy też, że w tym wypadku twórcy nie zafiksowali się na orientacji seksualnej rodziców, ale pozwolili dzieciom żyć własnym życiem, mieć własne problemy, wśród których rozwód i homoseksualny ślub to tylko kolejna rzecz na liście. Boli jednak, że nie wszyscy doczekali się swoich momentów. Historia Coyote’a zostaje urwana w połowie - nie wiemy, czy odnalazł swoją biologiczną matkę, nie wiemy, jak popadł w nałóg. Wydaje się, że twórcom zabrakło czasu na odpowiednie przedstawienie niektórych wątków, więc zostały one jedynie zaznaczone. Na drugim planie błyszczy zdecydowanie Brianna. Ta postać ma w sobie olbrzymi potencjał komediowy, co w ciągu tych 13 epizodów udowodniła nie raz. Wątek z adopcją psa to zdecydowanie jeden z lepszych w całym „Grace and Frankie”.
Czytaj również: „Agenci T.A.R.C.Z.Y.” – Brett Dalton opowiada o postaci Warda i 3. sezonie
Netflix kolejny raz udowadnia, że potrafi robić wszelkiego rodzaju seriale. „Grace and Frankie” to kolejna komedia w ich ofercie, która naprawdę bawi. Niecodzienny pomysł, niewymuszony humor, ciekawi bohaterowie i świetne aktorstwo weteranów kina sprawiają, że produkcję pochłania się w błyskawicznym tempie. Czekam na następny sezon. W premierowym „Grace and Frankie” udowodniły, że 70 is the new 20.
Poznaj recenzenta
Wojciech PilarzDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat