Magiczna zima Muminków – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 22 grudnia 2017Po 7 latach Muminki wracają na kinowe ekrany. Czy jednak było na co czekać?
Po 7 latach Muminki wracają na kinowe ekrany. Czy jednak było na co czekać?
W Dolinie Muminków zaczyna się zima. Wszyscy mieszkańcy gromadzą zapasy przed zapadnięciem w zimowy sen. W tym roku będzie inaczej. Ktoś wyrwał rodzinę Muminków z głębokiego snu. Nasi bohaterowie dowiedzą się o istnieniu magicznej gwiazdki, na której przybycie trzeba się odpowiednio przygotować. Udekorować stół, ugotować jedzenie, ubrać specjalnie choinkę. Tylko kim jest ta tajemnicza Gwiazdka? Co dzieje się w dolinie, gdy większość mieszkańców zapada w sen czy tak jak Włóczykij, wyruszają w podróż? Muminek postanawia się tego dowiedzieć. W misji towarzyszyć mu będzie tradycyjnie Mała Mi i śmigający na nartach Paszczak.
Jeśli wydaje wam się, że to już było, to macie rację. Magiczna zima Muminków jest remakiem Zimy w Dolinie Muminków z 1986 roku, tyle że wykonany w zupełnie innym animowanym stylu. Moim zdaniem fajniejszym i bardziej przystępnym dla szerszej widowni.
Dzieci początkowo będą miały wielki problem z przyzwyczajeniem się do konwencji, którą przyjęli twórcy tej polsko-finlandzkiej koprodukcji, ponieważ (tak samo jak w przypadku Muminków w pogoni za kometą) postawili na staroświecką metodę animacji kukiełkowej, którą dorośli mogą kojarzyć ze starych dobranocek o Misiu Coralgolu czy Uszatku. Nie powiem, w czasach, gdzie większość bajek jest robiona za pomocą komputerów, to odważne posunięcie. Animacja nie jest płynna, a postaci nie zachwycają swoim wyglądem. Większość z nich przypomina prace uczniów pierwszych klas szkoły podstawowej wykonanych na plastyce. Obecnie takie wytwórnie jak Disney, Pixar czy Dreamworks przyzwyczaiły nas do zupełnie innej jakości. Nie wiem, czy młodzi widzowie dadzą się oczarować, ale starsi na pewno poczują pewną nostalgię.
Sama opowieść, inspirowana twórczością Tove Jansson, nie jest może przesadnie wciągająca i bardziej pasuje do słuchowiska radiowego niż kinowego ekranu, ale na pewno nie nudzi. Nie ma tu dramatycznych zwrotów akcji, ogromnych potworów, głębokiej przemiany głównego bohatera czy ratowania świata. Ten film pokazuje życie, jakie większość dzieci ma na co dzień, ale widziane oczami baśniowych postaci. Muminki w prosty sposób przybliżają dzieciom najważniejsze aspekty świąt, pomijając w niej religię. Pokazują, że w tym okresie najważniejsze jest bycie z rodziną i znajomymi. Szerzenie dobra. Otwarcie się na zbłąkanych wędrowców i nieznajomych.
W porównaniu do części z 2010 roku wprowadzono pewne zmiany w obsadzie dubbingowej. W roli narratora usłyszymy genialnego Piotr Fronczewski, którego opowieści o spowitej śniegiem Dolinie Muminków można słuchać godzinami. Bardzo dobrze słucha się też Natalii Kukulskiej jako mamy Muminka i Maciej Stuhr w roli wścibskiego Paszczaka. Sam Muminek tym razem przemówi głosem Maciej Musiał, którego barwa jest cieplejsza niż Marcin Bosak z poprzedniej części.
Muumien joulu to wycieczka w piękny, pełen energii świat zamieszkały przez białe, milutkie stworki. Nie ma w nim złych charakterów. Nawet Lodowa Pani czy Buka pomimo swojego groźnego wyglądu nie stwarzają zagrożenia.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat