Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków: sezon 1, odcinek 8 (finał sezonu) - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 15 stycznia 2025To już koniec serialu Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków. Czy twórcom udało się rozwiązać wszystkie wątki?
To już koniec serialu Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków. Czy twórcom udało się rozwiązać wszystkie wątki?
Przed twórcami serialu stało niemałe wyzwanie. Wątków do rozwiązania było wiele, tajemnic także, a czasu mniej niż miał Jedi po Rozkazie 66. Czy Jon Watts, pomysłodawca produkcji i reżyser finałowego odcinka, podołał temu karkołomnemu zadaniu? Teoretycznie tak, ale nie obyło się bez paru niedociągnięć i kwestii pozostawionych na przyszłość, która – podobnie do Akolity – nie wiadomo, czy w ogóle nadejdzie.
Myliłem się co do Nadzorcy. Nie okazał się nim Tak Rennod, co chodziło po głowie wielu fanom serialu. Był to jakiś rodzaj sztucznej inteligencji lub zautomatyzowanego systemu, który wykonuje polecenia (co słusznie wskazał w komentarzach pod poprzednią recenzją Darth sheldon – gratulacje!) Skłaniałbym się ku pierwszej opcji, bo wydaje mi się, że miał większą moc sprawczą. Poza tym sam design był wymowny. Wątpię, że tylko ja widziałem w nim HALA 9000 z 2001: Odysei kosmicznej. Trudno przegapić wielką, czerwoną jarzeniówkę i nie skojarzyć jej z tym klasykiem.
Sprawdziło się to, czego się obawiałem, czyli tempo odcinka było szybsze od skoku w nadprzestrzeń. Akcja na At Attin pędziła na łeb na szyję i nie zwalniała nawet na moment, choć zaczęło się spokojnie i powoli (co mnie zaskoczyło, szczególnie zważywszy na zwrot akcji z poprzedniego odcinka i jego końcówkę). Nie będę jednak narzekać na tempo. Innego rozwiązania przy tak krótkich odcinkach po prostu nie było. Poza tym po stokroć wolę akcję lecącą jak śmigacz na Tatooine niż wlekącą się jak dwa pierwsze odcinki tej produkcji. Nie było dużo czasu na rozłożenie emocji, podtrzymanie napięcia (na przykład w scenie domniemanej śmierci KB) czy choćby na pełnoprawne zakończenie wątku Joda (choć to jest może celowym zabiegiem twórców i swoistym otwarciem furtki na przyszłość). Akcja była jednak na tyle wartka, dobrze nakręcona i angażująca, że jestem w stanie na to przymknąć oko.
Bardzo, ale to bardzo szczątkowo serial odpowiedział mi na zarzuty z poprzedniej recenzji, w której miałem pretensje o niewielką rolę rodziców naszych protagonistów. W finale w końcu mieli coś do roboty. Szczególnie podobała mi się współpraca Wima i jego ojca. Widać od razu, że to jego syn! Jego ojciec też gdzieś w głębi ducha czuje tę zakorzenioną ciekawość, potrzebę przygody. Świetnie się to oglądało na ekranie. Szczególnie imponująca była scena pościgu na skuterach, która została doskonale nakręcona, a efekty specjalne tradycyjnie stały na bardzo wysokim poziomie. Twórcy puścili też oczko do fanów Spielberga, bo było tu jawne nawiązanie do E.T. Szkoda tylko, że tak fajnie było tylko z ojcem Wima. Nie dostaliśmy żadnych scen z innymi rodzicami poza mamą Fern, bo nie było na to czasu. Jak wypadł powrót dzieciaków do domu? Nie pokazano żadnych wspólnych scen. Zabrakło emocji. Rodzicom KB powinno się odebrać prawa do opieki, bo byli nieobecni przez niemal cały odcinek. Zabrakło ich nawet w scenie, która sugerowała, że dziewczynka mogła umrzeć.
