„Kingdom”: sezon 1 – recenzja
Jeśli zawiodą Was czerwcowe premiery seriali, to nie wahajcie się sięgnąć wstecz. "Kingdom" to dramat sportowo-obyczajowy, który debiutował w ubiegłym sezonie i stanowił jedną z najciekawszych pozycji – bardzo łatwo było go jednak przeoczyć. Recenzja nie zawiera spoilerów.
Jeśli zawiodą Was czerwcowe premiery seriali, to nie wahajcie się sięgnąć wstecz. "Kingdom" to dramat sportowo-obyczajowy, który debiutował w ubiegłym sezonie i stanowił jedną z najciekawszych pozycji – bardzo łatwo było go jednak przeoczyć. Recenzja nie zawiera spoilerów.
„Kingdom” dystrybuowany jest przez mało znaną platformę DirectTV, a stworzony został przez Byrona Balasco. Do telewizyjnego krajobrazu wdziera się więc praktycznie znikąd i niesie za sobą nieoczekiwany powiew świeżości – nietuzinkowy temat i dojrzałość w sposobie jego podjęcia.
Centrum wydarzeń stanowi tu słoneczna Kalifornia, a konkretnie podrzędna siłownia w dzielnicy Venice. Jej właścicielem jest były gwiazdor walk MMA Alvey Kulina (Frank Grillo), który zarządza nią razem ze swoją dziewczyną Lisą (Kiele Sanchez). Sporty walki to całe jego życie, ową pasję wpoił swoim synom, Nate’owi (Nick Jonas), który namaszczany jest do roli jego następcy, i Jayowi (Jonathan Tucker), z którym nie utrzymuje kontaktu. Ich życiowe perypetie nie rozgrywają się jednak w blasku reflektorów, ale w podniszczonych, przesiąkniętych potem salach treningowych. Alvey ledwie wiąże koniec z końcem, a ratunkiem przed bankructwem ma zostać wychodzący właśnie z więzienia krnąbrny fighter Ryan Wheeler (Matt Lauria), którego przeszłe wybory doprowadziły do wykolejenia zarówno profesjonalnej kariery, jak i życia osobistego.
Otoczkę dla historii aranżuje wąskie środowisko MMA, w którym większość członków dobrze się zna, a prestiż osiąganych wyników nie opuszcza raczej jego ram. „Kingdom” nie jest jednak serialem stricte sportowym, samych walk uświadczymy tutaj niewiele – te nieliczne, które się pojawiają, skradają jednak całą uwagę. Sprawna choreografia i dynamiczny montaż podkreślają intensywność starć, przebitki na widownię i zbliżenia na twarze uczestników potęgują emocje, a kolejne ciosy spływają krwią i potem. Technicznie serial prezentuje się bez zarzutu, a swobody scenarzystów nie krępuje również cenzura – dialogi gęsto przeplatane są siarczystymi inwektywami, ale twarde, męskie sceny nie przekraczają nigdy granicy dobrego smaku. Ten całokształt, dostrajany jeszcze muzycznymi perełkami (Deer Tick – "Twenty Miles"!), tworzy fantastyczne, autentyczne tło.
[video-browser playlist="716537" suggest=""]
A pierwszy plan? „Kingdom” wykorzystuje sportowy akompaniament do eksploatowania obyczajowej historii – oś fabularną stanowią więc nie kolejne rękoczyny w klatce, ale zderzenia indywidualności, skomplikowane relacje w obrębie rodziny i bliskich, a przede wszystkim zmagania z własnym charakterem. Filarami tej koncepcji są fantastycznie rozpisane postacie. Alvey nie radzi sobie z upływającym czasem, nieustannie kontestuje więc swoją męskość i mentalną twardość. Jay stanowi uosobienie chaosu i hedonizmu, a na przestrzeni sezonu jest najbardziej dynamiczną postacią i z zaciekawieniem ogląda się jego próby okiełznania szaleńczego temperamentu. Nate z kolei jest małomówny, wycofany, tłumi w sobie seksualne frustracje, które rekompensuje skupieniem na walce. Ryan Wheeler to niegdyś narzeczony Lisy i świetnie zapowiadający się zawodnik, dziś zmagający się z demonami przeszłości skazaniec, próbujący jednocześnie zreinterpretować się na nowo za pomocą treningu. Wspomniana Lisa nie jest tylko kwiatkiem do kożucha - to samodzielna, stanowcza kobieta, która odnalazła swoje miejsce w świecie testosteronu i nierzadko radzi w nim sobie lepiej niż sami mężczyźni. Jeśli chodzi o żeńskie kreacje, warta wzmianki jest również Christina, matka Jaya oraz Nate’a, która wychodzi z nałogu i próbuje odnaleźć swoje utracone miejsce w rodzinie.
Z każdym z nich na przynajmniej kilku płaszczyznach łatwo jest się utożsamiać, a cała w tym zasługa koncertowej (choć raczej mało znanej) obsady, która wznosi się na wyżyny swoich umiejętności. Frank Grillo jest bezbłędny, w skórze Kuliny czuje się jak ryba w wodzie - i tę swobodę czuć na ekranie. Dorównuje mu Matt Lauria, oddając intensywność i wewnętrzną złożoność Ryana, a ani na krok nie odstaje od nich również Kiele Sanchez, która wiele lat temu mignęła w „Lost”, a dziś może być jedną z ciekawszych aktorek latynoamerykańskiego pochodzenia. Twórcom udało się również umiejętnie schować aktorskie braki Nicka Jonasa i nawet on nie fałszuje w harmonii ekranowego talentu. Wszyscy milkną jednak, gdy do głosu dochodzi Jonathan Tucker – Jay w jego wykonaniu to brawurowa solówka wyjęta rodem z serii gier „Grand Theft Auto”. Kradnie niemal każdą scenę ze swoim udziałem i tworzy jedną z najbarwniejszych serialowych postaci ostatnich lat.
Czytaj również: Nowe seriale sezonu 2014/15, które warto nadrobić w wakacje
„Kingdom” liczy sobie 10 zwartych odcinków, a jak podpowiada sam tytuł, maleńki wycinek mikrokosmosu, jaki stanowi siłownia i życie z nią związane, to całe królestwo i jedyny znany protagonistom świat. Akcja kręci się więc wokół morderczego treningu i przygotowań do kolejnych starć, w trakcie których bohaterzy docierają się ze sobą, rywalizują i nawiązują nić nieoczekiwanego porozumienia. Sama walka zaś staje się nie tylko testem fizycznej sprawności, ale także odpowiedzią na życiowe pytanie, czy jesteś jednym z tych silnych, czy może jednym ze słabych.
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat