JLA. Amerykańska Liga Sprawiedliwości Tom 1 – recenzja
Data premiery w Polsce: 27 stycznia 2016Wydawnictwo Egmont nie zwalnia tempa i wciąż obdarowuje czytelników superbohaterskimi rodzynkami. Oprócz wydawania komiksów w ramach Marvel Now, DC Deluxe i The New 52 zaczyna eksperymentować, prezentując kolejne klasyczne tytuły z uniwersum DC. Dzięki tym zabiegom w ręce fanów trafił właśnie ceniony run Granta Morrisona z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych, o Amerykańskiej Lidze Sprawiedliwości.
Wydawnictwo Egmont nie zwalnia tempa i wciąż obdarowuje czytelników superbohaterskimi rodzynkami. Oprócz wydawania komiksów w ramach Marvel Now, DC Deluxe i The New 52 zaczyna eksperymentować, prezentując kolejne klasyczne tytuły z uniwersum DC. Dzięki tym zabiegom w ręce fanów trafił właśnie ceniony run Granta Morrisona z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych, o Amerykańskiej Lidze Sprawiedliwości.
Grant Morrison to kolejny - obok Alana Moore'a, Neila Gaimana i innych znakomitych autorów - Brytyjczyk, który wyróżniał się spośród komiksowych scenarzystów w rewolucyjnych dla branży latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. W ich końcówce spod jego pióra wychodziły dwie uznawane za przełomowe serie, Doom Patrol i Animal Man, kładące podwaliny pod imprint DC Vertigo, pod którego szyldem ukazywała się jedna z najsłynniejszych serii autorstwa Morrisona - The Invisibles. Dał się poznać w tych dziełach jako twórca niepokorny, z rozbuchaną, surrealistyczną wyobraźnią, idący pod prąd superbohaterskich konwencji. Znamienne jest to, że wielu takich utalentowanych, docenionych twórców, jak choćby Brian Michael Bendis czy Warren Ellis, ostatecznie "kończyło", tworząc historie o klasycznych superbohaterach. Uniwersa DC i Marvela zawsze potrzebowały świeżej pisarskiej krwi i często współpraca z kolejnymi scenarzystami układała się dwojako. Z jednej strony włodarze wydawnictw chcieliby w każdej nowej historii rysu niepowtarzalności, który zachwycałby czytelników i windował sprzedaż, z drugiej zaś twórcom nie wolno było przekraczać pewnych granic superbohaterskiej konwencji. JLA jest właśnie wypadkową tych dwóch opcji. Po części Morrison stoi tu na straży komiksowej tradycji, po części dostajemy w tym albumie smakowite porcje uwalnianej, nieszablonowej wyobraźni scenarzysty.
W momencie, kiedy Brytyjczyk przejmował serię, opowieści o Lidze Sprawiedliwości (czy raczej jej przeróżne spin-offy) miały słabą sprzedaż i mniej rozpoznawanych herosów w jej szeregach. Scenarzysta wyszedł od najprostszego z możliwych pomysłów - przywrócił Lidze należny blask, obsadzając ją oryginalnym, znanym z końcówki lat pięćdziesiątych składem: Superman, Batman, Wonder Woman, Flash, Green Lantern, Aquaman i Marsjański Łowca Ludzi. Ale przecież obecność samych znanych postaci nie wystarczy do rozkręcenia fabuły i nowy prowadzący uznał, że przede wszystkim trzeba postawić bohaterów przed niewyobrażalnymi wręcz wyzwaniami. Jak bardzo Morrison potrafi pokomplikować komiksową opowieść, mieliśmy przykład w wydawanej w ramach Nowego DC serii o Supermanie - miejscami naprawdę miało się wrażenie, że umysł scenarzysty chadza jedynie jemu znanymi ścieżkami. W JLA czuć, że to "szaleństwo" Morrisona jest jednak kontrolowane, co tylko wychodzi zawartym w tomie historiom na dobre. Jest w nich nerw, jest chęć wykorzystania potencjału każdej z postaci, ale przede wszystkim zadziwia umiejętność Morrisona do nadawania nowego wyrazu dobrze przecież znanym fanom komiksu, wydawałoby się wyeksploatowanym zagrożeniom i wyzwaniom, przed którymi stawia herosów. Trudno w temacie superbohaterskim wymyślić coś nowego, trzeba umieć kreatywnie przekształcać znane wzorce i akurat do tego Morrison zawsze miał smykałkę. W jego wersji przygód Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości wychodzi mu to nad wyraz dobrze, a przy tym czytając komiks, czujemy bijącą z każdej kolejnej planszy autentyczną radość tworzenia.
Z czym mają do czynienia bohaterowie? W pierwszej, najdłuższej opowieści początkowo wydaje się, że zagrożenia w ogóle nie ma. Na Ziemi pojawia się enigmatyczny Hiperklan, złożony z kilku postaci o mocy równej bądź nawet większej od samego Supermana. Przybysze mają szczytny cel - rozwiązać pokojowo największe ziemskie problemy, ale ich intencje i sam wygląd jakoś specjalnie nie budzą zaufania (nota bene przypomina się od razu niedawny miniserial o pokrewnej tematyce, Childhood's End na podstawie powieści Arthura C. Clarke'a). Po zakończeniu przygody z Hiperklanem mamy jednozeszytową perełkę z ładnie rozłożonymi humorystycznymi i dramatycznymi akcentami, w której Morrison snuje opowieść o nowej kandydatce do Ligi, Tomorrow Woman. Później scenarzysta serwuje napakowaną akcją opowieść o starciu superbohaterów z aniołami, w której dane jest nam podziwiać rysunkowe, diabelnie dynamiczne szaleństwa w wykonaniu Howarda Pottera. Następnie wpadamy w najbardziej charakterystyczne dla Morrisona, surrealistyczno-technologiczne klimaty w opowieści o starciu bohaterów ze złoczyńcą o pseudonimie Klucz. Całości obrazu dopełnia historia napisana wspólnie z inną gwiazdą komiksu, Markiem Millarem, prezentująca intrygujące, "sekretne" wydarzenia tuż sprzed pierwszego zeszytu odnowionej serii. Naprawdę jest tu co czytać, Morrison z każdą historią coraz mocniej się rozkręca i w efekcie, odkładając ów tom, mamy ochotę na więcej.
Zapewne dzieje się tak za sprawą uchwycenia przez scenarzystę w tych historiach esencji lat dziewięćdziesiątych. To opowieści, które wciąż charakteryzują się poszanowaniem dla komiksowej tradycji, ale jednocześnie niektóre niekonwencjonalne pomysły i wątki z JLA są wypadkową wytyczonej dekadę wcześniej drogi, którą w swych przełomowych dla superbohaterskiego komiksu dziełach podążali Alan Moore i Frank Miller. Przygody Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości nie prezentują rzecz jasna aż tak wygórowanego poziomu i czytane dzisiaj, nie robią już może takiego wrażenia na czytelnikach jak w dniach swojej premiery, ale jednak historie Morrisona wciąż dostarczają solidnej, momentami nawet błyskotliwej dawki rozrywki. Najważniejsze, że nie czuć tu nieznośnego czasami w superbohaterskich historiach patosu - zamiast niego jest sporo humoru (młody, nowy i nieokrzesany Green Lantern), a i sam Superman wcale nie drażni swoją wyjątkowością tak, jak ma to niekiedy w zwyczaju. Człowiek ze Stali momentami bywa wręcz nieporadny i przytłoczony wydarzeniami, przez co dość często odpowiedzialność w ostatecznym starciu spada na lekceważonego przez przeciwników Batmana (to przecież tylko zwykły człowiek - bez żadnych mocy). Te wszystkie zabiegi uwiarygodniają przedstawiane przez Morrisona postacie i również to dzięki nim JLA jest udanym komiksowym produktem, który powinien w pełni zadowolić polskich fanów superbohaterskich przygód.
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat