Lucyfer: sezon 2, odcinek 16 – recenzja
To miał być ważny odcinek, w którym pojawi się Bóg, o którym tyle słyszeliśmy w serialu Lucyfer. Cóż, do pewnego momentu jest świetnie, ale nie mogę ukryć rozczarowania konkluzją.
To miał być ważny odcinek, w którym pojawi się Bóg, o którym tyle słyszeliśmy w serialu Lucyfer. Cóż, do pewnego momentu jest świetnie, ale nie mogę ukryć rozczarowania konkluzją.
W ogłoszeniach castingowych mówiono, że świetny Timothy Omundson zagra Boga. Tylko czy aby na pewno TEGO, na którego wszyscy czekają? Gdy poznajemy Goda Johnsona, jest on w zakładzie psychiatrycznym. Takim sposobem twórcy bawią się konceptem: to jest ojciec Lucyfera czy po prostu szaleniec? Omundson tworzy lepszą postać, niż mógłbym oczekiwać. Nie brak mu charyzmy, "ojcowej" otoczki i chemii, jaką tworzy z Tomem Ellisem. Dobrze się ogląda ich perypetie, wylewanie emocji i pojednanie. A niektóre sceny potrafiły solidnie rozbawić. Choćby randka z Charlotte.
Dlatego tym bardziej irytuje fakt, że koniec końców okazuje się, że to nie był Bóg. Tylko zwykły człowiek otumaniony przez artefakt. Przez większość odcinka udowadnianiu nam, że to jest Bóg, by na końcu powiedzieć: "żartowaliśmy". Jest to rozczarowujące, niepotrzebne i słabe zagranie. Z odcinka, który mógł być ważny dla rozwoju fabuły i postaci... zrobiono zwyczajną sprawę kryminalną. Zwrot akcji wydaje się mieć wręcz absurdalnie odwrotny skutek od zamierzonego. Tak jakby twórców nie stać było na tę odrobinę powagi w momencie, gdy jest to potrzebne. Nie przekonuje mnie ich zagranie.
Sama sprawa w wariatkowie jest solidna. Ma swoje jasne punkty, sporo humoru, więc wszystko ogląda się lekko i przyjemnie. Co prawda, kulminacja jest przeciętna, wręcz przewidywalna. Czegoś zabrakło w tym wątku, by być naprawdę wartościowym dodatkiem do historii. Przyjemnie, ale... nie tak dobrze, jak się przez większość czasu zapowiadało. Czasem koniec może popsuć wrażenie.
Natomiast kapitalnie wypada przyjaźń Mazikeen z Chloe. Wiele scen ma fantastyczny komediowy charakter. Najlepiej wypada spotkanie z lekarzem z psychiatryka, gdzie przypadkiem trafia Amenadiel. W takich momentach Lucyfer bawi tak dobrze, jak niejedna hitowa komedia.
Wściekły Lucyfer to nie jest nic nowego. Jego gniew w końcowych minutach pokazuje, że będzie bardziej zdeterminowany w egzekucji misternego planu. Mam jednak nadzieję, że to też zaowocuje czymś więcej pod względem emocjonalnym i fabularnym. Twórcy pokazali, że okazjonalnie ich na to stać. A powrót serialu po przerwie zasługiwał na coś mocniejszego. Jest przyjemnie, lekko i zabawnie, jak zawsze, ale odnoszę wrażenie, że ten serial potrzebuje czegoś więcej w odpowiednim na to momencie. A taki już miał miejsce.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat