Miasto zła: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
Data premiery w Polsce: 29 października 2015Miasto zła to podparta dobrym patronatem PR-owskim antologia, która już podczas premiery odsłania swoje słabe strony. Na szczęście jest kilka rzeczy, dla których warto pozostać na dłużej przy tym serialu.
Miasto zła to podparta dobrym patronatem PR-owskim antologia, która już podczas premiery odsłania swoje słabe strony. Na szczęście jest kilka rzeczy, dla których warto pozostać na dłużej przy tym serialu.
Antologie stają się powoli telewizyjną modą wśród poszczególnych stacji. Każdy chce je mieć, wszyscy są nimi zainteresowani i zaintrygowani, lecz nie każdemu udaje się wejść z nimi w dobry mariaż. Nie tylko bowiem scenarzyści mają utrudnione zadanie, ograniczające ich historię do zaledwie 10 odcinków. Reżyserzy dwoją się i troją, aby efekt końcowy był niebanalny, intrygujący, a przede wszystkim zapadający w pamięć. Twórcy stojący za realizacją pięknej wizji, jaką jest Wicked City, nie do końca poradzili sobie z tą misją.
Zacznijmy może od dobrych stron nowego serialu stacji ABC, których może jest niewiele, ale są za to całkiem znaczące. Pierwszą, choć nie najważniejszą, jest sama tematyka. Sunset Strip, Kalifornia, rok 1982. Muzyka wyzwolonych lat 80., nocne życie prowadzone przez młodych i pożądających wolności Amerykanów, wszelakiego typu używki, a także morderstwa, które rzucały nieustanny cień na Bulwar Zachodzącego Słońca. Pośród tego wszystkiego znajduje się nasz główny antagonista – Kent Galloway. Swoje ofiary wybiera w sposób selektywny. Poderwane na imprezach dziewczyny, po gołosłownej rozmowie, czarujących gestach i kilku głębszych, zostają wywiezione w ustronne miejsca, gdzie starają się oralnie zadowolić swojego przyszłego mordercę. A, no tak – jest jeszcze muzyczna dedykacja w radiu od cichego wielbiciela, która staje się modus operandi zimnokrwistego zbrodniarza.
[video-browser playlist="695384" suggest=""]
Obiecującym plusem Wicked City jest Ed Westwick. Nie ma co sobie mydlić oczu - aktor ten w telewizji kojarzony jest i będzie przede wszystkim z rolą Chucka Bassa. O ironię zakrawa fakt, iż ponoć producenci Gossip Girl nie chcieli z początku zatrudnić Ed Westwick do jego - notabene życiowego - osiągnięcia, gdyż ich zdaniem jego aparycja i zachowanie bardziej odpowiadałyby roli seryjnego mordercy aniżeli bogatego amanta. Los postanowił zweryfikować tę teorię, stwarzając aktorowi okazję do odegrania kolejnej dużej roli w swoim emploi. Jego puste spojrzenie i trzydniowy zarost utrzymują go jak na razie na dobrej drodze do osiągnięcia tego celu. Przy okazji można naświetlić rolę naszej rodzimej aktorki. Wspaniale jest popatrzeć na Karolina Wydra, która wielkimi literami zapisuje się w głównej obsadzie i interesująco kreuje swoją bohaterkę.
To, co dobre, jednak szybko się kończy, a w tym przypadku jest tego po prostu niewiele. Premiera przepełniona jest banałami i kliszami, które budują praktycznie każdą scenę i większość postaci. Już pierwsze ujęcie – prawdopodobnie całkiem przypadkowo – nawiązuje do początku pilota Dexter. Bardziej zmusza nas to do przewrócenia oczami niż do pogratulowania reżyserowi ładnej paraleli. Tak, Kent Galloway też będzie miał swojego Mrocznego Pasażera – niespodzianka! Sama postać seryjnego mordercy to kalka filmowo-telewizyjnych kreacji zabójców. Bynajmniej nie rozchodzi się tu o grę Ed Westwick, która w sumie ratuje tego bohatera od całkowitego odrzucenia przez widzów, lecz o jego charakterologię. Jesteśmy w stanie przewidzieć większość jego ruchów i odczytać jego myśli, co zabija radość z samego seansu. Suspens skutecznie usuwają z drogi również pozostałe postacie – młoda dziennikarka wciągnięta w sam środek śledztwa; nieoczekiwana partnerka w zbrodni, która podświadomie kocha zadawanie bólu; detektyw z problemami zdradzający swoją żonę i męczący się z nowo przydzielonym partnerem, który jest jego zupełnym przeciwieństwem. Takich przykładów można znaleźć jeszcze wiele. Widz, który obeznany jest ze światem kinematograficznej zbrodni, nie będzie czerpał wiele radości z seansów poszczególnych odcinków. Wszystko to otoczone jest scenografią i muzyką, które chciałyby być czymś więcej, lecz niestety są po prostu poprawnie zrobionym elementem mającym ozdabiać złotą wstążką puste opakowanie.
Zobacz również: Miasto zła w Polsce tuż po premierze w USA – wideo zza kulis
Nie jestem pewna, czy pragnę zachęcić Was do kontynuowania (bądź rozpoczęcia) przygody z Wicked City. Pozytywne strony serialu, które wyszczególniłam powyżej, dla mnie są wystarczającym argumentem, aby pozostać może nie do końca, ale na jeszcze kilka odcinków w słonecznej Kalifornii. Do tego dochodzi zwykła, ludzka ciekawość, która pragnie być zaspokojona dalszym rozwojem historii mordercy z Sunset Strip. Poczekamy, zobaczymy.
Poznaj recenzenta
Agnieszka SudołDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat