Orville: sezon 3, odcinek 4 - recenzja
Można odnieść wrażenie, że Orville staje się lepszy wraz z rozwojem fabuły. Ten odcinek to świetnie udowadnia.
Można odnieść wrażenie, że Orville staje się lepszy wraz z rozwojem fabuły. Ten odcinek to świetnie udowadnia.
Orville w 3. sezonie kapitalnie łączy poszczególne historie odcinków i rozwój bohaterów z większym wątkiem w tle, czyli trwającą wojną z Kaylonami. W ostatnich odcinkach wiele się działo, a niektóre wątki były wyraźną podbudową czegoś ważnego dla dalszej części sezonu. Tak jest i w zaskakująco udanym 4. odcinku. Porusza on kwestię relacji Unii z Krillami. Seth MacFarlane dobrze rozłożył akcenty, bo stawka rośnie z każdą minutą. To zaskakujące, bo każdy ważny punkt fabularny odcinka wydaje się dość przewidywalny, ale forma opowiadanej historii sprawia, że w ogóle nie jest to dostrzegalne.
Delegacja na planetę Krillów pozwala w końcu lepiej poznać ich kulturę. Widać tutaj wiele niezłych pomysłów na czele z fałszywymi filmikami, które są tworzone do atakowania przeciwników w kampanii wyborczej. Gdy Teleya powraca i porywa tłum płomiennym przemówieniem, można od razu przewidzieć bieg wydarzeń. Mamy większy konflikt z Unią, brak współpracy przeciwko Kaylonom i tym samym brak nadziei na zakończenie wojny. Tym samym Orville powoli buduje stawkę, która powinna zagwarantować wielkie emocje.
Dzięki bardziej kameralnym scenom pomiędzy Teleyą a Edem możemy poczuć jakieś emocje. To dzięki tej relacji dostrzegamy nadzieję w wojnie z Kaylonami. Wydaje się to wręcz oczywiste, że w kluczowym momencie Krillowie staną z Unią ramię w ramię w tej wojnie. Ed i Teleya są tutaj najważniejszymi trybikami tej machiny, a ich córka na pewno odegra istotną rolę. Budowa wątku przez MacFarlane'a może się podobać, bo twórca pozwala mu naturalnie rozwijać się i dojrzewać. Inne podobne seriale pewnie na szybko zamknęłyby go w tym odcinku.
Za nami dopiero 4. odcinek, a już mieliśmy dwie bitwy kosmiczne. To starcie Unii z Kaylonami w 4. odcinku jest epickie i pomysłowe. Jon Cassar jako reżyser doskonale czuje takie sceny i wykorzystuje dostępny budżet do maksimum. Kamera świetnie lata pomiędzy statkami, podkreślając chaos bitewny. Czuć w takich momentach, że platforma Hul dała więcej pieniędzy niż w poprzednich sezonach. Co prawda wciąż zdarzają się momenty, w których postacie nie są zgrane z generowanym komputerowo tłem, ale ukazane starcia nadrabiają to z nawiązką.
Orville rozwija się świetnie. Możemy się spodziewać jakiegoś większego wątku. Wydaje się, że wszystko może mieć tutaj znaczenie. Taką wisienką na torcie jest Bruce Boxleitner z Babilon 5 w roli prezydenta.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat