Gracze „lepsi” i „gorsi”
Weterani NBA 2K przyzwyczaili się do tego, że mikropłatnościami gra stoi. Lata mijają, a tryb MyCareer/The City stał się uosobieniem frazy pay-to-win. Wynika to z faktu, że bez wydawania realnych pieniędzy praktycznie nie ma szans na osiągnięcie wymarzonego poziomu 99 OVR. To już normalne, że gracze sięgają głębiej do kieszeni po dodatkowe środki na VC, by ulepszyć swojego zawodnika. Sam już pierwszego dnia natrafiłem na osoby, które miały postacie na poziomie 85 i wyższym, podczas gdy mój zawodnik miał OVR dopiero na poziomie 60.Sporo nowości (po dłuższej przerwie)
Odłóżmy jednak kwestie mikropłatności na bok. NBA 2K24 oferuje całkiem sporo nowości dla powracających graczy. Twórcy dali na przykład możliwość rozgrywania spotkań w ramach konkretnych okresów NBA, takich jak era LeBrona czy Magic Johnsona. Zasadniczo nie różni się to za bardzo od tradycyjnej rozgrywki, ale dobrze jest wskoczyć w buty legend koszykówki i rozegrać interesujące mecze w dawnych klimatach. Są też momenty związane z twarzą tegorocznej edycji, czyli w tym przypadku z Kobe Bryantem. To krótki tryb. Udało mi się ukończyć go w około 2-3 godziny i raczej do niego nie wrócę w przyszłości. Jest to po prostu mała, sympatyczna odskocznia od tradycyjnej rozgrywki. Nie oznacza to jednak, ze w Mamba Moments znajdziemy wszystko to, co powinno się tam znajdować. Z jakichś powodów zabrakło pewnych przełomowych momentów – np. uzbierania 81 punktów w meczu czy pamiętnego finału z 60 punktami na koncie.Świetna rozgrywka to zdecydowanie za mało
Czy tak naszpikowana mikropłatnościami gra może się czymś obronić? Tak – znakomitą rozgrywką i świetną grafiką. Nie można zaprzeczyć, że tegoroczna edycja oferuje bardziej realistyczne doświadczenia i znacznie płynniejszą rozgrywkę. Skoki, wsady i bloki – wszystko wydaje się lepsze dzięki technologii ProPLAY. To ona stoi również za animacjami, co szczególnie da się dostrzec podczas zagrywek będących znakami rozpoznawczymi poszczególnych graczy. ProPLAY idealnie odzwierciedla ruchy supergwiazd NBA – LeBrona, Duranta czy Curry’ego. Każdy fan amerykańskiej ligi rozpozna te postacie po ich ruchach. Rozgrywka to zdecydowanie najmocniejszy punkt tegorocznej odsłony cyklu. Co ciekawe, jest ona nie tylko płynniejsza, ale też łatwiejsza. Niestety moje umiejętności wyraźnie zardzewiały i musiałem solidnie się napocić, by kończyć mecze z małą liczbą fauli na koncie. Dostrzegłem też brak istotnego elementu, który by ułatwił i uprzyjemnił zabawę powracającym i nowym graczom. Zabrakło trybu swobodnej praktyki czy samouczka, który krok po kroku pokazałby wszystkie zagrania. W opcjach mamy jedynie wirtualną prezentację, ale to nie to samo, co samodzielne przećwiczenie wszystkiego na parkiecie.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj