fot. Disney+
Orville w 3. sezonie kapitalnie łączy poszczególne historie odcinków i rozwój bohaterów z większym wątkiem w tle, czyli trwającą wojną z Kaylonami. W ostatnich odcinkach wiele się działo, a niektóre wątki były wyraźną podbudową czegoś ważnego dla dalszej części sezonu. Tak jest i w zaskakująco udanym 4. odcinku. Porusza on kwestię relacji Unii z Krillami. Seth MacFarlane dobrze rozłożył akcenty, bo stawka rośnie z każdą minutą. To zaskakujące, bo każdy ważny punkt fabularny odcinka wydaje się dość przewidywalny, ale forma opowiadanej historii sprawia, że w ogóle nie jest to dostrzegalne.
Delegacja na planetę Krillów pozwala w końcu lepiej poznać ich kulturę. Widać tutaj wiele niezłych pomysłów na czele z fałszywymi filmikami, które są tworzone do atakowania przeciwników w kampanii wyborczej. Gdy Teleya powraca i porywa tłum płomiennym przemówieniem, można od razu przewidzieć bieg wydarzeń. Mamy większy konflikt z Unią, brak współpracy przeciwko Kaylonom i tym samym brak nadziei na zakończenie wojny. Tym samym Orville powoli buduje stawkę, która powinna zagwarantować wielkie emocje.
Dzięki bardziej kameralnym scenom pomiędzy Teleyą a Edem możemy poczuć jakieś emocje. To dzięki tej relacji dostrzegamy nadzieję w wojnie z Kaylonami. Wydaje się to wręcz oczywiste, że w kluczowym momencie Krillowie staną z Unią ramię w ramię w tej wojnie. Ed i Teleya są tutaj najważniejszymi trybikami tej machiny, a ich córka na pewno odegra istotną rolę. Budowa wątku przez MacFarlane'a może się podobać, bo twórca pozwala mu naturalnie rozwijać się i dojrzewać. Inne podobne seriale pewnie na szybko zamknęłyby go w tym odcinku.
Za nami dopiero 4. odcinek, a już mieliśmy dwie bitwy kosmiczne. To starcie Unii z Kaylonami w 4. odcinku jest epickie i pomysłowe. Jon Cassar jako reżyser doskonale czuje takie sceny i wykorzystuje dostępny budżet do maksimum. Kamera świetnie lata pomiędzy statkami, podkreślając chaos bitewny. Czuć w takich momentach, że platforma Hul dała więcej pieniędzy niż w poprzednich sezonach. Co prawda wciąż zdarzają się momenty, w których postacie nie są zgrane z generowanym komputerowo tłem, ale ukazane starcia nadrabiają to z nawiązką.
Orville rozwija się świetnie. Możemy się spodziewać jakiegoś większego wątku. Wydaje się, że wszystko może mieć tutaj znaczenie. Taką wisienką na torcie jest Bruce Boxleitner z Babilon 5 w roli prezydenta.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/