Grass Kings. Tomy 2-3 – recenzja komiksów
Data premiery w Polsce: 29 maja 2019Grass Kings to nieco anarchistyczna, nieco kryminalna, a nieco obyczajowa opowieść komiksowa. Sprawdzamy, jak wypadło zakończenie serii.
Grass Kings to nieco anarchistyczna, nieco kryminalna, a nieco obyczajowa opowieść komiksowa. Sprawdzamy, jak wypadło zakończenie serii.
Królestwo Traw to zamknięta społeczność na amerykańskiej prowincji, rządząca się swoimi prawami, nieznosząca ingerencji z zewnątrz. Przyciąga to rzecz jasna całą masę indywidualności i wyrzutków, interesujących i wyjątkowych postaci, ale także kłopoty. W pierwszym tomie Grass Kings śledziliśmy narastający konflikt z amerykańskim wymiarem sprawiedliwości – była to jednakże tylko przygrywka do większej całości.
Oczywiście kwestie niezależności Królestwa Traw i możliwości samostanowienia są w komiksie istotne, ale zostały podporządkowane wyższemu celowi fabularnemu. Jest nim tajemnica dotycząca serii zabójstw i zniknięć na przestrzeni lat. Jest to koło zamachowe zarówno losów postaci, jak samej fabuły. Wydarzenia związane z morderstwami wpływają bezpośrednio na bohaterów i stanowią oś konfliktu pomiędzy Królestwem Traw a pobliską policją – zresztą tropy prowadzą właśnie do siedziby anarchistów.
Drugi tom Grass Kings to klasyczny przykład środkowego tomu serii, gdzie następuje spowolnienie akcji i budowa podwalin pod finał. Matt Kindt zgrabnie prezentuje poszczególne postacie, które będą istotne dla dalszej fabuły… a może nawet będą mordercą? To intrygująca, choć niespiesznie wykreowana panorama specyficznego społeczeństwa.
Finałowy tom jest już klasyczną opowieścią z pogranicza kryminału i thrillera. Kindt wiąże przeszłość i teraźniejszość, dawne zaszłości i nowe konflikty, by na tym tle odmalować dramat w skali mikro. Może nie zawsze jego wybory są najtrafniejsze (czy raczej: takie, jakich wolałby czytelnik), ale koniec końców prezentuje nam interesującą panoramę wydarzeń. Autorowi udanie udaje się łączyć budowanie klimatu oraz przedstawianie kolejnych etapów dramatu. I jeśli można się do czegoś przyczepić, to głównie do tego, że rozwiązanie jest… dość banalne.
Kindt wie jak budować nastrój, ale jego umiejętności zostały świetnie wsparte przez Tylera Jenkinsa. Plansze, pozornie tylko ostre szkice pociągnięte z grubsza pastelowymi barwami, świetnie nadają całości klimatu, a stosunkowo ciepłe barwy paradoksalnie potrafią uwypuklać dramatyczne, pełne emocji przesłanie.
Seria, która zapowiadała się na społeczno-obyczajową fabułę z elementami kryminalnymi w kolejnych dwóch tomach została przedefiniowana i akcenty zostały rozłożone odwrotnie. W efekcie sporo elementów nie mogło wybrzmieć w pełni, choć i w tym zapewne była metoda, bo od początku Kindt stawiał na nieco oniryczny, pełen niedopowiedzeń sposób narracji. Jest to bez wątpienia interesująca i w dużej mierze oryginalna propozycja na naszym rynku.
Źródło: fot. Non Stop Comics
Poznaj recenzenta
Tymoteusz WronkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat