Pan Samochodzik i templariusze – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 12 lipca 2023Netflix zabiera się za ekranizacje książek. Na premierę czeka nowa wersja Znachora i Forst Remigiusza Mroza, zaś na pierwszy ogień idzie nowa wersja opowieści Zbigniewa Nienackiego o polskim poszukiwaczu skarbów.
Netflix zabiera się za ekranizacje książek. Na premierę czeka nowa wersja Znachora i Forst Remigiusza Mroza, zaś na pierwszy ogień idzie nowa wersja opowieści Zbigniewa Nienackiego o polskim poszukiwaczu skarbów.
Kinematografia polska i światowa co jakiś czas przypomina sobie o dawnych bohaterach – albo wymyślają dla nich nowe przygody jak w przypadku Indiany Jonesa, albo na nowo kręcą to, co już znamy. Reżyser Antoni Nykowski obrał tę drugą drogę. Na zlecenie platformy streamingowej Netflix postanowił odświeżyć historię napisaną przez Zbigniewa Nienackiego, w której to pewien poszukiwacz przygód wraz z grupą dzieci poszukuje ukrytych w Polsce skarbów.
Wersja, która powstała w 1971 roku ze Stanisławem Mikulskim, dość kiepsko się zestarzała. Trudno się do niej wraca po latach. Nic więc dziwnego, że Netflix postawił na opowiedzenie tej historii od nowa. Scenarzysta Bartek Sztybor nie pokusił się o napisanie adaptacji książki Nienackiego, a stworzył coś własnego, jedynie inspirując się postaciami stworzonymi przez pisarza. Nie możemy więc mówić o ekranizacji Pana Samochodzika i templariuszy, ponieważ film Nykowskiego nie ma z tą książką praktycznie nic wspólnego. Nie uważam tego za wadę. Obecnie tej opowieści nie dałoby się nakręcić w jej oryginalnej formie. Potrzebne było wymyślenie jej na nowo i to właśnie Sztybor zrobił. Trzeba przyznać, że jego pomysł jest całkiem niezły, choć ma kilka wad. I nie jestem do końca przekonany, czy to wina jego, czy może decyzji reżyserskich podczas kręcenia.
Tytułowy Pan Samochodzik (Mateusz Janicki) to typowy poszukiwacz skarbów, który czerpie radość z adrenaliny i nie lubi działać w drużynie. To samotnik, który ryzykuje, ale tylko swoim życiem. Jest też narcyzem przekonanym o tym, że ma zawsze rację, a wszyscy inni się mylą. Nawet jak wie, że to nieprawda, to wypiera fakty i tak nagina otaczającą go rzeczywistość, by jego zawsze było na wierzchu. Podczas jednej ze swoich misji napotyka na konkurenta, który nie gra fair – by osiągnąć cel, potrafi nawet zabić, bo życie ludzkie nic dla niego nie znaczy. Rozpoczyna się więc wyścig o to, kto pierwszy odnajdzie skarb templariuszy. W tym wyścigu nieoczekiwanie weźmie udział także trójka harcerzy – Wiewióra (Kalina Kowalczuk), Sokole Oko (Olgierd Blecharz) i Mentorek (Piotr Sega) – a także pewna ambitna dziennikarka Anka (Sandra Drzymalska). Jeśli nasz bohater będzie chciał wyprzedzić żądnego krwi konkurenta, to będzie musiał nauczyć się grać zespołowo. A chowanie dumy do kieszeni i proszenie kogoś o pomoc nie jest czymś, co Pan Samochodzik lubi.
Film Pan Samochodzik i templariusze spodoba się najmłodszym widzom szukającym dla siebie jakiejś wakacyjnej produkcji przygodowej. Intryga napisana przez Sztybora jest ciekawa. Twórcy nie nafaszerowali jej naiwnymi zwrotami akcji, a wprowadzili interesujących bohaterów w postaci harcerzy i dziennikarki. Każdy bohater ma inny charakter, a do tego jest dobrze zagrany. Muszę przyznać, że pod względem castingu dziecięcego ekipa spisała się w stu procentach. Widz z miejsca kupuje rozterki Sokolego Oka granego przez Olgierda Blecharza. Chłopak nie chce wrócić do sierocińca jako „frajer” czy „przegryw”. Chce tego lata osiągnąć coś wielkiego. Dziecko porzucone przez rodziców, z niewiadomych dla nas przyczyn, szuka swojej wartości, by nie pogrążyć się w totalnej rozpaczy. To bardzo ciekawy wątek, tłumaczący potrzebę utworzenia zwartej grupy przyjaciół, która będzie substytutem rodziny. Gorzej jest z samym Panem Samochodzikiem, który stanowi pewne przeciwieństwo Sokolego Oka – jeśli jednak przyjrzymy się im bliżej, to dojdziemy do wniosku, że powód ciągłego poszukiwania zaginionych artefaktów ma podobne motywacje. Mężczyzna chce po prostu czuć się potrzebny. Bez ciągłych misji jest nikim – człowiekiem, który nie lubi samego siebie. Jak tlenu potrzebuje tych wszystkich wyjazdów, zajmujących mu głowę czymś innym niż rozmyślanie nad swoim życiem. Jednak Mateusz Janicki gra go trochę na pół gwizdka, jakby bał się mocniej uderzyć w pewne tony złości i frustracji głównego bohatera. Gra go niezwykle zachowawczo, przez co bohater nie jest interesujący dla widza, a czasami nawet irytuje. Nie wiem, czy był to zamiar reżysera, czy po prostu wypadek przy pracy, ale ja nie do końca kupuję tę postać. Podobnie wypada bohaterka grana przez Marię Dębską. W założeniu miała być przebojową poszukiwaczką skarbów, która poszła w ślady ojca, ale w odróżnieniu od niego nie boi się konfrontacji. Potrafi się świetnie bić i ma wiele gadżetów. Jeździ na motocyklu odziana w czarną skórę. Taka typowa kobieca bad ass. A jednak miałem wrażenie, że aktorka nie bardzo czuje swoją postać. Jakby cały czas szukała na nią odpowiedniego sposobu i go niestety nie znalazła. Czuć, że drzemał w tej bohaterce dużo większy potencjał.
Twórcy nie mówią nam, w jakich latach rozgrywa się akcja Pana Samochodzika i templariuszy, ale możemy się domyślić, że są to lata 70. Kompletnie mi to nie przeszkadza. Film zyskuje dzięki temu fajny klimat. Kwestią, która na pewno podzieli wielu fanów, jest auto, którym jeździ nasz główny bohater. Połączenie Fiata 152p i traktora Ursus może być przez część fanów (jak nie przez większość) uznane za profanację tego, co wymyślił Zbigniew Nienacki w swoich książkach. Twórcy filmu starali się zrobić coś swojego i dobrze wyglądającego. Nie miałbym z tym problemu, gdyby bardziej postawili na ten samochód. Z niewiadomych dla mnie względów został on zepchnięty na trzeci plan i nie odgrywa istotnej roli w opowieści. Jakby twórcy się go wstydzili. Równie dobrze nasz bohater mógłby poruszać się maluchem czy motocyklem, a wynik byłby w sumie ten sam. Trochę szkoda, ponieważ można było się tym bardziej pobawić.
Największym minusem filmu Antoniego Nykowskiego są efekty specjalne. Produkcja operowała raczej skromnym budżetem w tym zakresie. Można to dostrzec między innymi w scenie, w której zapada się jedno z pomieszczeń – wygląda jak wyciągnięta z filmów klasy B z lat 2000. Zgroza. Nie wiem też, czemu twórcy upierali się, by scenę kopania latryn kręcić w deszczu. Widać przecież gołym okiem, że to był to słoneczny dzień, a woda leje się na naszych bohaterów z polewaczek. Wygląda to tanio i kompletnie nie ma sensu. Ta scena miałaby ten sam wydźwięk bez tej sztuczności.
Produkcja Pan Samochodzik i templariusze raczej nie spodoba się fanom serii Zbigniewa Nienackiego, którzy oczekują wiernej adaptacji powieści. Sztybor serwuje nam napisaną przez siebie historię inspirowaną twórczością pisarza. Do mnie ta koncepcja trafia. Wydaje mi się, że jest to dobry sposób na to, by podarować temu bohaterowi nowe popkulturowe życie i zachęcić młodych widzów do sięgnięcia po książkowy oryginał. Niewątpliwie film Nykowskiego jest krokiem w dobrym kierunku i być może też metodą na rozkręcenie w Polsce kina gatunkowego spod znaku przygody skierowanej przede wszystkim do dzieciaków. Zdaje się, że filmowcy o nim zapomnieli. Widzę w tej serii potencjał i wierzę, że Sztybor ma jeszcze kilka ciekawych pomysłów na przygody Pana Samochodzika. Odważniejsze przygody!
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat