Kraven Łowca - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 13 grudnia 2024Czy najnowsza produkcja superbohaterska od Sony jest najgorszą, jaką wyprodukowano? Czy może jednak uniwersum przeciwników Spider-Mana bez Człowieka-Pająka ma coś do zaoferowania? Kraven Łowca dużo skacze, ale nie zaskakuje.
Czy najnowsza produkcja superbohaterska od Sony jest najgorszą, jaką wyprodukowano? Czy może jednak uniwersum przeciwników Spider-Mana bez Człowieka-Pająka ma coś do zaoferowania? Kraven Łowca dużo skacze, ale nie zaskakuje.
Muszę przyznać, że z niecierpliwością czekałem na film Kraven Łowca. Liczyłem na to, że zobaczę albo najlepszą, albo najgorszą produkcję z Sonyverse. Chociaż film zdecydowanie "nie dowiózł" w kwestii moich oczekiwań, nie mogę powiedzieć, żebym nudził się podczas seansu.
Najlepiej chyba zacząć od tego, jak dziwny jest to twór – i to niemalże pod każdym względem. Sceny akcji mogłyby wypaść znacznie lepiej, gdyby nie zostały tak chaotycznie pocięte i przesycone nieudanym CGI. Aaron Taylor-Johnson prezentuje nam bardzo zwinną postać. Twórcy chcieli, by Kraven wyróżniał się ruchami i sposobem walki, ale często wypada to niezamierzenie śmiesznie. W momentach, gdy Łowca porusza się na czterech kończynach albo uprawia parkour, efekty komputerowe wyglądają wręcz komicznie. A najzabawniejsze jest to, że sceny te zapadają w pamięć. Film był reklamowany wyższą kategorią wiekową – widać ją w trakcie oglądania, co mogę zaliczyć na plus. Egzekucje przeciwników Kravena są brutalne, efektowne i "soczyste". Niestety produkcja ma momentami problem z ukazywaniem miejsca akcji. Bohater morduje jedną grupę ludzi, po czym natychmiast zjawia się obok kolejnej. Nie wiadomo, czy dobiegł do nich, czy to oni od początku stali obok. A może akcja dzieje się pół kilometra dalej, co daje wrażenie, że protagonista się teleportuje?
Z jakością scenariusza jest podobnie, jak z akcją – na każdą dobrze zrobioną rzecz przypada zła. Kryje się tu interesująca fabuła opowiadająca o konflikcie ojca i syna, ale jest ona pełna dziur, do których na dodatek upchnięto próby tworzenia jakiegoś większego uniwersum. Jeżeli ktoś liczył na adaptację komiksowego Kravena, to może być rozczarowany. Aaron Taylor Johnson gra postać przypominającą bardziej Zimowego Żołnierza z MCU czy Ethana Hunta z Mission Impossible niż beznamiętnego myśliwego zabijającego ludzi. Jednak nie stanowi to sedna problemu, bo główny bohater jest w miarę interesujący. Najbardziej emocjonalnym motywem jest relacja Sergieja Kravinoffa i jego brata Dmitrija (Fred Hechinger) z ojcem (Russel Crowe), wysoko postawionym gangsterem. Panowie w różny sposób próbują poradzić sobie z ciężkim bagażem, jaki zostawił im rodzic. To najmocniejszy wątek, bo mamy zarówno braterski banter, jak i grę Crowe'a. Aktor fajnie przedstawia konflikt gangstera chcącego dbać o dzieci, ale też starającego się pokazać siłę i bezwzględność. Jednak wszystko idzie do kosza na sam koniec historii przez wprowadzenie niepotrzebnego originu kolejnego złoczyńcy, znanego z komiksów o Spider-Manie. Nie dość, że rujnuje wszelkie emocje z finału, to jeszcze zapowiada kontynuację, która raczej nie powstanie.
A złoczyńców tu niemało. Rhino (Alessandro Nivola) jako główny villain ma w sobie nieco uroku. Jest trochę psychopatyczny, trochę żartobliwy i ma ciekawą moc. Bardzo podobał mi się jego finałowy pojedynek z Kravenem, który – pomimo pewnych udziwnień i najokropniejszego CGI w tym filmie – był oryginalny, jeśli chodzi o akcję. Najdziwniejszym elementem wątku Rhino (i nie tylko jego) jest sposób pozyskiwania supermocy. Postacie albo dostają je przypadkiem (tak jak główny bohater), albo udają się do jakiegoś doktora, wspominanego jedynie w dialogach. Bywa i tak, że po prostu nic nie zostaje wyjaśnione. To ostatnie tyczy się postaci L'Etrangera (Christopher Abott), ponieważ nie dowiadujemy się, jak działają jego zdolności, skąd je ma, kim w ogóle jest. Dostajemy jedynie krótki dialog przybliżający jego motywacje. Mimo wszystko dostał on aż cztery sceny, mające na celu pokazać, że jest cool.
W tym filmie jest tak wiele paradoksów, że trudno go zaklasyfikować. Z jednej strony ma w sobie coś więcej niż produkcje Madame Web czy Morbius, które były po prostu nudne. Z drugiej nie porównałbym go do Venoma 2, którego dla śmiechu można puścić na imprezie. Kraven nie jest ani nudnym średniakiem, ani kompletnym chaosem, przez co nie da się go nikomu polecić. Jeśli oglądacie jeszcze telewizję i kiedyś traficie na ten tytuł podczas skakania po kanałach, możecie go obejrzeć. Jednak odpuśćcie sobie kino czy seans na VOD. Chyba że chcecie na własne oczy zobaczyć niesamowity rozgardiasz, jakim jest superbohaterskie uniwersum Sony.
Poznaj recenzenta
Tomasz HudygaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat