„Outlander”: sezon 1, odcinek 12 – recenzja
Niemal od początku serialu "Outlander" Lallybroch jawiło się jako swoisty raj utracony i ziemia obiecana w jednym. Dom rodzinny Jamiego, za którym ten tęskni i do którego cały czas obiecuje zabrać Claire, a którego materialną cząstkę ona nosi na palcu, wydaje się być wreszcie tą ostateczną i bezpieczną przystanią dla dwójki głównych bohaterów.
Niemal od początku serialu "Outlander" Lallybroch jawiło się jako swoisty raj utracony i ziemia obiecana w jednym. Dom rodzinny Jamiego, za którym ten tęskni i do którego cały czas obiecuje zabrać Claire, a którego materialną cząstkę ona nosi na palcu, wydaje się być wreszcie tą ostateczną i bezpieczną przystanią dla dwójki głównych bohaterów.
Lallybroch to także jeden z najbardziej beztroskich i sielankowych rozdziałów książki. Ron Moore zdecydował jednak inaczej rozłożyć akcenty i niemal do ostatnich scen zmienić tę część w pełną napięć i konfliktów opowieść o stawianiu czoła bolesnym wydarzeniom z przeszłości. Tym samym powrót do domu okazuje się dla Jamiego najtrudniejszą rzeczą w życiu, czymś, przed czym laird Broch Tuarach konsekwentnie uciekał przez ostatnie cztery lata. Czasami jednak, aby zaleczyć stare rany, trzeba je najpierw otworzyć i oczyścić.
Przenosząc akcję do Lallybroch, "Outlander" schodzi z szerszego planu klanowej polityki i intryg na bardziej intymny plan rodzinnego konfliktu między rodzeństwem Fraserów. Tym sposobem znakomite aktorskie grono powiększyło się o Stevena Cree i Laurę Donnelly, którzy doskonale odnaleźli się w swoich rolach. Zwłaszcza Donnelly przekonująco i emocjonalnie oddała upór, nieugięty charakter i żywiołowość siostry Jamiego, ale także jej rozgoryczenie i żal do brata.
Tematycznie odcinek jest niejako ciągiem dalszym „The Reckoning” - to kolejny etap dojrzewania Jamiego do odpowiedzialności i świadomości, że każda decyzja ma jakieś konsekwencje, a robienie głupich rzeczy z własnym życiem najczęściej nie pozostaje bez wpływu na najbliższe nam osoby. Bycie lairdem to coś więcej niż kurtka i miecz po ojcu, picie na umór z dzierżawcami i lekkomyślna hojność. W tym momencie Jamie jest tylko chłopcem w przebraniu pana, niepotrafiącym zmierzyć się z przeszłością i poczuciem winy ani przyznać się do niesprawiedliwości wobec siostry. Tak samo jak jej męża, także Claire czeka trudne zadanie odnalezienia się w nowej i niezbyt pasującej jej roli żony i pani domu, w czym zdecydowanie nie pomaga jej bycie Angielką oraz jawna wrogość świeżo nabytej rodziny. Nieumiejętność trzymania języka za zębami i pokornego zgadzania się z małżonkiem nie jest też bynajmniej jedną z pomocnych i błogosławionych cnót pani Fraser.
[video-browser playlist="687370" suggest=""]
Mimo to jednak scenarzystom „Lallybroch” udało się przepleść ten rodzinny dramat kilkoma iście komicznymi scenami, które niewątpliwie rozjaśniają ton całego odcinka i sprawiają, że widz nie czuje się całkiem przytłoczony konfliktową stroną fabuły. Kac gigant czy też sprowadzanie na ziemię (dosłownie i w przenośni) męża, który dostał nagle małpiego rozumu i zachowuje się jak ktoś zupełnie inny niż dotychczas, to chyba jedne z najzabawniejszych scen, jakie trafiły się do tej pory w serialu. A Sam Heughan mógłby sobie jeszcze spokojnie pomarznąć w potoku te kilka sekund dłużej.
Na szczególną nagrodę i uwagę w tym odcinku zasługuje bez wątpienia samo Lallybroch. Wspaniałych okoliczności przyrody i murów na wpół zrujnowanego Midhope Castle, który zagrał posiadłość Fraserów, dopełniają godnie wyczarowane w studio przez scenografów wnętrza domu, jakże kontrastujące z dość surowym wystrojem monumentalnych sal zamku Leoch. „Leniwa wieża” to ażurowe rzeźbienia poręczy schodów prowadzących na galeryjkę nad salonem, wielki kominek z żywym ogniem, ciemne boazerie, zachwycające tkane obrazy zdobiące ściany oraz wyściełane miękkie meble. To zatopione w przytulnym półmroku pomieszczenia - miejsce, za którym można tęsknić i gdzie można czuć się bezpiecznie, z dala od brutalności i okrucieństwa zewnętrznego świata. Mogłabym oglądać ten odcinek jeszcze kilka razy tylko po to, by podziwiać wszystkie detale wystroju.
Zobacz również: Najlepsze czołówki trwających seriali
Mimo kompletnej zmiany scenografii, postaci drugoplanowych i relacji „Lallybroch” płynnie wpisuje się w stylistykę i dotychczasową fabułę "Outlander". Nie wytraca nic z tempa, dynamiki i dramaturgii, mimo że niektóre wątki zostają porzucone lub zamknięte, a otwierają się zupełnie nowe. Ron Moore po prostu zagłębia się w historię, w jej bardziej intymne i mroczne warstwy, zawężające się do rodziny Fraserów i człowieka, z którym Claire zgodziła się wbrew rozsądkowi i logice związać swój los. Na dobre i na złe.
Poznaj recenzenta
Joanna MichalakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat