Homeland: sezon 7, odcinek 1 – recenzja
W 6. sezonie serial Homeland składał się już do finezyjnego skoku przez rekina, ale na szczęście w ostatniej chwili udało mu się ominąć bestię szerokim łukiem. Sprawdźmy, jak pod tym względem prezentuje się 7. seria.
W 6. sezonie serial Homeland składał się już do finezyjnego skoku przez rekina, ale na szczęście w ostatniej chwili udało mu się ominąć bestię szerokim łukiem. Sprawdźmy, jak pod tym względem prezentuje się 7. seria.
Pierwsze sekundy premierowego odcinka doskonale obrazują to, z czym mamy do czynienia w ciągu całego epizodu. Carrie na bieżni, przy dźwiękach acid jazzu, daje sobie niemiłosierny wycisk. Analogicznie, już od pierwszych minut najnowszego sezonu, Mathison na pełnej petardzie walczy z bezwzględnym amerykańskim systemem. Dzień jak co dzień u Carrie - można by powiedzieć. To, czym wyróżnia się siódma odsłona od poprzednich, to kategoria wagowa przeciwnika. Tym razem nasza bohaterka staje na ringu z najpotężniejszym człowiekiem na świecie.
Podczas realizacji 6. sezonu Homeland, twórcy serialu, dość pochopnie założyli że ostatnie wybory w Stanach Zjednoczonych wygra Hilary Clinton. Chcąc być na czasie i prezentować widzom fikcyjne wydarzenia oparte na globalnej rzeczywistości politycznej twórcy zdecydowali się wykreować postać kobiety w Białym Domu. Jak wiemy jednak, wybory w Stanach Zjednoczonych potoczyły się zupełnie inaczej. W związku z tym twórcy musieli skorygować swoje założenia fabularne. Wynikiem tego Elizabeth Keane w siódmym sezonie to prawdziwa krwiożercza bestia.
Już w pierwszym epizodzie najnowszej serii pani prezydent morduje z zimną krwią (oczywiście nie własnymi rękoma) swojego niedoszłego zamachowca, bezlitośnie rozprawia się ze sprzeciwiającymi się jej doradcami oraz bezprawnie przetrzymuje w więzieniu niesłusznie oskarżonych o spisek przeciwko niej. Jest mściwa, zimna, nieugięta i kieruje się negatywnymi emocjami. Skądś to znamy? Może tak, może nie. Ważne, że już w pierwszym epizodzie twórcy jasno nakreślają villiana. Trudno jej będzie się wywinąć z morderstwa popełnionego w końcówce (zakładając oczywiście, że to ona pociągała za sznurki). Choć z drugiej strony, nawet Dar Adal, po niegodziwościach popełnionych w poprzedniej serii, dostał możliwość rehabilitacji w pamiętnym finale.
Mamy więc czytelnie nakreślonego przeciwnika, a jak prezentuje się warstwa fabularna? Całe szczęście wciąż zadowalająco. Zadziwiające jest, że to już siódmy sezon, a Homeland wciąż trzyma równy poziom. Inne produkcje odcinkowe już przy trzeciej, czwartej serii zaliczają spadek jakościowy, stosując - gdzie tylko to możliwe - wspominany wcześniej skok przez rekina. Tu tego nie ma. Wydarzenia toczą się w sposób logiczny, miarowy i przejrzysty. Jak na razie brakuje co prawda fajerwerków na poziomie emocji, klimatu czy scenariusza, ale to wciąż stare, dobre Homeland.
Nadal właściwie działa postać głównej bohaterki. Przez sześć długich sezonów poznaliśmy Carrie wystarczająco dobrze. Nie ma potrzeby poświęcać czasu na pokazanie jej rysu psychologicznego i motywacji. Wiemy, co nią kieruje, dlatego w momencie, gdy rzuca się w szaleńczą walkę o uwolnienie Saula i pozostałych, jesteśmy w stanie zrozumieć jej pobudki.
Wciąż intryguje Jake Weber jako niepokorny dziennikarz Brett O'Keefe. Można przypuszczać, że w tym przypadku zadziała powiedzenie „wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem” i wkrótce prezenter zjednoczy siły z Carrie. Z drugiej strony jednak jest on wciąż radykalnym ekstremistą, a tego typu postawy w liberalnej amerykańskiej telewizji nigdy nie były promowane. Ciekawie zarysowuje się również wątek Saula, który lada chwila opuści więzienie i prawdopodobnie rozpocznie współpracę z panią prezydent.
Pozostali bohaterowie są jak na razie bezbarwni. David Wellington jak i Dante Allen będą odgrywać kluczowe role w siódmym sezonie, ale na tę chwilę ich sylwetki zostały zaledwie zarysowane. Bardzo przekonująco wypadły natomiast ostatnie chwile życia generała McClendona. Taniec śmierci, który zaprezentował nam Robert Knepper w finale odcinka robił wrażenie. Szkoda że aktor ten definitywnie opuszcza serial, bo starego, dobrego T-Baga nigdy za wiele.
Tempo siódmego sezonu Homeland sugeruje, że najnowszy sezon będzie bardzo dynamiczny. Z drugiej jednak strony, poprzednie odsłony przyzwyczaiły nas do częstych zwrotów akcji, które stawiają całą opowieść na głowie. Jak do tej pory scenarzyści serialu nie zaliczyli ewidentnej wpadki, ratując za każdym razem opowieść przed mieliznami fabularnymi. Premierowy epizod jest dobrym prognostykiem na przyszłość. Czas pokaże, czy i tym razem Homeland nie obniży lotów.
Źródło: zdjęcie główne: Showtime
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat