„Miasto cieni”: Urok starych fotografii – recenzja
Data premiery w Polsce: 22 października 2014Stare, poszarzałe, pogięte i porysowane zdjęcia mają w sobie mnóstwo uroku. Ot, zatrzymani w czasie ludzie, zwierzęta, przedmioty i scenki rodzajowe, stop-klatki z przeszłości. Nastrajają nostalgicznie i przywodzą na myśl wspomnienia. Chyba że są równie niepokojące co fotografie z powieści Osobliwy dom pani Peregrine oraz Miasto cieni – wówczas budzą sprzeczne emocje. Niepewność. Smutek. Strach. Zadziwienie.
Stare, poszarzałe, pogięte i porysowane zdjęcia mają w sobie mnóstwo uroku. Ot, zatrzymani w czasie ludzie, zwierzęta, przedmioty i scenki rodzajowe, stop-klatki z przeszłości. Nastrajają nostalgicznie i przywodzą na myśl wspomnienia. Chyba że są równie niepokojące co fotografie z powieści Osobliwy dom pani Peregrine oraz Miasto cieni – wówczas budzą sprzeczne emocje. Niepewność. Smutek. Strach. Zadziwienie.
Miasto cieni Ransoma Riggsa, kontynuacja Osobliwego domu pani Peregrine, to jedna z tych książek, których nie sposób nie oceniać po okładce. Podobnie jak pierwszy tom cyklu, Miasto… jest doskonale opracowane pod względem edytorskim – niezwykłym jak na thriller czy mroczną powieść fantasy teoretycznie przeznaczoną dla młodzieży. Książka momentalnie przyciągają wzrok czytelnika nie kolorami, jako że całość tonie w odcieniach sepii, lecz intrygującą okładką oraz pietyzmem wydania. Twarda oprawa, stonowana wyklejka, dopracowana strona tytułowa, wyraźnie zaznaczone rozdziały, ozdobniki, inicjały, elegancka czcionka, a przede wszystkim niesamowite, budzące dreszcz niepokoju fotografie, wokół których została osadzona oś fabularna opowieści, zachęcają do zagłębienia się czy też powrót w świat osobliwców, nim jeszcze zaczniemy lekturę.
Pozostaje pytanie: czy nie jest to swego rodzaju przerost formy nad treścią? Niekoniecznie. To jeden z nielicznych przypadków, kiedy piękna edycja jedynie podkreśla znakomicie napisaną powieść, stanowiąc jej nieodłączną część. Stare, przedziwne, choć o dziwo prawdziwe zdjęcia odkrywają przed nami swoją historię. Bez nich nie byłoby Miasta cieni, tak jak nie powstałby wcześniejszy Osobliwy dom pani Peregrine. Miejsca, ludzie, rekwizyty – zamrożone w czasie i to w sensie dosłownym, bo powieść traktuje również o pętlach czasowych, w których jeden dzień powtarza się niczym w Dniu świstaka, chociaż niezupełnie odtwarzając te same zdarzenia co do joty.
[image-browser playlist="576765" suggest=""]
Bohaterowie, tło i intryga obu części cyklu przywodzą na myśl pierwsze, również przeznaczone dla młodszego czytelnika powieści Carlosa Ruisa Zafona, Philipa Pullmana czy Gartha Nixa, ale Ransom Riggs pozostaje oryginalny i przemawia własnym językiem. Dzieci "inne niż pozostałe", walka z upiorami, niepokojąca magia kontra równie niepokojący świat rzeczywisty – o tym i owym już gdzieś czytaliśmy, ale puzzle jego powieści układają się w odmienny sposób.
Miasto cieni rozpoczyna się w tej samej chwili, w której zakończył się Osobliwy dom pani Peregrine. Główny bohater, nastoletni Jacob Portman, podjąwszy decyzję o porzuceniu dotychczasowego życia i rozpoczęciu zupełnie nowego, ucieka przez morze z grupą osobliwych dzieci z walijskiej wyspy. Goni ich mgła, wroga łódź podwodna i sterowce, a Londyn, do którego podążają, wcale nie okaże się bezpieczniejszy, jako że trwają niemieckie bombardowania z czasów II wojny światowej. Powieść Riggsa ma w sobie zarówno urok starego filmu szpiegowskiego, jak i sporą dawkę baśni oraz horroru: od gadającego psa i pszczół bojowych, przez podróż cygańskimi wozami i mroźny pałac niczym w Krainie lodu, po przypominające żołnierzy totalitaryzmu bezduszne upiory i ich potwornych pobratymców – głucholce o zabójczych językach. Okazuje się, że w baśniach kryje się ziarno prawdy, a już z całą pewnością może kryć się tajny szyfr. Nic nie dzieje się bez przyczyny. A przecież osobliwcom nie brak tego, co mają zwykli ludzie, jedynie zwykłym ludziom brakuje osobliwości – innymi słowy, osobliwcy mają więcej.
Czytaj również: Wybory Literackie: Andrzej Sapkowski i Henryk Sienkiewicz wygrywają
Dlatego to nie fotografie ani tło są najważniejsze w Mieście cieni, lecz bohaterowie, których znamy już z Osobliwego domu pani Peregrine. Oprócz wysuwających się na pierwszy plan Jacoba i panującej nad ogniem Emmy oraz rodzącej się między nimi miłości bliżej poznajemy pozostałe dzieci – siłaczkę Bronwyn, przepowiadającego przyszłość Horace’a, lżejszą od powietrza Olive, otoczonego pszczołami Hugh, niewidzialnego Millarda czy ponurego, potrafiącego na chwilę ożywiać zwłoki Enocha. Przygoda goni przygodę, poszukiwania schronienia i ratunku dla pani Peregrine prowadzą w coraz dziwniejsze miejsca, główny bohater odkrywa nową umiejętność, która może okazać się bardzo przydatna, a na koniec następuje ciekawy twist, będący ani chybi zapowiedzią trzeciej części cyklu. Z przyjemnością wyczekiwanej.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat