Mity Kościanego Sadu. Przejście - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 30 kwietnia 2025Przejście – tom pierwszy serii Mity Kościanego Sadu - to majstersztyk, który oferuje ledwie zalążek opowieści. Ale za to jaki!

Siła kryje się w prostocie. Zdaje sobie z tego sprawę Jeff Lemire, autor bestsellerowych historii komiksowych, takich jak Opowieści z Hrabstwa Essex czy – bliższej grozie – serii Gideon Falls, na łamach której spotkał się z rysownikiem Mitów Kościanego Sadu, Andreą Sorrentino.
W pierwszym tomie nowej serii nie dzieje się przesadnie wiele. Pewien geolog, John Reed, trafia na małą skalistą wysepkę z samotną latarnią morską (co zakrawa na ostry sarkazm, bo panicznie boi się wody), w pobliżu której ma za zadanie zbadać jeszcze bardziej tajemniczą otchłań, pozornie niemającą dna. Posępne, skaliste okolice, jeszcze posępniejsza i równie niepokojąca latarniczka i zagadkowa, dotąd niezbadana dziura pomiędzy skałami to elementy, z jakich Jeff Lemire buduje jedną z najciekawszych historii współczesnego horroru.
To, co trzyma tutaj za gardło, to nie pędząca na łeb, na szyję akcja. Bo dzieje się w pierwszym tomie doprawdy niewiele. Fabuła jest dość stateczna, skupiona bardziej na niedopowiedzeniach, domysłach, sugestiach i atmosferze obcowania z czymś nieznanym, nienazwanym, a przez to na wskroś obcym i takoż groźnym. Zetknięcie z takim niedookreślonym przeplatane jest przez dziwaczne wspomnienia / sny/ koszmary głównego bohatera, które zdają się jeszcze potęgowane przez obecność zagadkowej dziury i samej okolicy. Antypatyczna latarniczka nie poprawia sytuacji.
Wszystko tutaj jest osaczone dziwnością, podskórnym niepokojem, charakterystycznym dla estetyki okolicy, z jej odludnością i ponurą, jesienną, mglistą aurą nawiedzonych wrzosowisk. Może u nas brakuje takich specyficznych wybrzeży, ale już odbiorcy z Wysp Brytyjskich czy rejonów Nowej Anglii lub Atlantyckiej Kanady doskonale zrozumieją przekaz, jaki usiłują wykreować autorzy komiksu, zarówno w warstwie fabuły, jak i rysunku. Bo – warto podkreślić – opowieść jest tutaj bardzo silnie skorelowana z obrazem.
No właśnie – obraz. Włoski rysownik Andrea Sorrentino dał się już poznać jako wielki talent choćby we wspomnianej i nagrodzonej serii Gideon Falls. Jego szkice są brudne, ponure, często opierają się na szczątkowym zarysie tła w celu uwypuklenia pierwszoplanowych elementów i nadania im większej mocy oddziaływania. Nie brak tu specyficznego, geometrycznego „szatkowania” kadrów, nakładania ich na siebie, co było charakterystyczne już w Gideon Falls, a tutaj również pełni ważną funkcję – dodaje całości oniryzmu i odrealnionej atmosfery, sugerującej nie tyle senny majak, a rozpad otaczającej rzeczywistości. Ale – co ważne – rozpad usystematyzowany, ściśle ukierunkowany, wręcz w sposób matematyczny.
Widać, że panowie wysnuli wnioski ze swojej nagrodzonej Eisnerem współpracy i w Mitach Kościanego Sadu zdają się podążać tą samą – zarówno fabularną, jak i graficzną – ścieżką. I chwała im za to!

Jedyną wadą tej części Mitów Kościanego Sadu jest skromna objętość, która może i doskonale otwiera opowieść, ale jednocześnie urywa ją nazbyt szybko, pozostawiając w znaczącym niedosycie i oczekiwaniu na kontynuację. Mam wrażenie, że na korzyść działałoby z pewnością czytanie jej dopiero w formie omnibusa (jakiego doczekało się wspominane Gideon Falls).
Przejście to weirdowy majstersztyk. Rozpoczyna się znakomicie, przywołując na myśl elementy scenografii z równie wybitnego, choć fabularnie odmiennego filmu Lighthouse. Niestety kończy się zbyt gwałtownie, by w pełni usatysfakcjonować. Zdecydowanie czekam na więcej!
Poznaj recenzenta
Mariusz Wojteczek


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1987, kończy 38 lat
ur. 1971, kończy 54 lat
ur. 2002, kończy 23 lat
ur. 1971, kończy 54 lat
ur. 1990, kończy 35 lat

