Na pierwszy rzut oka jedyną, ponieważ przez lata rozczarowała się związkami damsko-męskimi i pozostaje w bezpiecznej relacji ze swoją przyjaciółką. Jak wiadomo, zarówno miłość, jak i lody są cudem niedoskonałym – miłość przemija, a lodowe przysmaki się rozpuszczają lub zostają zjedzone. Jednak na drodze właścicielki lodziarni przypadkowo staje niejaki Nick Cruickshank – brytyjski rockman po przejściach – teoretycznie pozostający w związku, ale takim, w którym coś nie do końca – nomen omen – gra. Czy spotkanie Mileny i Nicka zaowocuje wielką zmianą w życiu i nową miłością? Zapewne, chociaż nim do tego dotrzemy, zmęczymy się okrutnie. Na pociechę w trakcie czytania przydałyby nam się lody – i to cały kubełek.
Przez większość czasu w książce nic się nie dzieje, nie licząc opisów, refleksji i przemyśleń, pompujących tekst niczym pusty balonik, ponieważ niewiele wnoszą do akcji. Poetyckie określenia, pseudofilozofia, nagminne powtarzanie nazwisk głównych postaci, nadużywanie zaimków osobowych i dzierżawczych oraz straszliwie irytująca narracja trzecioosobowa, w dodatku w czasie teraźniejszym – także nie ułatwiają czytania.
Zamiast lekkiej powieści obyczajowej ze szczyptą romansu, niezwykłej pasji do tworzenia lodów w tle oraz pięknych okoliczności przyrody Prowansji, dzięki Andrea de Carlo dostajemy ciasto z zakalcem. Bardzo niedoskonały ten cud.
Poznaj recenzenta
Monika Kubiak
