Mayans M.C.: sezon 1, odcinek 5 – recenzja
Nic dziwnego, że produkcja Mayans M.C. dostała zamówienie na kolejny sezon. Serial znakomicie się rozwija pod względem dramatycznym, nie ma możliwości, aby ta wielowątkowa seria nagle została urwana. W najnowszym odcinku dostajemy kontynuację opowieści wzbogaconą o kilka nowych elementów.
Nic dziwnego, że produkcja Mayans M.C. dostała zamówienie na kolejny sezon. Serial znakomicie się rozwija pod względem dramatycznym, nie ma możliwości, aby ta wielowątkowa seria nagle została urwana. W najnowszym odcinku dostajemy kontynuację opowieści wzbogaconą o kilka nowych elementów.
Mayans MC., który po pierwszym odcinku zrobił dość mizerne wrażenie, teraz jest już pełnoprawnym serialem z dobrze zarysowaną fabułą. Na tym etapie produkcja praktycznie w ogóle nie żeruje na marce Sons of Anarchy, tworząc własną, unikatową estetykę i symbolikę. Jednym z takich elementów jest z pewnością motyw zwierzęcia, które za każdym razem otwiera epizod i pojawia się w nim w różnych znaczących momentach. Tym razem „bohaterem odcinka” jest opos, torbacz prowadzący nocne życie na meksykańskiej pustyni. Zwierzę pełni rolę przewodnika po bieżącej opowieści i swoją symboliką nawiązuje w pewien sposób do toczących się wydarzeń.
Piąty epizod nie obfituje w nagłe zwroty akcji, nie trzyma w napięciu jak pierwszorzędny thriller. Jest jednak ważnym elementem w fabule, posuwającym ją mocno do przodu. Poszczególne wątki cały czas ewoluują, rozwijając się w logiczny i czytelny sposób. Najciekawsze wydarzenia generują z pewnością działania Angela. Brat Ezekiela, wydaje się na tę chwilę najmocniejszym zawodnikiem w całej intrydze. Nie dość, że gra na dwa fronty, działając w interesie klubu (współpracującego z Galindo) i rebeliantów, to jeszcze zbliża się do Cole’a, nieobliczalnego psychopaty, który jest gotowy na wszystko. Warto też dodać, że jest on emocjonalnie związany z Adelitą, bezkompromisową przywódczynią buntowników. Działania Angela na wielu polach są kluczowe dla całej opowieści i łączą się z innymi wątkami.
Bardzo istotne jest to, że klub zaczyna już na tym etapie podejrzewać, że ktoś wewnątrz Mayans jest zdrajcą. Bishop i Alvarez są na tropie spisku, choć to Coco staje się ich pierwszym celem. Zeszłotygodniowe eskapady tego młodego motocyklisty nie uszły uwadze szefostwu Mayans, które rozpoczyna wewnętrzne śledztwo. Po nitce do kłębka Alvarez i pozostali dojdą z pewnością do Angela, co mocno zaogni sytuację wewnątrz grupy.
Wątek Angela łączy się pośrednio również z historią rodziną Reyesów, która tym razem zyskuje na sugestywności, dzięki ujawnieniu przeszłości Felipe. Starszy pan, grany przez zawsze świetnego Edward James Olmos, pokazuje wreszcie swoją prawdziwą twarz, stając się ważnym graczem w całej intrydze. Rodzina ponad wszystko – przesłanie, odgrywające istotną role również w Synach Anarchii, w bieżącym odcinku uderza ze zdwojoną siłą. Przewija się ono również w krótkiej akcji, podczas której Angel i EZ uwalniają afgańskiego zakładnika i jego ciężarną żonę. Tutaj jednak trochę szwankuje rozwiązanie, w postaci masakry zgotowanej przestępcom przez rebeliantów. Jest ono swoistym pstryknięciem palców, które w sposób najprostszy z możliwych, kończy ciekawie budowaną intrygę. Napięcie wykreowane poprzez motyw uwięzienia kluczowych graczy, znika w przeciągu sekundy, gdy miejscowi watażkowie padają jak muchy od kul młodych buntowników.
Mayans MC po raz kolejny prezentuje odcinek, który nie zabiera nas do serialowego nieba. Do tzw. Peak TV wiele tu jeszcze brakuje, ale ponownie – to wciąż bardzo dobra rozrywka. Produkcja prezentuje równy poziom i utrzymuje przyzwoite tempo. Czego więcej można oczekiwać od opowieści o niegrzecznych facetach w skórach, którzy na stalowych rumakach przemierzają meksykańską pustynie?
Źródło: zdjęcie główne: FX
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat