Nowy papież: odcinki 5 i 6 - recenzja
Nowy papież przejął szpilki Sharon Stone, a życie bohaterów zaczyna przebiegać pod dyktando oddechu Piusa XIII. Mało tu cudów, więcej dziwów - Paolo Sorrentino znów jest jednak w wybornej formie.
Nowy papież przejął szpilki Sharon Stone, a życie bohaterów zaczyna przebiegać pod dyktando oddechu Piusa XIII. Mało tu cudów, więcej dziwów - Paolo Sorrentino znów jest jednak w wybornej formie.
Nowy papież w swoich dwóch ostatnich odcinkach jeszcze mocniej niż w poprzednich tygodniach udowodnił, że żaden to serial skrojony pod oczekiwania całych mas odbiorców czy wpisujący się w klasyczny dla ekranowych kontynuacji schemat "więcej, szybciej, głośniej". Paolo Sorrentino nawet nie stara się ukrywać, że bardziej interesuje go zaklęta poza wszelkim słowem wrażliwość i szeroko pojęta, niemalże metafizyczna cisza. Ta sama, która w kapitalną rozmowę Jana Pawła III i Sharon Stone wprowadzi konsternację, a która tak kojącemu, jak i przeraźliwemu oddechowi pogrążonego w śpiączce Piusa XIII da pierwszorzędny kontrast. W produkcji HBO i Sky coraz wyrazistsze stają się w dodatku wątki poszczególnych postaci, przy czym jej włoski twórca równie wnikliwie co protagonistom chce przyglądać się bohaterom drugiego i trzeciego planu. Jest tu scena, w której niepełnosprawny Girolamo uśmiechnie się po dotknięciu jego twarzy przez sędziwego Don Mimmo - ta sekwencja została podszyta niesamowitą wrażliwością, pięknem w swojej najczystszej postaci. Dodajcie do tego poruszający los sprzedającej własne ciało Esther, niecne praktyki seksualne watykańskich decydentów i papieża szykującego się do obwieszczenia rewolucji w kwestii nauczania o związkach homoseksualnych, a zdacie sobie sprawę, że w świecie pontyfikatu Jana Pawła III toczy się nieustanny bój o miłość. Taki, w którym niekiedy musisz wykrzyczeć dobitne "Nie!", by w innym miejscu... po prostu westchnąć.
Co tu dużo mówić, sekwencja dysputy Sharon Stone z Ojcem Świętym to jedno z najlepszych dokonań telewizyjnych ostatnich lat. Ten teologiczno-filozoficzno-egzystencjalny spór ma w sobie więcej życia niż niejedna rzeczywista debata. Z jednej strony uderza więc niewypowiedziana wprost klasa i elegancja całej sceny, z drugiej wzajemna fascynacja rozmówców. Zwróćcie uwagę na dziewczęcą niewinność, którą aktorka okazuje i przy każdym dyskretnym uśmiechu, i przesuwaniu butów w stronę papieża. Sorrentino jest tu tak frywolny, że pozwala sobie na ironiczne przywołanie Nagiego instynktu, by chwilę później rzucić bohaterów w wir wymiany argumentów na temat geniuszu i małżeństw homoseksualnych. Lekkość przesuwania akcentów w tej sekwencji poraża i zaskakuje, a przecież to dopiero uwertura do zasadniczej osi fabularnej. Znakomicie na ekranie wypada więc wątek stopniowego zrzucania z piedestału kardynała Voiello czy randka Jana Pawła III i Sofii w katakumbach. Włoski twórca bawi się konwencją i w swoim stylu sprawia, że bolączki duchowe zaczynają ustępować pola rozterkom cielesnym i emocjonalnym. Czy Ojciec Święty może się zakochać? Owszem - wszak jest tylko człowiekiem... Wydobycie pierwiastka ludzkiego z czasem w pełni rezonuje już w ekranowych zabiegach, próbujących zaklinać elementy nadnaturalne. Te widać tak w wykrzyczanym w Lourdes "Nie!" dla religijnego fanatyzmu, jak i w przenikającym watykańskie mury oddechu i westchnieniach papieża Belardo. Majstersztyk; kilkuminutowy ciąg ujęć podsumowanych tym samym dźwiękiem jawi się osobliwe połączenie Szczęk i sekwencji przelotu przez grzyb atomowy w serialu Miasteczko Twin Peaks, doprawione jeszcze czymś, co może być bodajże najlepszą i najpełniejszą ekranową metaforą działania Ducha Świętego na zagubionych wiernych. Takie perełki temu światu daje chyba tylko Sorrentino.
Szósta odsłona całej historii bez dwóch zdań jest najsmutniejszą z dotychczasowych; reżyser rezygnuje nawet z typowego dla siebie, słodko-gorzkiego przekazu, by mocniej zaakcentować tragizm położenia życiowego bohaterów. Zaburzenia miłości, o których mówił wcześniej Jan Paweł III, dają o sobie znać jak nigdy. Dostrzeżemy je i w odkrywającej prawdę o zdradach męża Sofii, i w usuwanym ze stanowiska Sekretarza Stanu kardynale Voiello, i prawdopodobnie najpełniej w totalnie pogubionej we własnych emocjach Esther. To właśnie ta ostatnia zostaje najpierw rzucona w korowód zachwycających się jej pięknem, zdeformowanych cieleśnie mężczyzn, by później jednego z nich, Anastasio, uznać za swój nowy obiekt westchnień. Kruchość jej psychiki uderza, podobnie jak kompletne zatarcie się w niej oblicza nierządnicy i świętej. W absolutną konsternację wprawi nas z kolei telewizyjny wywiad papieża, w którym mówi on: "Moim priorytetem jest zło". Nadzieja Kościoła faktycznie okazała się człowiekiem z porcelany; gdy Jan Paweł III przyszedł obwieszczać światu moralną rewolucję, demony przeszłości nie pozwoliły mu wydobyć z siebie głosu. W końcówce odcinka nawet mniej słyszalnego niż jeszcze jedno westchnienie Belardo. Szkoda tylko, że cała historia kończy się podobnie jak przed tygodniem - ta rzeczywistość rozbudzonego na dobre Piusa XIII potrzebuje już od dawna, więc zupełnie niepotrzebne staje się nieco przeciągnięte zapowiadanie jego ponownego przyjścia.
Przed nami już ledwie trzy odsłony serii - z jednej perspektywy to sporo czasu, by sprawnie połączyć wszystkie dotychczasowe wątki, z drugiej zaś ten związany z kalifatem czy nieuniknionym starciem dwóch papieży wydaje się potrzebować starannej ekranowej ekspozycji. Odrobinę niepokoi również sposób potraktowania retrospekcji dotyczących przeszłości sir Johna Brannoxa; na tym etapie historii chciałoby się wiedzieć znacznie więcej o jego mentalnych ograniczeniach, które ze zdwojoną siłą dały o sobie znać w ostatnim odcinku. W artystyczny kunszt i narracyjną precyzję Sorrentina ufam jednak jak w nic innego na tym świecie i stawiam dolary przeciwko orzechom, że swoją opowieść w satysfakcjonujący sposób doprowadzi on do końca. Nowy papież w przededniu własnego finału zamienił się bowiem w skuteczną odtrutkę na telewizyjną papkę i kreślenie scenariuszy kolejnych serii w tym samym szablonie. A przecież jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę fakt, że wizja włoskiego twórcy zaczęła wyprzedzać rzeczywistość, by odwołać się tylko do wybrania kobiety na wiceszefową watykańskiej dyplomacji i pojawiających się na nowo pytań o rolę Benedykta XVI w kościelnej hierarchii, dojdziemy do wniosku, że oglądając produkcję HBO i Sky, obcujemy z historią tak zarysowującą ducha czasu, jak i skutecznie go prześcigającą. Przypadek? Boskie tchnienie? No cóż, najpiękniejsze jest to, że wzorem Jana Pawła III sami decydujemy o tym, która z życiowych narracji jest dla nas najważniejsza.
Źródło: Zdjęcie główne: HBO
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat