Nie z tego świata: sezon 15, odcinek 5 - recenzja
Chuck is back – mówią nam twórcy Nie z tego świata niemal od początku tego sezonu. Informacja o tym, w końcu dociera też do braci w momencie kolejnego, absolutnego poczucia beznadziei. A przecież było tak łatwo...
Chuck is back – mówią nam twórcy Nie z tego świata niemal od początku tego sezonu. Informacja o tym, w końcu dociera też do braci w momencie kolejnego, absolutnego poczucia beznadziei. A przecież było tak łatwo...
Zresztą stwierdzenie It's to easy jest niejako mottem całego odcinka. Te słowa wypowiada w jednej ze scen Sam, na co Dean stwierdza wprost, niemal językiem mediów społecznościowych - „I like easy”. Ale jak wiemy, łatwo nie może być, choć od pierwszej sekundy wszystko na ekranie mówi nam, że tak właśnie będzie. Łatwo, czyli tak naprawdę nudno i schematycznie do bólu. A tak naprawdę była to gra w kotka i myszkę twórców z widzami i stwórcy z Winchesterami, czyli właściwie z nami, bo przecież każdy z nas ma już w sobie jakąś cząstkę chłopców.
Dostajemy kolejną historię, jakich wielokrotnie uświadczyliśmy, śledząc przez niemal 15 lat przygody Sama i Deana. Trzy blondynki świętują zakończenie studiów wypadem pod namiot w sam środek lasu, nie wiedząc, że dla dwóch z nich to ostatni raz. I klasyka – szelest liści, tupot małych (wielkich) łapek i dziewczyny tracą serce do życia. Dosłownie. Pierwszy wniosek – wilkołaki, do którego wszyscy szybko dochodzą – od braci, po widzów, aż po cały wszechświat. Będzie łatwo myśli Sam, co potwierdza Dean. Widz przyjmuje to ziewnięciem i już odhacza kolejny epizod, myśląc – Its' to easy, jak na ostatni sezon. Jeszcze w międzyczasie żywa blondynka (ta z najładniejszymi włosami) rzuca do Deana bon mot w stylu „wszystko zostało już dla nas zaplanowane. Z góry” i widz przestaje ziewać.
Dalej idzie z górki – porwanie, ratowanie niewiasty w potrzebie, załatwienie wilkołaków (co o dziwo nie było „easy”), drobne potknięcie, które ujawnia, a zarazem burzy całą zabawę, pokazując prawdziwe wnętrze ciągle, a nawet wiecznie żywej blondynki. W końcu w Nie z tego świata właściwie nikt permanentnie nie umiera. A nawet jeśli, to wystarczy boski kciuk i palec wskazujący, by poskładać kogoś od nowa. Po to, by utrudnić życie Winchesterom, jak również po to, aby znów, choć na chwilę przypomnieć kolejną postać z ogromnego panteonu przyjaciół i wrogów braci. Lilith w zupełnie innym „odzieniu” prezentuje się trochę jak ta fajna dziewczyna z sąsiedztwa, która zawsze pomoże wnieść zakupy i wyprowadzi psa na spacer. I tu niejako występuje właśnie w tej roli – dziewczynki wysłanej przez schorowaną staruszkę (a właściwie staruszka), by załatwić pewne sprawunki: przekazać „dobrą” nowinę , a przy okazji odebrać prezent w postaci broni zdolnej co najmniej zranić Boga. I to wszystko dzieje się tak... easy, jak to często bywa w tym świecie.
W konsekwencji wnioski są przygnębiające. Zamiast cieszyć się „wolnością” po pokonaniu niemal wszystkich apokaliptycznych zagrożeń dla świata i hasać po Ameryce, ubijając pomniejsze bóstwa, chłopcy muszą stawić czoła samemu Bogowi. Temu, który przecież od zawsze traktował ich jak kukiełki w swoim teatrzyku marzeń. Temu, który miał odejść, i to na zawsze, będąc metaforycznie nadal zawsze obecny. W końcu „To Bóg. I idzie po nas” - stwierdza rozgoryczony Dean. A jak z nim mają bracia walczyć, tego nie wie nikt. Dlatego kolejne odcinki będą oczekiwane z niecierpliwością, bo przecież Bóg – czysto teoretycznie, śmiertelny być nie powinien, ale jakoś pozbyć się szkodnika muszą. No i z jakiegoś powodu jest budowane napięcie, które tak silnie nawiązuje to biblijnego Kaina i Abla. A to przecież finał, do jakiego chce doprowadzić Chuck, używając swojego pióra, rąk scenarzystów, umiejętności operatorów kamer i wyczucia smaku reżyserów. I będzie się temu przyglądać ze spokojem. W przeciwieństwie do nas.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat