Legion: sezon 2, odcinek 7 – recenzja
Legion, w charakterystycznym dla siebie surrealistycznym stylu, prezentuje widzom kolejną parabolę o naszej rzeczywistości. Twórcy serialu tym razem na widelec biorą strach, nieufność i zbiorową histerię.
Legion, w charakterystycznym dla siebie surrealistycznym stylu, prezentuje widzom kolejną parabolę o naszej rzeczywistości. Twórcy serialu tym razem na widelec biorą strach, nieufność i zbiorową histerię.
Tym razem odcinek rozpoczyna się od dygresji Jon Hamm, w której nakreślona zostaje problematyka najnowszej odsłony. Tym razem nieco chaotycznie zrealizowane wtrącenie pokazuje nam, co będzie domeną bieżącej opowieści. Przy pomocy takich motywów jak polowanie na czarownice, troska rodziców o wpływ popkultury na dorastanie dzieci czy psychologia tłumów, twórcy prezentują mechanizmy, w których lęk i obawa rozprzestrzeniają się wśród przedstawicieli danej grupy społecznej i doprowadzają do eskalacji niebezpiecznych i nieobliczalnych zachowań.
Historia stara jak świat, prawda? Teza, która już w pierwszych minutach zostaje postawiona, nie ma w sobie nic odkrywczego. Dobrze więc, że tematykę tę podejmuje Noah Hawley wraz ze swoją wesołą gromadką zakręconych artystów. Już na wstępie możemy być pewni, że forma przekazu tej spowszedniałej treści nie będzie szablonowa i konwencjonalna.
Zanim jednak przejdziemy do potworności z drugiej połowy odcinka, gdzie gigantyczna mrówka podokazuje w industrialnych korytarzach Dywizji 3, serial chcąc nadrobić pewne zaległości w prezentowaniu fabuły, powraca do wątku głównego, serwując nam kilka soczystych odpowiedzi. Kto jest odpowiedzialny za zbliżającą się apokalipsę? Jaką rolę w tym całym bałaganie odgrywa Lenny? Czy Syd z teraźniejszości jest zazdrosna o Syd z przyszłości? Kto tak naprawdę jest odpowiedzialny za śmierć Amy?
Shadow King, jak moderator opowieści, prowadzi nas przez kolejne lokacje, od jednego bohatera do drugiego. Rozmawiając z Davidem, próbuje uwolnić jego prawdziwą naturę. Składając wizytę Syd z przyszłości, stara się dowiedzieć czegoś więcej na temat zbliżającego się armagedonu. Ani na moment nie traci kontroli nad sytuacją, umiejętnie manewrując pomiędzy poszczególnymi tematami. Jest jak mroczny Fileas Fogg, przechadzający się wśród dziwów tego świata, nie tracąc przy tym ani na moment stylu i wyrafinowania. Navid Negahban jest bezbłędny w roli villaina, który z jednej strony uważa się z boga, z drugiej zakochany jest w ludzkiej sztuce, nawet tak dyskusyjnej jak Frankie goes to Hollywood.
Powrót Shadow Kinga sprawia, ze wątek główny nie tonie w zalewie kolejnych abstrakcyjnych odcinków. Druga część epizodu to jednak kolejny off topic. Historia, której zalążek widzieliśmy już wcześniej, teraz ma swoją kontynuację i konkluzję. Bohaterowie pod wpływem niespokojnej myśli zaczynają kwestionować swoją obecność w Dywizji 3 i zwierzchnictwo admirała Fukyamy. Zaczyna się więc istny przewrót i bunt. Szaleńczy zryw, prowadzący bohaterów w kierunku linczu na osobie, która ich zdaniem stanowi wielkie zagrożenie.
Abordaż w wykonaniu bohaterów może się podobać. Dostajemy całkiem nieźle zrealizowaną scenę walki, podczas której Ptonomy i Cary rozprawiają się z dziesiątkami wąsatych androidek. Później jest jeszcze ciekawiej. Do gry zostaje wprowadzony insektopodobny potwór, symbolizujący wszystko co najgorsze w działaniach głównych bohaterów. Monstrum rozrasta się w świadomości Ptonomy’ego, który poprzez swój strach i niepokój rozprzestrzenia je wśród pozostałych postaci. Gdy potwór jest już na tyle silny, aby przejąć kontrolę nad wszystkimi, rozpoczynają się rządy szaleństwa, a tłum z widłami rusza na zamek Frankensteina.
Oczywiście finalnie pojawia się David, który miażdży zło dzięki swoim mocom. Bogu ducha winny admirał Fukuyama może ponownie przywdziać abażur na głowę, a zagubieni bohaterowie próbują zrozumieć mechanizmy opętania, jakim się poddali. Szkoda tylko Ptonomy’ego, który był prowodyrem tego szaleńczego tańca i według twórców zasługiwał na karę. Bohater zostaje uwięziony w Dywizji 3, co nie oznacza, że już go nie zobaczymy. W Legionie przecież wszystko jest możliwe.
Trochę dygresji, nieco fabuły, szczypta surrealizmu, dawka monster movie, garść komiksowych motywów, krztyna humoru. Legion w najnowszym epizodzie kondensuje wszystko co najlepsze w tej formule i ponownie wychodzi z tego obronną ręką. Jeśli gigantyczna, oślizgła mrówka nie jest w stanie zepsuć estetyki tego serialu, to możemy być pewni, że Legion nigdy nie trafi na drogę kiczu i groteski.
Źródło: zdjęcie główne: FX
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat