Łabędzi śpiew - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 25 września 2024Łabędzi śpiew to bardzo dobrze napisana baśń osadzona w klimacie postapokaliptycznym. Jest mrocznie, przygnębiająco, a mimo to gdzieś tli się iskierka nadziei. Robert McCammon potrafi pisać naprawdę zróżnicowane książki.
Łabędzi śpiew to bardzo dobrze napisana baśń osadzona w klimacie postapokaliptycznym. Jest mrocznie, przygnębiająco, a mimo to gdzieś tli się iskierka nadziei. Robert McCammon potrafi pisać naprawdę zróżnicowane książki.
Wielcy tego świata nie wytrzymali i odpalili atom. Wszystko zaczęło się od Bejrutu, a potem poszło już gładko. Ameryka i Rosja wystrzeliły bomby atomowe. Nastąpił, co tu dużo mówić, koniec świata. Zginęły miliony ludzi, a większość miast została zmieciona z powierzchni ziemi.
Jak to zwykle bywa, na zgliszczach rodzi się dobro i bohaterstwo. Nasza ludzka natura nie potrafi porzucić – czasem mogłoby się wydawać – naiwnej wiary w lepsze jutro. Czy to źle? Moim zdaniem nie. Jeśli uświadomimy sobie, że Robert McCammon chciał napisać coś z otuchą, a nawet z pewnymi wątkami chrześcijańskimi, to będzie się nam to czytać znacznie przyjemniej.
O tym właśnie jest ta książka – o mieszance śmierci, zniszczenia i rozpaczy. Będziemy czytać także o dość podręcznikowej walce dobra ze złem i kiełkującej nadziei. Część ludzi ta przewidywalność może drażnić. Zwłaszcza jeśli najpierw czytali Bastion Stephena Kinga. Mnie to irytowało. Podobnie było z podręcznikowymi elementami odradzającego się świata po zagładzie: grupa sprawiedliwych i osada, która stanie się początkiem nowego świata.
Potem jednak spojrzałam na całość z perspektywy tego, co autor chciał przekazać. Myślę, że trudno byłoby inaczej poprowadzić narrację. Podkreślam – jest to absolutnie do wybaczenia i nie wypala oczu tak mocno, jakby mogła zrobić to proza kogoś z innym piórem. McCammon jest świetnym pisarzem, więc jestem w stanie wiele mu wybaczyć. Poza tym... może takiej nieco naiwnej, niemal dziecięcej, wiary w nowe jutro nam potrzeba? Tego już nie mnie oceniać.
Człowiek, jak wiadomo z historii, potrafi przetrwać wszystko. W tej całej ponurej postapokaliptycznej rzeczywistości mamy grupkę bohaterów. Tworzą oni dość ciekawą zbieraninę. Jest wędrowny zapaśnik, szalona kobieta, emerytowany pułkownik lotnictwa, maniak gier komputerowych i uciekająca od przemocowego ojczyma dziewczyna.
Walka dobra ze złem w tej książce jest bardzo archetypowa. Zło to diabeł. Bardzo podobało mi się to, że posługiwał się inicjałami DH “Devil Himself" – diabeł we własnej osobie” – by potem stać się Przyjacielem Złych Ludzi. A dobro? Kto jest jego uosobieniem? Światło i nadzieja ukryte zostały w dziewczynie, która ma nadprzyrodzone zdolności i życiodajne moce. Potrafi sprawić, że rośliny zaczynają rosnąć. Pojawia się też magiczny artefakt – korona pozwalająca przewidywać przyszłość. Tej magii jest na tyle dużo w Łabędzim śpiewie, że zbacza on mocno w fantasy.
Łabędzi śpiew można śmiało określić jako baśń dla dorosłych. Jest do tego świetnie napisana. Tę książkę czyta się bardzo dobrze, a fabuła mimo wszystko wciąga. W niektórych momentach będziemy się wzruszać. Pozycja zmusi czytelnika do pewnych przemyśleń.
Poznaj recenzenta
Agnieszka KołodziejDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat