Mayans MC: sezon 3, odcinek 9 - recenzja
Mimo pewnych problemów Mayans MC to udany serial, a bieżący odcinek jest tego doskonałym dowodem. Produkcja ma swój styl, który w obecnym momencie nie ma nic wspólnego ze słynnymi Synami Anarchii.
Mimo pewnych problemów Mayans MC to udany serial, a bieżący odcinek jest tego doskonałym dowodem. Produkcja ma swój styl, który w obecnym momencie nie ma nic wspólnego ze słynnymi Synami Anarchii.
W najnowszym odcinku nie uświadczymy mordobić, strzelanin czy innych kaskaderskich wygibasów. Niemniej udaje się wygenerować napięcie i duże emocje. Większość wątków osiąga kulminacje, a część z nich nawet przesilenie. W serialu wciąż dominuje ponura, defetystyczna atmosfera i jest to świetny kierunek dla tego formatu. Po pierwsze, nie można mówić już o korzystaniu ze schedy po Synach Anarchii, a po drugie, Majom niezwykle do twarzy w takiej estetyce. Bohaterowie Mayans MC pogrążają się w mroku, a my z radością obserwujemy tę drogę w otchłań.
Ciemność spowija zarówno członków gangu, jak i rodzinę Galindo. Szkoda tylko, że w wątku Miguela i Emily twórcy nie odważyli się postawić kropki nad i. To już drugi raz z rzędu, kiedy serial kokietuje nas rzekomą śmiercią pani Galindo. W poprzedniej odsłonie bohaterka mogła zostać uduszona przez rozżalonego męża. Finalnie jednak nie doszło do morderstwa, chociaż sugerowano nam, że zdradzony Miguel gotowy jest na wszystko. Teraz przestępca przekracza granicę. Najpierw odurza żonę, a następnie ją topi. Po wszystkim siada na łóżku i pogrąża się w żałobie. Imponujące – twórcy zabijają jedną z najważniejszych postaci w serialu. Mają na tyle odwagi, żeby zmienić ustawienie figur na szachownicy w tak bezkompromisowy i brutalny sposób. Niestety, płaczący Miguel bardzo szybko zmienia zdanie i ratuje podtopioną żonę. Emily finalnie przeżywa, a widz wydaje jęk zawodu. Można to było rozwiązać w stylu Gry o tron, ale niestety skończyło się na obietnicach. Emily nigdy nie była najciekawszą postacią w serialu i opowieść dużo lepiej wyszłaby na jej śmierci, niż na tym, że ocalała. Żonobójca Miguel zyskałby nieco na osobowości, a tak został jedynie litościwym płaczkiem.
Mimo dyskusyjnej konkluzji sekwencja z udziałem państwa Galindo jest niezwykle mocna i sugestywna. Podobny charakter ma historia Coco, który wciąż nie potrafi wydostać się z matni nałogu. Wątek byłego już Maja ma fatalistyczny charakter od samego początku, a teraz jego udręczenie osiąga apogeum. W tym przypadku twórcy nie patyczkują się ze swoją „ofiarą”. Bohater zostaje schwytany i zmuszony do zażycia narkotyków. Zdradzony, pozbawiony członkostwa w klubie, spada na samo dno, bez szans na ratunek. Jego światełkiem w tunelu jest jedynie córka, ale czy zdoła ona w pojedynkę odbić ojca z rąk szalonych oprawców? Być może poprosi o pomoc członków gangu, ale nie wiadomo czy będą oni chcieli ryzykować życie za człowieka, który ich zawiódł.
Być może skłoni ich do tego nieszczęśliwy los Steve’a. Świeżak zaraz po zyskaniu kamizelki członka klubu popełnia samobójstwo. Kto by się spodziewał, że ten sympatyczny, ale trzecioplanowy bohater, stanie się najważniejszą postacią odcinka? Zwrot akcji spełnia swoją funkcję. Mimo że zatroskany wyraz twarzy Steve’a towarzyszył nam już od jakiegoś czasu, jego desperacki czyn z pewnością zelektryzował wielu fanów serialu. Co robił taki poczciwiec wśród gangsterskich zakapiorów? Jego fabularna rola jest jasna. Dzięki tej postaci klaruje się czytelny kontrast pomiędzy dobrem a złem. Twórcy nie mamią nas wizją sympatycznych łajdaków na motorach. Majowie to mordercy i złoczyńcy, a Steve był zbyt dobry, żeby odnaleźć wśród nich swoje miejsce. Oglądając Mayans MC, miejmy świadomość, że nikt z głównych bohaterów nie jest księciem w białej zbroi. No może oprócz Ezekiela, który wciąż stoi w rozkroku pomiędzy dwiema postawami moralnymi.
EZ staje przed odwiecznym wyborem. Dobro czy zło, miłość czy lojalność? Melodramatyzm tego wątku jest dość infantylny i aż kłuje w oczy, ale kibicujemy jego relacji z Gaby, bo ma ona w sobie coś wiarygodnego i prostego. Mayans MC jest zaskakująco dobry w wątkach obyczajowych. Przykładowo, zawiedzione spojrzenie Hanka, widzącego Nails w objęciach Angela, mówi więcej niż tysiąc słów. Subtelne, właściwie napisane i odpowiednio zagrane. Na koniec warto dodać kilka słów o Adelicie, której historia dla odmiany nie ma w sobie nic z wyważonego obyczaju. Doskonale wpisuje się za to w brutalną i złowieszczą tonację bieżącej odsłony. Szaleństwo zdesperowanej kobiety wprowadza element nieprzewidywalności w fabule Mayans. Jest ona kimś w rodzaju Jokera, którego nagłe pojawienie się zmienia stan gry. Patrząc na wątek rebeliantki z perspektywy czasu, widać, że twórcy podjęli słuszną decyzję, umieszczając ją przez większą część sezonu w cieniu. Dzięki temu, jej wyjście z ciemności może być wielce spektakularne.
Mayans MC to mroczna i depresyjna telenowela, która wciąga podobnie jak brazylijskie opery mydlane. Twórcy po mistrzowsku udręczają bohaterów, a nam zależy na ich losie, bo wcześniej poświęcono dużo czasu na odpowiednią podbudowę fabularną i psychologiczną. Dzięki temu śledzi się tę ponurą historię z zaciekawieniem, mimo że momentami tempo znacząco siada, a sylwetka charakterologiczna protagonisty wciąż pozostawia wiele do życzenia.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat