"Jeździec bez głowy" („Sleepy Hollow”) w najnowszym odcinku rozdziela niezawodny duet Ichabod-Abbie. Crane wybiera się z żoną na randkę, która szybko ewoluuje w walkę z morderczym obrazem, zaś Abbie i Jenny starają się wspólnie rozwiązać problem powrotu Franka Irvinga. Muszę przyznać, że początkowo odnosiłam się do tego pomysłu sceptycznie, jednak w miarę rozwoju wydarzeń doceniłam takie rozwiązanie, głównie z powodu świetnej dynamiki między siostrami Mills oraz przynajmniej minimalnej rehabilitacji postaci Katriny, która w „Pittura Infamante” pokazała, że być może nie powinno się jej jeszcze spisywać na straty. Katrina Crane w końcu była pełnoprawną bohaterką, zachowującą się tak, jak na potężną wiedźmę przystało, bez miotania się wśród słabo umotywowanych działań i nie do końca wiarygodnych uczuć. Wątek mordercy z obrazu został poprowadzony bardzo sprawnie i był w stanie zaciekawić widza. Mam tylko nadzieję, że już nie zobaczymy w „Jeźdźcu bez głowy” występującej tutaj gościnnie w retrospekcjach Katriny Michelle Trachtenberg, która wprost koszmarnie zagrała Abigail Adams. [video-browser playlist="652294" suggest=""] Nie do końca przekonana jestem do wątku powrotu Irvinga. Jaki jest sens w jego przybyciu na komendę? Tak, Irving jest zdezorientowany i chce skontaktować się z Abbie, jednak przypuszczam, że mógłby znaleźć o wiele lepszy sposób, aby to zrobić. Wychodzi na to, że Irving znów zostaje gdzieś zamknięty i scenarzyści będą mieć małe możliwości włączania go do fabuły. Chyba że planują jego ponowną ucieczkę, co tylko potwierdziłoby, że właściwie nie mają pomysłu na tę postać i próbują stworzyć coś w tym chaosie, który zaserwowali Irvingowi. Dobrze za to została pokazana nieufność Abbie w stosunku do byłego szefa: chociaż jest (był?) jej przyjacielem, Mills doskonale wie, że nie może mu uwierzyć. Przynajmniej ten aspekt całego wątku jakoś trzyma się psychologicznej wiarygodności. Czytaj również: „Dawno, dawno temu” – korzenie bohaterów w komiksie Marvela "Jeździec bez głowy" w 2. sezonie to prawdziwy jakościowy rollercoaster: dobre odcinki wciąż przeplatane są słabymi, zaś twórcy nie potrafią znaleźć właściwego tempa. Tym razem mamy do czynienia z jednym z tych lepszych epizodów. „Pittura Infamante” może spodobać się miłośnikom wczesnego „Nie z tego świata”, ponieważ da się wyczuć klimat pierwszych sezonów serialu o Winchesterach. Dostajemy zajmującą, choć nieskomplikowaną historię z pogranicza horroru, która zapewnia rozrywkę na przyzwoitym poziomie. Mam jednak obawy co do głównego wątku, ponieważ po finale midseasonu siadło napięcie, zaś do końca 2. serii zostało jedynie 5 odcinków i nie jestem pewna, czy twórcy są w stanie wykreować coś, co mogłoby stać się satysfakcjonującym końcem sezonu, a być może całego serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj