Jessica Jones: Puls – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 26 kwietnia 2018Po ciepło przyjętej i dobrze skonstruowanej serii Alias autorstwa Briana Michaela Bendisa i amerykańskiego rysownika Michaela Gaydosa (wprost z linii wydawniczej MAX), popularny scenarzysta postanowił powrócić do dalszych przygód walecznej Jessici Jones. Puls to złożona z czternastu zeszytów seria koncentrująca się na prywatnym życiu znanej superbohaterki, zakochanej w Luku Cage’u i spodziewającej się potomka. Czym tym razem zaskoczy nas autor serii Daredevil: Nieustraszony?
Po ciepło przyjętej i dobrze skonstruowanej serii Alias autorstwa Briana Michaela Bendisa i amerykańskiego rysownika Michaela Gaydosa (wprost z linii wydawniczej MAX), popularny scenarzysta postanowił powrócić do dalszych przygód walecznej Jessici Jones. Puls to złożona z czternastu zeszytów seria koncentrująca się na prywatnym życiu znanej superbohaterki, zakochanej w Luku Cage’u i spodziewającej się potomka. Czym tym razem zaskoczy nas autor serii Daredevil: Nieustraszony?
Na przestrzeni ostatnich lat Jessica Jones z drugoplanowej heroiny z uniwersum Marvel Comics wyrosła na jedną z głównych bohaterek wydawnictwa sygnowanego swoistą marką jaką jest Stan Lee. Główna w tym zasługa rewelacyjnego Marvel's Jessica Jones ze zjawiskową Krysten Ritter w roli nieustępliwej pani detektyw. Sporą cegiełkę w budowaniu wizerunku byłej superbohaterki ukrywającej się pod pseudonimem Jewel wniósł właśnie wspomniany scenarzysta komiksowy Brian Michael Bendis. Cykl Alias vol. 1 stanowi bowiem wyśmienite połączenie: czarnego kryminału, soczystego thrillera i opowieści detektywistycznej z nieznacznymi elementami fantastycznymi, charakterystycznymi dla komiksu superbohaterskiego. Bendis tak polubił główną bohaterkę owej serii, że postanowił domknąć jej historię, ponownie znacznie przerabiając jej osobowość.
Ciężarna Jessica postanawia porzucić detektywistyczną karierę i zatrudnić się w The Daily Bugle pod skrzydłami energicznego J. Jonaha Jamesona. Redaktor naczelny popularnej gazety, postępuje wbrew swym przekonaniom i zaczyna wydawać cotygodniowy dodatek (Puls) poświęcony działalności i plotkom na temat popularnych herosów. Dużą rolę do odegrania w całej serii ma znający tajną tożsamość Daredevila, dziennikarz śledczy Ben Urich – osoba wprost niepożądana w redakcji przez upierdliwego Jamesona. Jednocześnie śledzimy kolejne przemiany w życiu byłej heroiny, związane z jej ciążą oraz związkiem z Cagem. Niestety wprowadzane zmiany w osobowości Jessiki są niezbyt satysfakcjonujące. Zdecydowanie bardziej wolałem jej wcześniejszą postać – samotnej, zagubionej i nieustannie przeżywającej porażki i traumy kobiety typu femme fatale.
Recenzowany komiks zaczyna się dość obiecująco. Pomysłodawca House of M serwuje nam kryminalną intrygę związaną ze zniknięciem kilku pracowników Oscorp oraz reporterki Daily Bugle. Śledztwo prowadzone przez pannę Jones oraz Bena Uricha jest wciągające, dobrze zaprezentowane, pełne wybornych twistów fabularnych. Bendis trafnie ukazał w owej opowieści kolejne starcie Spider-Mana z Green Goblinem, z niemałym udziałem samej protagonistki. Za warstwę graficzną w tej historii odpowiada znany z komiksów ze Spider-Manem Mark Bagley, co również okazało się strzałem w dziesiątkę. Kolejne rozdziały Pulsu nie prezentują się już tak dobrze, a niniejszy wolumin przeistacza się w dość łzawą, momentami nudnawą opowieść obyczajową z osobistymi dramatami dzielnej heroiny. Z dobrej strony prezentuje się wyłącznie wątek poświęcony Benowi Urichowi, poszukującego zapomnianego bohatera D-Mana – żałosnej wersji Daredevila. Cieszy ponadto wprowadzenie do fabuły Nicka Fury’ego, gościnny występ pokonanego przez życie Wolverine’a, rozjuszonego Kapitana Ameryki oraz uczestniczącego w porodzie, doktora Strange’a.
The Pulse zadowoli przede wszystkim wiernych miłośników talentu Briana Bendisa oraz kreacji Jessiki Jones. Bardzo dobrze wypadają ilustracje Michael Gaydos, znanego z serii Alias, godnie wspieranego przez Michael Lark (Gotham Central, Book 1: In the Line of Duty) i Olivier Coipel (Ród M). Jeśli natomiast chodzi o okładkę recenzowanego komiksu, to z całą pewnością mamy tu do czynienia z jedną z gorszych planszy, jakie mogliśmy podziwiać w opowieściach superbohaterskich wydanych w ostatnich latach w Polsce. Plansza narysowana przez Mike’a Mayhewa jest dość niechlujna, nieestetyczna, niezbyt zachęcająca do bliższego zapoznania się z owym tytułem. Zdecydowanie najsłabszy element w całej układance, psujący końcowy odbiór rzeczonego komiksu.
Źródło: fot. Mucha Comics
Poznaj recenzenta
Mirosław SkrzydłoDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat