Niepokalana – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 26 kwietnia 2024Niepokalana wchodzi na ekrany polskich kin. Czy warto obejrzeć?
Niepokalana wchodzi na ekrany polskich kin. Czy warto obejrzeć?
Niepokalana to nowy horror z Sydney Sweeney w roli głównej. Aktorka wciela się w Cecilię, młodą zakonnicę, która przyjeżdża do klasztoru we Włoszech, aby tam oddać się służbie Bogu. Dziewczyna próbuje odnaleźć się w codziennych obowiązkach zakonnic. Szybko jednak pojawia się komplikacja – okazuje się, że Cecilia jest w ciąży, co jest ogromnym zaskoczeniem również dla niej samej. Biskupi i księża ogłaszają, że to niepokalane poczęcie, przez co dziewczyna trafia pod szczególną ochronę zakonu. I gdy wszyscy z niecierpliwością oczekują przyjścia na świat nowego Mesjasza, Cecilia zaczyna zastanawiać się, czy to, co ją spotkało, na pewno ma znamiona cudu, czy jest to dokładnie zaplanowane przedsięwzięcie. Reżyserem filmu jest Michael Mohan, a scenariusz napisał Andrew Lobel.
Trudno zliczyć, ile filmów o zakonnicach widziało już kino – mam wrażenie, że motyw ten jest na potęgę eksploatowany w horrorach. Nie ma się co dziwić, bo daje on duże pole do manewru – pozwala na połączenie straszliwych wydarzeń z religijnością, korzysta z mrocznych wnętrz klasztorów czy kościołów i sięga po zjawiska nadprzyrodzone. Wszystko to znajdziemy także w Niepokalanej. Mamy tu ciemne, słabo doświetlone wnętrza, lochy, świece, snujące się korytarzami zakonnice i wyjątkowo gęstą mgłę, która otacza to miejsce i nie pozwala przebić się słońcu. Ujęcia wypadają wręcz sztampowo – pod względem wizualnym film nie wyróżnia się niczym na tle innych produkcji w swojej tematyce. Wątpię więc, że zapadnie komuś w pamięć na dłużej.
Twórcy prowadzą historię powoli i dość ostrożnie – początkowe sceny, w których Cecilia poznaje klasztor, raczej się dłużą. Musi minąć trochę czasu, zanim przejdziemy do akcji bieżącej. Aby jednak przytrzymać widza przy ekranie, twórcy już na samym początku ukazują nam krótką, aczkolwiek dość brutalną scenę ucieczki innej zakonnicy (zakończoną oczywiście fiaskiem). Jest to pewnego rodzaju obietnica, że wydarzenia lada moment skręcą na mroczne tory. Jako widzowie wiemy więcej niż główna bohaterka i zdajemy sobie sprawę, że wkracza ona do miejsca, z którego ucieczka może okazać się niemożliwa. Nie jest to odkrywcze. Szczerze mówiąc, nie trzeba nawet wspomnianej już sceny wprowadzającej, by wysnuć ten wniosek samodzielnie – klasztor jest tak mroczny, jak to tylko możliwe, i już na pierwszy rzut oka widać, że trzeba uciekać stąd, gdzie pieprz rośnie (czego główni bohaterowie horrorów jak na złość nigdy nie widzą...).
Produkcja otrzymała kategorię wiekową R, która obiecuje brutalne treści. Faktycznie, krew i przemoc pojawiają się na ekranie, ale nie czuć, by było to przesadzone – typowych makabrycznych scen jest tylko kilka, przy czym większość w akcie finałowym (a duża część również w zwiastunach). Film jest podzielony na trzy segmenty, które wyznaczają trymestry ciąży – każdy z nich jest dla samej Cecilii trochę inny i ona sama na przestrzeni filmu również bardzo ewoluuje. Co ciekawe, twórcy nie uciekają od pokazywania fizjologicznych aspektów ciąży – obserwujemy, jak dziewczynę męczą mdłości, wyraźnie widzimy jej coraz większy brzuch, patrzymy na krew i wydzieliny ciała. Stoi to w pewnej sprzeczności do stanowiska Kościoła, który wciąż mówi o cudzie, ponieważ z perspektywy kobiety nie ma w tym z pewnością nic cudownego. Sydney Sweeney ma szereg możliwości, aby rozwinąć swoją bohaterkę i udaje jej się to całkiem dobrze – widać wyraźnie, że Cecilia ze sceny finałowej nie ma już nic wspólnego z dziewczyną, która wstępowała do zakonu. Aktorka otrzymuje też parę wymagających scen, w których musi bez przerwy krzyczeć czy wić się z bólu, na co patrzy się z pewnym dyskomfortem – finalnie jednak prowadzi swoją rolę umiejętnie, a jej postać da się kupić. Nie można tego powiedzieć o pozostałych postaciach, które (z drobnymi wyjątkami) są do szpiku kości złe i które zachowują się bardzo przewidywalnie. Uważni widzowie mogą odgadnąć główną intrygę tego filmu już na podstawie samych wypowiedzi poszczególnych bohaterów, przez co twist fabularny nie robi takiego wrażenia, jakie mógłby robić.
Niepokalana to typowy horror bazujący na klasycznych schematach – nie odkrywa nic nowego w swoim gatunku. Może i był w tym jakiś pomysł, zwłaszcza biorąc pod uwagę odważne zestawienie duchowości z naturalistyczną wręcz cielesnością (fakt faktem – nieczęsto obecną w takich filmach). Finalnie i tak mamy wrażenie, że oglądamy dokładnie to samo, co w przynajmniej kilku innych produkcjach. I nie chodzi o kwestie techniczne, bo te są przecież poprawne – bardziej o to, że całość jest nużąca, przewidywalna i niczym nie zaskakuje. Trudno mówić o jakimkolwiek strachu podczas seansu. Parę razy może podskoczymy w fotelu przy kilku typowych jump-scare’ach. Być może Niepokalana sprawdzi się jako niezobowiązująca propozycja do pochrupania popcornu w większym gronie. Jednak ośmielę się stwierdzić, że miłośnicy horrorów i ci, którzy szukają w nich jakiejś oryginalności, będą tym filmem rozczarowani.
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1980, kończy 44 lat