Koło czasu: sezon 3, odcinek 8 (finał sezonu) – recenzja
Data premiery w Polsce: 17 kwietnia 2025Koło czasu dostarcza nam zaledwie poprawny finał sezonu. Niby każdy wątek został spięty pewną klamrą, ale wszystko to oparte jest na oczywistościach i pozostawia niedosyt. Oceniam ze spoilerami ostatni odcinek sezonu. Dajcie znać w komentarzach, jak Wasze wrażenia!
Koło czasu dostarcza nam zaledwie poprawny finał sezonu. Niby każdy wątek został spięty pewną klamrą, ale wszystko to oparte jest na oczywistościach i pozostawia niedosyt. Oceniam ze spoilerami ostatni odcinek sezonu. Dajcie znać w komentarzach, jak Wasze wrażenia!

Twórcy Koła czasu konsekwentnie rozwijali wszystkie wątki w tym sezonie, ale najwyraźniej nie byli pewni, jak je skutecznie zamknąć. To nigdy nie jest łatwe, ponieważ trzeba jednocześnie domknąć bieżące historie oraz zbudować podwaliny pod dalszy ciąg, by widz był zainteresowany kontynuacją. Tutaj nie udało się znaleźć balansu. Wszystko zostaje domknięte w najbardziej oczywisty sposób, a jednocześnie sprawia wrażenie urwanego w połowie, co niby miało zaciekawić widza, ale ostatecznie pozostawia z mocnym niedosytem. Zabrakło jakiegoś znaczącego i niespodziewanego zwrotu akcji, który zmieniłby sytuację chociaż jednej grupy postaci. Fabuła tego odcinka wygląda tak, jakby twórcy po prostu odhaczali kolejne „wielkie momenty”, które wcześniej zaplanowali. Nie wzbudzały one takich emocji, jak powinny. Były dość nachalnie zapowiadane przez cały sezon, więc okazały się jedynie formalnością.
Weźmy pod uwagę choćby wszystkie wydarzenia w Tanchico. Nynaeve w końcu przełamuje swoją blokadę i w najbardziej kryzysowej sytuacji udaje się jej przenosić. Moment może i satysfakcjonujący, ale jednocześnie zdałem sobie sprawę, jak bardzo ten wątek był przeciągany. Postać Nynaeve wreszcie będzie mogła zostać bardziej rozwinięta, bo dotąd głównie stała w miejscu przez blokadę. W następnym sezonie można lepiej pokazać, czemu jest uznawana za tak potężną Przenoszącą, bo dotąd najczęściej zapewniano nas o tym w dialogach, ale nie mieliśmy zbytnio okazji, by to faktycznie zobaczyć.

Z kolei Elayne odkrywa, że książę-małżonek Andoru tak naprawdę nie istnieje. Jako widzowie wiedzieliśmy to już od kilku odcinków, a scena odkrycia prawdy przez Elayne w rozmowie z Thomem nie wybrzmiewa, jak należy, ponieważ sprawia wrażenie urwanej w połowie. Dziwacznie wypada również zapowiadany od dawna moment powieszenia Mata. Cała scena jego przejścia przez drzwi i spotkania z tajemniczym Eelfinnem jest mocno oderwana od reszty fabuły. Nie bardzo wiem, co ma z niej właściwie wynikać. Nie mówię, że twórcy mieli wszystko łopatologicznie wyłożyć, ale nie ma w tej scenie ani jednego punktu zaczepienia, by chociaż próbować zrozumieć, „z czym to się je”. Sam moment powieszenia Mata również wypada bardzo dziwnie oraz dość rozczarowująco, gdy spojrzymy na to, jak bardzo to wydarzenie było zapowiadane. Jedyny efekt tego wszystkiego to to, że Mat ma teraz luki w pamięci, ale ten wątek także wydaje się nagle urwany i nie doczekuje się należytego podsumowania.
Znacznie lepiej wypada rozwiązanie wątku toczącego się na Pustkowiu Aiel. Rand w końcu zwraca się przeciwko Lanfear, objawia się Aielom jako Car’a’carn i wyjawia im prawdę o ich pochodzeniu. Efektowna jest scena, w której Rand musi zmierzyć się z podstawionym przez Lanfear figurantem i udowodnić Aielom, że to on jest wybrańcem, który ma ich zniszczyć i poprowadzić. Cała jego przemowa, która najpierw wzburza, a następnie przekonuje Aielów bardzo przypomina mowę Paula Atrydy do Fremenów w drugiej części Diuny. Inspiracje są tu wyraźne. Choć i w tym wątku nastąpił pewien zgrzyt, ponieważ walka na słowa między Randem a fałszywym Car’a’carnem kończy się tak nagle. W pewnym momencie ten drugi po prostu znika i całą inicjatywę ma już Rand. Jakby jakaś scena została wycięta. Podobała mi się za to walka Moiraine i Lana z Lanfear. Wrażenie zrobiły na mnie choreografia. Ku mojemu zaskoczeniu intensywnie zapowiadana śmierć Moiraine nie dochodzi do skutku, a Lanfear zostaje ciężko ranna i ucieka. Twórcom udało się mnie zaskoczyć i jestem autentycznie ciekawy, co stanie się z kobietami.

Zaskoczeniem, ale tym razem negatywnym, były dla mnie wydarzenia w Białej Wieży. Rywalizacja Siuan i Elaidy to jeden z ciekawszych elementów tego sezonu, ale doczekała się absurdalnego, a na pewno zbyt szybkiego, rozwiązania. Obalenie Siuan następuje kompletnie niespodziewanie, a tak zdecydowane działania Elaidy moim zdaniem nie pasują do charakteru tej postaci i tego, co o niej wiemy. Zabrakło jakiejkolwiek podbudowy fabularnej pod ten zamach stanu, a wszystko rozgrywa się zbyt szybko. Szczególnie dotyczy to śmierci Siuan. Całość, od podstępu do egzekucji, trwa dosłownie kilka minut. Emocje nie mogą w ogóle wybrzmieć przez ekspresowość, z jaką zrealizowano ten moment. Była tu szansa na szokujący, zapadający w pamięć zwrot akcji, który uczyniłby z tego odcinka mocny finał sezonu, ale twórcy tę okazję kompletnie zmarnowali.
Choć sporo narzekam w tej recenzji, to nie uznaję tego odcinka za kompletną porażkę. Bieżące wątki zostały w pewien sposób domknięte. Wiadomo też, w jakim kierunku będzie zmierzać historia w kolejnym sezonie. Ta opowieść wciąga, a uniwersum ma ogromny potencjał. Jestem jednak zaskoczony, że twórcy „wyłożyli się” w taki sposób na sam koniec sezonu, bo dotąd panowali nad fabułą. W każdym razie to nadal dość udany finał. Nam nadzieję, że doczekamy się 4. sezonu Koła czasu.
Poznaj recenzenta
Adam Luft
Najlepsze z 24h



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1964, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1968, kończy 57 lat
ur. 1973, kończy 52 lat
ur. 1974, kończy 51 lat

