Kruk - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 23 sierpnia 2024Kruk to najgorszy film 2024 roku. Nie mam żadnych wątpliwości, a w recenzji wyjaśnię, dlaczego tak uważam.
Kruk to najgorszy film 2024 roku. Nie mam żadnych wątpliwości, a w recenzji wyjaśnię, dlaczego tak uważam.
Nawet mając niskie oczekiwania wobec filmu Kruk z 2024 roku, można zaskoczyć się podczas seansu tym, jak bardzo twórcy nie zrozumieli tego, co mają i nie wiedzą kompletnie, co robią. Całość poległa w punkcie wyjścia, czyli głównych bohaterów i łączącego ich uczucia, w które nie da się uwierzyć. Ba, siłą kultowego Kruka z 1994 roku było to, że momentalnie wierzymy w miłość i to potężne uczucie silniejsze niż śmierć. Tam bohaterowie byli niewinnymi ofiarami zła i w wyniku tego zginęli w tragicznych okolicznościach. Fabuła produkcji z 2024 roku daje nam dwie osoby, które poznają się w więzieniu na jakimś dziwnym odwyku, więc słowo „niewinni” kompletnie do nich nie pasuje. Gdy uciekają z tej placówki, mamy uwierzyć przez prawie połowę filmu, że w kilka dni zakochali się do szaleństwa, by potem z powodu zamieszania dziewczyny w sprawę osoby groźnej i wpływowej, po prostu zginąć bezsensowną śmiercią. Twórcy usilnie nam wmawiają w dialogach tę miłość, bo na ekranie tego nie czuć z powodu braku emocji, a krótki okres ich wspólnego czasu, zabiera temu jakąkolwiek wiarygodność. Zemsta Kruka na niegodziwcach wynikała z tego, że źli zabili niewinnych, których czekało szczęśliwe życie, a tutaj ani nie ma tego, ani kompetentnie przedstawionych motywacji tytułowego bohatera. Nie da się więc na poziomie emocjonalnym w ogóle zaangażować w tę historię, bo ona nie jest w stanie zrozumieć podstawy fabularnej całego konceptu.
Idąc na Kruka, mamy oczekiwać prostej historii o zemście. Tylko jak ma do tego dojść, skoro do śmierci bohaterów dochodzi mniej więcej dopiero w połowie filmu? Dostajemy więc nudną, pustą i nieciekawą ekspozycję, by potem było jedynie gorzej. Można by pomyśleć, że krwawa jatka w drugiej połowie to wynagrodzi, ale nic bardziej mylnego! Kruk ma dwie sceny akcji (plus króciutka egzekucja), które były pokazywane w zwiastunach, a prawie cała kulminacyjna walka została opublikowana w formie oficjalnego klipu. Oczywiście ta finalna walka z bezimiennymi ochroniarzami jest efekciarska, brutalna jak diabli, ale pusta jak portfele producentów po premierze tego dzieła. Sceny akcji nie są po to, by były pokazem bezmyślnej przemocy, bo mają być narzędziem fabularnym, a w tym przypadku reżyser Rupert Sanders wykazał się brakiem podstawowej wiedzy filmowej. One nie doprowadzają do niczego wartego uwagi, nie budują emocji, ani nie mówią nic istotnego na temat bohatera. Gdy jednak już dochodzi do starcia z czarnym charakterem z twistem nadnaturalnym, nie ma żadnej walki, akcji czy efektowności. Nie starczyło na to pomysłu i kreatywności, więc dostajemy kulminację tak niemiłosiernie głupią i antyklimatyczną, że to aż boli.
Nie da się nie porównać nowego Kruka do klasyka z 1994 roku. Na tym polu nowa wersja dostaje najniższe noty, bo nie proponuje ani ciekawej wizji, twistu czy pomysłu. Wizualnie jest to film mdły i pozbawiony nawet odrobiny klimatu, aktorsko jest przeciętny, a brak scen akcji, które przynajmniej jakoś usprawiedliwiłyby pretekstowość, to kropka nad i. W 1994 roku uczucie Erica Dravena, napędzające jego zemstę, było autentyczne, a 30 lat później dostajemy coś niemożebnie absurdalnego i nieprawdziwego. Bill Skarsgård to jedyny atut, który można pochwalić, bo fizycznie przygotował się niesamowicie, charyzmę ma, a jego prezencja w połączeniu z jakichś przyczyn awersją do noszenia koszulek, pokazuje kogoś, kto mógł być groźnym wrogiem dla antagonistów. Tylko że z niewiadomych powodów do finałowej konfrontacji bohater ciągle dostaje łomot.
Najgorsze jest chyba to, że twórcy Kruka podjęli decyzję o tym, by jakoś wyjaśnić całą mitologię tego, o co chodzi z powrotem bohatera, w której jego rzekoma miłość staje się kuriozalnie komicznym pretekstem. Twórcy tego filmu nawet nie zrozumieli, że hasło „miłość jest wieczna” z kultowego klasyka to jedyna motywacja, jaka tutaj jest potrzebna, więc dają nadnaturalny cel w postaci złoczyńcy mającego pakt z diabłem. Fakt, że fabularnie bohater zgadza się na układ, w którym go zabija w zamian za duszę ukochanej, dodatkowo nabiera głębszego sensu całej idei Kruka. Próby wyjaśnienia mitologii to jednak chaos pełen pustych i czasem filozoficznie miałkich dyrdymałów, z których niewiele wynika, a konsekwencji w tym nie ma żadnej. Ba, nawet początkowe sceny, które miały nam coś wartościowego powiedzieć o Ericu Dravenie, są tak głębokie jak kałuża po deszczu i puste jak konto bankowe studia po klapie tego filmu.
Kruk nie jest filmem wartym poświęcenia czasu i uwagi. To kino, przy którym wiele fanowskich i amatorskich filmów sprawia wrażenie oscarowych dzieł z wielkim budżetem. Na ekranie nie widzimy pieniędzy, jakości, pomysłu (a raczej festiwal złych decyzji i dziwnych wizji), wizualnego charakteru czy akcji. Chaotyczny miszmasz, niezrozumienie podstaw konceptu i karygodna realizacja. Lepiej obejrzeć wybitną wersję z 1994 roku, która nadal dostarcza wrażeń na niesamowitym poziomie. Marnym pocieszeniem dla twórców nowego Kruka może być tylko to, że nie jest aż tak źle, jak w dramatycznie złych kontynuacjach hitu z lat 90.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat