„Outlander”: sezon 1, odcinek 9 – recenzja
Po 7 miesiącach przerwy "Outlander" powrócił do ramówki stacji Starz. Oceniamy nowy odcinek zatytułowany "The Reckoning".
Po 7 miesiącach przerwy "Outlander" powrócił do ramówki stacji Starz. Oceniamy nowy odcinek zatytułowany "The Reckoning".
Ron Moore już pierwszymi 8 odcinkami serialu „Outlander” udowodnił, że zdecydowanie należy do grona twórców telewizyjnych obdarzonych doskonałym wyczuciem natury adaptacji literackiej i że fani powieści Diany Gabaldon mogą spokojnie zaufać jego artystycznym decyzjom. Moore dobrze wie, które fragmenty i wątki oryginału musi zachować, co można zmienić bez szkody dla wymowy pierwowzoru, a nawet co doszlifować i oprawić w piękną formę tak narracyjną, jak i wizualną. W większości przypadków to jednak literatura ma przewagę nad filmem czy serialem – Moore'owi, o dziwo, udaje się na razie tworzyć wersję alternatywną powieści, niebędącą jedynie cieniem oryginału, ale samodzielnym tworem potrafiącym nawet go prześcigać.
Taką alternatywną wersją jest na pewno najnowszy – po ponad półrocznej przerwie – odcinek 1. sezonu, „The Reconing”. Tym razem Moore nie tylko pokazał inaczej pewne wątki, rozbudował niektóre postacie, dodał coś od siebie, a coś odjął, ale także poszedł krok dalej, zmieniając perspektywę narracji. I odniósł sukces. Mimo że tym razem naprawdę dużo od siebie dodał, rozwijając wątki z powieści, które autorka ledwie zaznaczyła, to jest to w duchu nadal ta sama historia. Odcinek sprawia wrażenie rozdziału, który z powodzeniem mógłby się znaleźć w książce, i to nie jako zupełnie nowa historia, ale właśnie jako pogłębienie pewnych wątków i spojrzenie z innej perspektywy na to, co dzieje się gdzieś w tle, a o czym Claire po prostu nie może wiedzieć. Oddanie głosu Jamiemu Fraserowi, rozpoczęte ładną klamrą narracyjną spinającą początki obu połówek sezonu, daje możliwość zajrzenia w wewnętrzne układy i konflikty zamku Leoch, a także poznania politycznych sympatii Colluma i Dougala MacKenzie, którzy jako głowa i nogi oraz ramię klanu nie zawsze poruszają się spójnie i zgodnie w tym samym kierunku. Co więcej, przy tej okazji przypomina się widzowi, że James Fraser w tym kontekście jest przede wszystkim potomkiem dwóch wpływowych klanów, człowiekiem, od którego oczekuje się pewnych postaw, zachowań i decyzji oraz którego poddaje się różnym, czasami sprzecznym i niezgodnym z jego własnymi przekonaniami, naciskom.
[video-browser playlist="679301" suggest=""]
Dzięki zmianie perspektywy Moore sprytnie i z wdziękiem wybrnął także z dość kontrowersyjnego wątku, przy okazji odważnie unikając poprawności politycznej - pozwolił widzom zrozumieć, dlaczego Jamie musi zrobić to, czego się od niego wymaga, mimo że wcale nie ma na to ochoty. Choreografia tej sceny i kompletny rozjazd kulturowy małżonków, okraszone niebezpodstawnym i zabawnym komentarzem Murtagha, poprawiają komfort oglądania zgoła dyskomfortowej sytuacji. Jako kobieta przyznaję się bez bicia (!) – nie potrafiłam w pewnym momencie powstrzymać się od śmiechu, choć bardzo i z całą powagą chciałam być zbulwersowana tym, co oglądam. Jeśli jednak ktoś mimo to czuje oburzenie, radzę wyrzucić za okno prawa człowieka, zdobycze feminizmu, demokrację i całe dwieście lat rozwoju kultury oraz rewolucji obyczajowej i przypomnieć sobie, że oto znajdujemy się w XVIII-wiecznej Szkocji, gdzie dzieciom obcina się dłonie albo przybija uszy do pręgierza za kradzież, skazuje się ludzi na chłostę do krwi, a nieposłuszną żonę (traktowaną jako własność najpierw ojca, a potem męża) wolno z całą aprobatą Kościoła zdyscyplinować za o wiele mniej niż narażenie klanu na niebezpieczeństwo i reperkusje mogące wyniknąć z napadu na brytyjski fort. Ci ludzie zachowują się w ten sposób nie dlatego, że są sadystycznymi barbarzyńcami, ale dlatego, że takimi stworzyły ich czasy, a innych nie znają. Nie możemy zatem mierzyć ich naszą miarą ani oceniać przez pryzmat współczesnych norm moralnych i obyczajowych. Szkoda tylko, że o ile Jamie wyciąga wnioski z tego zderzenia kulturowego, intuicyjnie wyczuwając, że wobec Claire musi być może zmienić swój konwencjonalny sposób myślenia wpojony przez tradycję i wychowanie, o tyle w przypadku Claire (na razie) wniosków brak. Brakuje tego momentu przebudzenia, w którym bohaterka zdaje sobie sprawę, że nie trafiła na plan kostiumowego widowiska. I mimo że osobie, która zderzyła się z kataklizmem II wojny światowej, lokalna wojenka Szkotów z Anglikami może wydawać się śmieszna, to powinna ona zrozumieć, że dla tych ludzi to kwestia przetrwania, a każda decyzja może być sprawą życia lub śmierci i tak naprawdę nigdy nie podejmuje się jej w oderwaniu od innych ludzi.
Przede wszystkim jednak dzięki tej zamianie narratorów możliwe jest pokazanie Jamiego w końcu jako pełnowymiarowej i pełnowartościowej postaci, równorzędnego bohatera tej historii, inteligentnego dyplomaty z talentem przywódczym, a nie tylko uroczego, nieco naiwnego i niezbyt skomplikowanego tła dla Claire. Z tej perspektywy sytuacja Jamiego jest zaskakująco podobna do sytuacji jego żony - młody Fraser mimo bycia siostrzeńcem przywódcy klanu jest tak naprawdę outsiderem wśród swoich, którego bezpieczeństwo jest kruche i zależy od umiejętnego balansowania pomiędzy łaską i niełaską obu wujów, człowiekiem niemogącym wrócić do domu ani nigdzie zapuścić korzeni.
Czytaj również: „Outlander” – dobra oglądalność serialu po powrocie do ramówki
W „The Reckoning” chyba też po raz pierwszy można wyraźnie wskazać wątek przewodni - wybory i ich konsekwencje. W niemal każdym punkcie tego odcinka Jamie dokonuje jakiegoś wyboru, który niczym puszczane w strumieniu kamyki przeskakuje dalej i dalej, zapowiadając przyszłe szczęście lub tragedię, wroga lub przyjaciela, miłość lub nienawiść. To początek dojrzewania do odpowiedzialności, dotrzymywania obietnic, świadomego podejmowania własnych decyzji i ponoszenia ich konsekwencji, jakiekolwiek by one nie były.
Poznaj recenzenta
Joanna MichalakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat