Ironheart - sezon 1, odcinki 1-3 - recenzja
Data premiery w Polsce: 24 czerwca 2025No dobra, Marvel. Czas na kolejną rundę. Podobały mi się Thunderbolts* i To zawsze Agatha. Nasza relacja powoli się poprawia. A dziś dostałam odpowiedź na pytanie, czy Ironheart przerwała dobrą passę, czy wręcz przeciwnie.
No dobra, Marvel. Czas na kolejną rundę. Podobały mi się Thunderbolts* i To zawsze Agatha. Nasza relacja powoli się poprawia. A dziś dostałam odpowiedź na pytanie, czy Ironheart przerwała dobrą passę, czy wręcz przeciwnie.

Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać po Ironheart. Moja relacja z Marvelem przez ostatnie lata była prawdziwą sinusoidą. Z jednej strony pojawiło się kilka projektów, które szczerze mnie zawiodły. Oglądanie She-Hulk było przeprawą równie przyjemną, jak chodzenie boso po szkle, próbując utrzymać książkę na głowie. Do tego grona zaliczam również Ms. Marvel, bo choć pierwszy odcinek mi się bardzo podobał i nadal uważam Iman Vellani za jeden z najlepszych castingów w MCU, to im dalej od premiery, tym więcej dostrzegam w tym dziur i minusów. Uważam, że Marvel miał w komiksach podane wszystko na tacy, ale zamiast skorzystać z tego, wolał jak najbardziej uśrednić serial dla przeciętnego widza i zgnieść go do formatu, który nadawałby się do szybkiego puszczenia w streamingu. Wreszcie – są produkcje, które bardzo mi się podobały, jak Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni, ale wspominam je teraz gorzko, bo studio (jak w wielu innych wątkach) postanowiło wprowadzić nowego bohatera, by zapomnieć o nim na kolejne lata.
Podsumowując, Marvel rozrósł się do takich rozmiarów, że cała budowla trzęsie się w posadach, a fragmenty tynku i cegieł zaczynają się odrywać i spadać na ziemię, prosto na głowy wiernych fanów. Zdałam sobie sprawę, że kolejne projekty, plotki i ogłoszenia castingowe kwituję z obojętnością. A jeden z tytułów, który absolutnie najmniej mnie obchodzi, to Avengers: Doomsday. Dopiero w ostatnich miesiącach coś się zmieniło: To zawsze Agatha wywołało we mnie dziecięcą ekscytację, Thunderbolts* rozbudziło fandom z letargu, a Fantastyczna 4 wygląda jak prawdziwy film, a nie produkt z taśmy produkcyjnej. Problem w tym, że wciąż boję się pozwolić sobie na nadzieję. Choć początkowo, gdy ogłosili projekt, czekałam na Ironheart z niecierpliwością, z czasem zaczęłam obniżać swoje oczekiwania, by zderzenie ze ścianą mniej bolało. Po seansie trzech odcinków okazuje się jednak, że niepotrzebnie się martwiłam – to na pewno nie kolejna katastrofa Marvel Studios.
Ironheart - kim jest i jaki ma związek z Iron Manem?

Produkcja Ironheart bardzo mnie zaskoczyła. Nie wydaje się typowym serialem superbohaterskim. Ten gatunek kojarzy się przeciętnemu widzowi głównie z akcją, lekką rozrywką i humorem – szczególnie gdy mówimy o Marvelu. Tymczasem w tym wypadku twórcy wzięli na tapet trudny temat żałoby i postanowili poruszyć go w naprawdę interesujący sposób. Nie mogę zdradzić za wiele, ale trauma Riri po stracie bliskiej osoby została przedstawiona w ciekawy sposób. Spodziewałam się takich klimatów dopiero po nadchodzącym Vision Quest. W serialu jest bardzo dużo wątków obyczajowych, które są powoli rozwijane w trakcie seansu: skomplikowana relacja głównej bohaterki z matką, czająca się w tle magia i paraliżujące poczucie straty.
Podoba mi się też, że ten serial jest "jakiś". Akcja rozgrywa się w Chicago, a konkretnie „czarnej” stronie miasta. Słyszymy to w muzyce i slangu, widzimy w modzie i architekturze, a wreszcie – czujemy dzięki przedstawionej społeczności. Ironheart ma swój własny, niepowtarzalny klimat i identyfikację wizualną. Nie gubi się wśród wielu produkcji Marvela, co ostatnio stało się dużym problemem w studio, które nie miało nawet pomysłu na tak kreatywny koncept, jak wymiar kwantowy w nowym Ant-Manie. Uwielbiam tytuły, w których to właśnie miasteczko i jego mieszkańcy są niejako jednymi z najważniejszych bohaterów. Do dzisiaj właśnie za to kocham 1. sezon Czystej krwi. Warto tutaj wspomnieć, że nie udałoby się to, gdyby nie przekonująca obsada. Wszystkie postacie w Ironheart wydają się bardzo naturalne. Człowiek nie ma wrażenia, że ogląda aktorów odgrywających swoje role – po prostu stajemy się częścią tej społeczności. To jest także to, co chciałam, by Marvel wprowadził do uniwersum: więcej „street level” historii. Jeśli prezentujemy nowego bohatera, nie każmy mu ratować od razu całego świata, jak to się stało z Americą Chavez. Na tym etapie nie uwierzyłabym, że Riri jest najważniejszą superbohaterką w całym MCU – ale nie mam problemu z uwierzeniem, że jest kimś ważnym w Chicago. Widać to zresztą po fragmentach artykułów, które można dostrzec na ścianie w złomowisku.
Wspomniałam wcześniej, że Ironheart to nie jest typowy serial superbohaterski. Widać to nie tylko w tematyce czy tempie, ale również w samej Riri Williams, która na tym etapie ma w sobie niewiele z superbohaterki. Brakuje jej heroizmu i dobrych chęci, którymi odznaczała się chociażby Ms. Marvel. Jest za to geniuszem – i właśnie to staje się dużą częścią jej tożsamości. Nawet gdy opowiada o Iron Manie, nie skupia się na dobrych uczynkach czy heroizmie, tylko na jego umyśle. Podziwia go, a jednocześnie chciałaby być jeszcze lepsza. Podoba mi się fakt, że – podobnie jak Tony Stark – jest ambitna i nieco arogancka. W jej przypadku to miecz obosieczny: może być dla niej ratunkiem, ale też zgubą. Riri Williams jest bohaterką z krwi i kości. Nie jest złą osobą, ale nie ma również kryształowego charakteru. Przede wszystkim działa dla siebie. Widać, że to podejście wychodzi z pragmatyzmu i wiary w to, że skoro zaczęła z mniej uprzywilejowanej pozycji, to może nagiąć kilka zasad, by osiągnąć swój cel. Po tych trzech odcinkach przewiduję, że to może się jej jeszcze odbić czkawką. To bardzo ciekawa postać w kontekście serialu superbohaterskiego. Wydaje mi się, że zwykle mamy do czynienia z dwoma archetypami: herosa i antybohatera. Riri nie jest jeszcze żadnym z nich. To wprowadza powiew świeżości.

Oczywiście dostrzegam kilka problemów. Po pierwsze, wydaje mi się, że tempo i skupienie w dużej mierze na wątkach obyczajowych może nie podobać się wielu widzom, którzy oczekiwali akcji i Ironheart szalejącej na ekranie w swojej zbroi. Zawsze powtarzam, że połowa oceny to oczekiwania widza i dlatego ważny jest szczery marketing. Pamiętam też, jaki hejt wylał się na Crimson Peak, ponieważ produkcję reklamowano jako typowy horror. Gdy zamawiasz sushi i dostajesz ciasto czekoladowe, możesz być co najmniej skonsternowany. Mam wrażenie, że widzowie mogli spodziewać się nieco więcej akcji i adrenaliny po Ironheart, a nie oszukujmy się – tego jest niewiele. Jeśli chodzi o fabułę, mam problem z Parkerem Robbinsem. Najzwyczajniej w świecie nie jest interesujący. A odgrywa na tyle ważną rolę, że moim zdaniem powinien wzbudzać większe emocje i fascynować. Jeśli nic się nie zmieni, to może się okazać, że studio zmarnowało potencjał ciekawej postaci z komiksów. Spodziewałam się także po zapowiedziach, że dostaniemy starcie magii i nauki w uniwersum Marvela, a na razie nacisk położono tylko na to drugie. Czuję się więc trochę zawiedziona, bo to mógłby być naprawdę intrygujący kontrast. Zobaczymy, czy w kolejnych odcinkach ten wątek bardziej się wybije.
Czy warto obejrzeć Ironheart? Moim zdaniem tak, jeśli lubicie budowanie postaci i ciekawi Was, jak Marvel podszedł do tematu żałoby i dylematów moralnych związanych z rozwojem AI i technologii. Przyznam, że bardzo podoba mi się ta produkcja i cieszę się, że pojawiła się nowa postać z młodego pokolenia, która mnie interesuje. Dominique Thorne to kolejny wybitny casting po Iman Vellani. Poza tym, skoro jeszcze nie jest idealną heroską, to istnieje duże pole do popisu na jej rozwój w przyszłości. I przede wszystkim – chcę się dowiedzieć, co się z nią stanie. Chcę obserwować, jak wchodzi w interakcje z innymi bohaterami MCU, jak się zmienia i dojrzewa. Marvel sprawił, że ta postać zaczęła mnie obchodzić. Jeśli jednak w serialach superbohaterskich zależy Wam na walkach i akcji, to ten tytuł może Was zawieść, a nawet – zanudzić. Jest tu naprawdę sporo wątków obyczajowych i mniej humoru niż w wielu innych propozycjach studia. Poza tym na razie brakuje mi kogoś, kto stanowiłby przeciwwagę dla Riri – jakiegoś ciekawego i charyzmatycznego złoczyńcy, który mógłby sprowokować rozwój jej postaci i wprowadzić interesującą dynamikę.
Poznaj recenzenta
Paulina Guz


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 42 lat
ur. 1975, kończy 50 lat
ur. 1961, kończy 64 lat
ur. 2006, kończy 19 lat
ur. 1985, kończy 40 lat