To, co mi się podobało, choć znów nie obyło się bez problemów, to fakt, że na przestrzeni tego odcinka można zobaczyć rozwój wszystkich bohaterów. Neel przełamał strach, odnalazł w sobie odwagę i wykorzystał wiedzę pozyskaną z przygody, aby uruchomić działo laserowe i zaatakować statek piratów. KB nauczyła się pilotować Czarny Onyks i majsterkować na tyle, że była w stanie wylecieć poza planetę i naprawić SM-33, który ostatecznie uratował życie swoim pilotowaniem. Za to Wim i Fern w końcu udowodnili, że mogą ze sobą współpracować bez kłótni. Nie każdy otrzymał tak wiele czasu (szczególnie poszkodowany był Neel, którego prawie nie było), ale każdy coś od siebie wniósł. Warto to docenić! Nie będę też ukrywać – scena przylotu X-Wingów sprawiła, że się uśmiechnąłem. Życzyłbym sobie i Wam, żeby każda produkcja z tego świata prezentowała się tak zjawiskowo i kinowo. Śmiganie kamerą pomiędzy statkami Nowej Republiki było ogromnie satysfakcjonujące i pokazywało moc oraz przewagę, którą mieli piloci. Cieszę się, że nie zrobiła się z tego niekończąca się bitwa kosmiczna. Jak to się mówi: "Mamo, nie sprzątaj. Nowa Republika już pozamiatała!".
Rozwiązała się też tajemnica Joda. Był nie tyle pełnoprawnym Jedi, co podopiecznym jednej z ukrywających się Jedi już po Rozkazie 66. On sam go nie przeżył. Był nikim. Tylko chłopakiem, który próbował przetrwać. To moim zdaniem najlepsze rozwiązanie przeszłości tego antybohatera. Wyjaśnia jego umiejętności i pogląd na galaktykę. Widział w niej więcej złego niż dobrego. Morderstwo mistrzyni mogło doprowadzić do tego, że stał się bezwzględnym i egoistycznym piratem. Spodobało mi się, że Jod (przynajmniej moim zdaniem) miał do dzieciaków słabość. Może widział w nich coś z młodszego siebie? Przypominał sobie o wartościach wpajanych przez Jedi? Miał mnóstwo, ale to mnóstwo okazji do zamordowania młodych i ich rodziców (dawali mu powody!). Nie zrobił tego, choć w poprzednich odcinkach poznaliśmy jego bezwzględność (nie miał litości dla Brutusa czy SM-33). Ciekawi mnie, czy ta postać powróci w innych projektach. Jude Law jest znakomitym aktorem i udowodnił w tym serialu, że jest w stanie unieść całą produkcję na swoich barkach. W dodatku Jod to zwyczajnie ciekawa, rozbudowana i dobrze napisana postać, której losy śledziło się najchętniej. Czuję niedosyt, bo jego wątek został ucięty w połowie.
Jestem ciekaw, co stanie się z bohaterami Załogi rozbitków. Serial był oglądany nawet rzadziej od Akolity, któremu nie dano szansy na kontynuację. Nie musiałby to być drugi sezon, bo dostaliśmy mnóstwo wątków, które mają znaczenie dla galaktyki. Choćby zdjęcie Bariery z At Attin. Nowa Republika dowiedziała się o istnieniu planety, której kosztowności na pewno by się przydały. Pozostaje też niedopowiedziana kwestia Joda. Nie miałbym nic przeciwko takiemu rozwiązaniu. Z kolei Wim nadałby się do Akademii Luke'a Skywalkera, co?
Gwiezdne Wojny: Załoga rozbitków dobiegła końca. Mam mieszane uczucia do tego serialu. Sam pomysł był świetny, naprawdę. Pod względem technicznym, wizualnym i reżyserskim stoi na wysokim poziomie, wyższym od większości produkcji z tego świata, które wypuściło Disney+. Problem polegał od samego początku na liczbie odcinków i krótkim czasie ich trwania. Ta historia nie miała czasu wybrzmieć. To na tym najbardziej ucierpiał finał, w którym zabrakło emocji i napięcia. To nie było podsumowanie wszystkiego, co stało się do tej pory, a paniczne odhaczanie kolejnych punktów z listy niewyjaśnionych dotąd spraw. Po części się to udało. Finał był w porządku, ale serial miał o wiele większy potencjał. Uważam też, że był on potrzebny dla dzieci – świetnie sprawdzi się jako pierwsza produkcja z tego świata. A i dorośli znajdą coś dla siebie, np. zabawę w wyłapywanie nawiązań, nawet jeśli trzeba przy tym przymknąć oko na infantylność scenariusza i przeskakiwanie z wątku na wątek niczym Yoda po platformach w walce z Imperatorem.
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalnaEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1955, kończy 70 lat
ur. 1960, kończy 65 lat
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1968, kończy 57 lat