„Jeździec bez głowy”: sezon 2, odcinek 12 – recenzja
„Jeździec bez głowy” wraca po świątecznej przerwie i dostarcza umiarkowanie dobrej rozrywki.
„Jeździec bez głowy” wraca po świątecznej przerwie i dostarcza umiarkowanie dobrej rozrywki.
"Jeździec bez głowy" („Sleepy Hollow”) w ostatnim odcinku 2014 roku postawił na odświeżenie formatu i (przynajmniej pozorne) pożegnanie wątku Apokalipsy oraz Molocha. „Paradise Lost” rozpoczyna się kilka tygodni po dramatycznych wydarzeniach z finału midseasonu, gdy po długim czasie spokoju do Sleepy Hollow powracają nadnaturalne istoty. Pojawia się również anioł Orion (w tej roli Max Brown), który wydaje się dobrym kandydatem do pomocy przy zachowaniu względnego spokoju w miasteczku. Tymczasem Katrina wciąż próbuje ocalić duszę Abrahama.
Po pełnym wrażeń oraz akcji odcinku „The Akeda” twórcy serialu postawili na uspokojenie tempa i pokazanie, jak radzą sobie bohaterowie z wydarzeniami, które rozegrały się kilka tygodni wcześniej. Nacisk został położony na interakcje pomiędzy Abbie i Ichabodem; ich dynamika jako pary przyjaciół stawiających czoła złu wciąż jest świetnie pokazywana, nie wypaliła się i naprawdę przyjemnie ogląda się ich wspólne sceny. Rozmowy tej dwójki zawsze są interesujące, niezależnie od tego, czy dotyczą walki ze złem, czy produktów organicznych sprzedawanych na targu. To jeden z niewielu plusów tej serii, powód, dla którego nadal warto oglądać „Jeźdźca bez głowy”.
[video-browser playlist="649141" suggest=""]
Równie konsekwentnie udowadniane jest to, jak beznadziejnie napisaną postacią jest Katrina. Jej bezgraniczna naiwność i, bądźmy szczerzy, głupota znów zostały potwierdzone. Wciąż jeszcze wierzyłam w to, że tę bohaterkę można naprawić i sprawić, aby wzbudzała w widzach choć odrobinę sympatii, jednak moja cierpliwość skończyła się w „Paradise Lost”. Działania podejmowane przez Katrinę irytują do granic możliwości, a nie sądzę, aby taki był zamysł scenarzystów, którzy raczej nieudolnie starają się wzbudzić w widzach współczucie wobec tej uczuciowej postaci rozdartej między dwoma mężczyznami.
W nieciekawą stronę twórcy idą również z Hawleyem, który z odcinka na odcinek robi się coraz przeciętniejszą postacią. Głównie raczeni jesteśmy jego rozterkami miłosnymi: najpierw sugerowany jest jego związek z Jenny, później ni stąd, ni zowąd pojawiają się uczucia do Abbie, zaś w najnowszym odcinku znów wraca wątek Jenny i Nicka. Scenarzyści nie mają żadnego pomysłu na tę postać i oglądanie jej na ekranie zaczyna już męczyć, ponieważ nie są nam proponowane żadne ustępstwa od schematu. Hawley jest w „Jeźdźcu bez głowy” jedynie po to, aby zapewnić pomoc głównym bohaterom oraz stanowić przeciwwagę do ich nieskazitelnej moralności. Wprowadzenie go do serialu było dobrym posunięciem, jednak nie sprostał oczekiwaniom, ponieważ postanowiono pójść po linii najmniejszego oporu i stworzyć bardzo schematyczną postać.
Czytaj również: „Jeździec bez głowy” – Jaime Murray dołącza do serialu
„Paradise Lost” jest niejako wprowadzeniem, więc nie oczekiwałam po tym odcinku żadnych fajerwerków - i istotnie, wydarzenia toczyły się spokojnie. Przede wszystkim poznaliśmy nowego bohatera, anioła Oriona (jego rozmowa z Abbie o Bogu była naprawdę ciekawie poprowadzona), który pewnie na dłużej zagości w serialu. Poza tym, zgodnie z moimi przewidywaniami, Irving nie zniknął z horyzontu i twórcy mogą zrehabilitować się względem tej postaci. Odpoczęliśmy za to od Henry’ego, który ma szansę powrócić z sensowniejszym planem na zagładę ludzkości. Może to naiwne, ale wciąż wierzę, że uda się uratować „Jeźdźca bez głowy” i stworzyć zajmującą historię, która sprawi, że na nowe odcinki będę czekać z niecierpliwością.
Poznaj recenzenta
Kamila HladiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat