Gwiezdne Wojny: Andor: sezon 1, odcinek 5 - recenzja
Data premiery w Polsce: 21 września 2022Gwiezdne Wojny: Andor w najnowszym odcinku to świetnie napisana produkcja z dużym potencjałem na znakomite rozstrzygnięcia. Niestety produkcja ma problemy strukturalne.
Gwiezdne Wojny: Andor w najnowszym odcinku to świetnie napisana produkcja z dużym potencjałem na znakomite rozstrzygnięcia. Niestety produkcja ma problemy strukturalne.
Poprzedni odcinek był świetny, ale można było odczuć lekki niedosyt przy wątku Andora. Bohater poznał nową ekipę, z którą ruszy na niebezpieczną misję, ale zabrakło czasu na rozwinięcie charakterów członków tej drużyny. Naturalną koleją rzeczy było pokazanie ich osobowości w najnowszym odcinku. Niestety potwierdziły się moje obawy, które miałem po trzech pierwszych odcinkach.
Serial Gwiezdne Wojny: Andor ma wyraźnie podzieloną strukturę na trzyodcinkowe rozdziały, więc oglądanie jednego epizodu raz na tydzień pozostawia pewien niedosyt. Wciąż jest to świetnie napisany serial, który dostarcza intensywnej treści za sprawą dialogów i rozwijających się relacji między postaciami, ale mam nieco inne oczekiwania względem tak emitowanych produkcji. Narracja musi być ciągła. Jeśli twórcy wyraźnie podzielili epizody na rozdziały, to powinni zaprezentować nam całą zamkniętą historię za jednym zamachem. Niestety przy najnowszym odcinku mam poczucie pewnej przejściowości i braku puenty. Dodam jeszcze, że trzy pierwsze odsłony, tworzące jeden rozdział, dostaliśmy na raz, dzięki czemu mogliśmy bardziej zachwycić się tym, co przygotował dla nas Tony Gilroy. Może to tylko szczegół, który nieznacznie wpływa na ostateczne odczucia po seansie, ale mam wrażenie, że Andor tylko by zyskał na sposobie emisji podobnym do Arcane od Netflixa. Historia napisana została z myślą o poszczególnych rozdziałach i też w taki sposób widzowie mogli ją poznawać.
Dowodem na to są wątki Syrila i Dedry, które sprawiały wrażenie, jakby czegoś im brakowało. Dedra ma ważną scenę, ale jeśli ktoś akurat mrugnie, to nie zauważy, że się pojawiła. Syril jest na ekranie nieco dłużej i na szczęście udało się ograć jego wątek przy pomocy subtelnych rozwiązań. Jego rozmowę z mamą przy płatkach śniadaniowych oglądało się kapitalnie, co jest zasługą nie tylko świetnych dialogów, ale też gry aktorów. Mam jednak wrażenie, że gdyby Syril w ogóle nie pojawił się w tym odcinku, a dostał dłuższe sceny w kolejnym epizodzie, całość tylko by zyskała. Przyjdzie nam czekać jeszcze tydzień na postawienie kropki nad i. Na ten moment postać jest gdzieś zawieszona, tak jakby pojawiała się w odcinku wyłącznie po to, żebyśmy nie zapomnieli o jej obecności.
Na szczęście twórcom udało się zaangażować nas w misję skromnej grupy rebeliantów. Poznajemy ich motywacje, cechy charakteru, a nawet przeszłość. Kluczowe są relacje Andora ze Skeenem i Nemikiem, bo mamy zestawienie trzech zupełnie różnych motywacji – idei, zemsty i pieniędzy. Podobało mi się szczególnie odejście od kliszy związanej z naszyjnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że kwestią czasu jest, kiedy Andor wpadnie i nie uda mu się ukryć swojej wartościowej biżuterii. Zamiast silić się na głupie wymówki, powiedział wprost, że jest tutaj wyłącznie dla zysku. Nie było żadnego rozłamu drużyny – którego moglibyśmy się spodziewać – bo kompani docenili szczerość. Mają też świadomość, że Andor nazywany przez nich Clem, zwyczajnie jest im niezbędny. Dan Gilroy zadaje zresztą pytanie, czy chęć zarobienia na krzywdzie Imperium w tych trudnych czasach powinna być wartościowana? Czy różni się od zemsty i ideologicznej walki o sprawiedliwość?
Po wątku Andora równie dobrze wypada wszystko, co dzieje się wokół Mon Mothmy. Rodzina bohaterki ma do niej żal, że spędza z nimi mało czasu. Nie wie jednak, że kobieta poświęca się ważnej sprawie. Z pewnością nie jest idealną matką czy żoną, ale to cena, którą musi zapłacić. Takie wątki rzadko były eksplorowane w świecie Gwiezdnych Wojen.
Andor kapitalnie operuje napięciem mimo niewielkiej skali wydarzeń. W ciasnych przestrzeniach domu Syrila jest niezwykle duszno. Sceny zostały zdominowane rozmowami o oczekiwaniach i niespełnionych ambicjach. Na pochwałę zasługują też sceny z Dedrą, która jest na tropie i musi uwierzyć w swoje przypuszczenia. Do tego Luthen przed dniem próby ma wątpliwości, co pokazuje, że nikt tutaj nie jest niezniszczalny, każdy płaci jakąś cenę i musi podejmować ryzyko. Uniwersalność i mądrość scenariusza zachwyca niezmienianie, nawet jeśli można trochę narzekać na formę emisji odcinków. Sam jednak wspominałem przed tygodniem, że cierpliwość będzie wynagrodzona i nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na nowy odcinek, w którym z pewnością nie zabraknie emocji.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat