Mayans M.C.: sezon 1, odcinek 6 i 7 – recenzja
Opowieść o miłości, nienawiści, grzechach przeszłości i walce o lepsze jutro nadal trwa. Nie jest to może najbardziej epicka historia w obecnej ramówce telewizyjnej, ale w pewnych momentach robi naprawdę dobre wrażenie.
Opowieść o miłości, nienawiści, grzechach przeszłości i walce o lepsze jutro nadal trwa. Nie jest to może najbardziej epicka historia w obecnej ramówce telewizyjnej, ale w pewnych momentach robi naprawdę dobre wrażenie.
Na tym etapie Mayans M.C. posiada już bardzo ułożoną i zorganizowaną fabułę. Nie ma mowy o jakimkolwiek chaosie narracyjnym. Twórcy zrezygnowali z ozdobników i niuansów mających za zadanie oderwać widza od głównej osi opowieści. Całość skupia się na kilku równoległych wątkach. Część z nich jest ze sobą powiązanych, inne stanowią osobny byt. Każdy dostaje jednak dużą ilość czasu ekranowego, dzięki czemu ogląda się to bez uczucia dezorientacji. Twórcy po prostu nie skaczą po historiach, a umiejętnie je rozwijają.
Mamy więc historię Galindo i jego syna. Wątek ten łączy się bezpośrednio z Adelitą i jej dążeniami. Kolejnym ważnym motywem jest przeszłość rodziny Reyesów, która jak się okazuje wiąże się z życiem przywódczyni rebeliantów. Niezwykle istotny jest rozłam wewnątrz klubu i próba znalezienia kreta. Dodając do tego jeszcze osobiste dramaty postaci takich jak Jimenez czy Emily, dostajemy całkiem obszerny wątek przewodni, który jest w stanie wypełnić godzinne odcinki interesującymi wydarzeniami. Twórcy postanowili jednak jeszcze bardziej podgrzać atmosferę, wprowadzając do fabuły motyw patologicznej rodziny Coco. Ten swoisty drugi plan serialu spełnia swoją rolę. W odpowiednich momentach akcentuje tematy takie jak rodzina, przywiązanie, miłość, wrażliwość… Historia Coco ma odpowiedni ładunek emocjonalny. Potrafi zaangażować widza w losy poszczególnych postaci. Ważne jest również to, że nie jest ona szokującą makabreską, jak się zapowiadało kilka epizodów wcześniej, a dramatyczno-obyczajową opowieścią o problemach międzyludzkich.
Dwa ostatnie odcinki eksploatują każdy z tych motywów fabularnych. Czasami robią to dobrze, innym razem trochę gorzej, ale nie da się ukryć, że opowieść w sposób zorganizowany i logiczny posuwa się do przodu. Szósty epizod jest nieco słabszy pod względem tempa i rozpisania poszczególnych scen, ale nie odstaje mocno poziomem artystycznym od całości. Siódmy odcinek natomiast to już bardzo ważny segment Mayans M.C., pełen kluczowych wydarzeń. To tutaj Galindo konfrontuje się z Adelitą, która nieco wcześniej odwiedza Felipe. Tutaj również Coco w sposób bezkompromisowy rozwiązuje swój największy problem rodzinny. Również w siódmym epizodzie powraca stary znajomy z Sons of Anarchy, Lincoln Potter. Co prawda pojawia się on już w końcówce szóstej odsłony, ale dopiero w kolejnym epizodzie możemy zobaczyć tę dziwaczną personę w akcji.
Scenariusz jest najmocniejszą stroną Mayans M.C. Kto by się spodziewał, że serial nastawiony na akcję, będzie prezentował tak pieczołowicie skonstruowaną opowieść. Niestety produkcja nie jest wolna od bolączek. Przede wszystkim postać protagonisty nie funkcjonuje jak powinna. EZ wciąż stanowi jedynie motyw pozwalający przejść z jednego wątku do drugiego. Znajduje się on w historii Coco tylko po to, aby ją zdynamizować. Czy rzeczywiście obecność jego postać jest tam konieczna? W wątkach Galindo i rebeliantów również nie bryluje na pierwszym planie. Jego relacje z Emily są oczywiście ważne, ale na tym etapie nie odgrywają wielkiej roli. Oglądając dwa ostatnie odcinki Mayans M.C., można odnieść wrażenie, że serial wiele by nie stracił, gdyby Ezekiel zniknął, a więcej czasu ekranowego otrzymałby chociażby Angel.
Drugim elementem serialu, który powinien prezentować znacznie lepszy poziom, są sceny akcji. Paradoksalnie nie ma ich dużo, a jak się już zdarzają, to raczej nie zachwycają. Opierają się głównie na scenach pościgów, w rytmie mocnej, rockowej muzyki. Sceny akcji w Mayans MC są żmudne, toporne i bardzo mało interesujące. Nie generują żadnego napięcia i nie są w stanie zaskoczyć widzów. Doskonałym przykładem jest tutaj ucieczka EZ przed policją z szóstego odcinka. Próbując rozwiązać brudną sprawę siostry Coco, Ezekiel wyprowadza gliniarzy w pole. Pościg w ogóle nie jest zaskakujący, a każdy jego segment da się przewidzieć z wyprzedzeniem. Momentami wydaje się, że tego typu motywy wpychane są do fabuły na siłę, tylko po to, aby serial nie zatracił swojego sensacyjnego charakteru.
Powyższe problemy są istotne dla odbioru całości, ale na szczęście właściwie je zrównoważono tymi lepszymi elementami. Postacie takie jak Galindo, Adelita, Filipe, Angel czy nawet Emily to świetnie napisani bohaterowie, którzy swoją charyzmą potrafią zdominować opowieść. To właśnie dla nich można przymknąć oko na niedostatki i delektować się tą świetną opowieścią o złych chłopcach w niegodziwym świecie.
Źródło: zdjęcie główne: FX
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat