Państwo Rose – recenzja filmu
Reżyser Poznaj mojego tatę oraz Austin Powers i Złoty Członek wraca z remakiem powieści Warrena Adlera. Jak wyszło? Sprawdzamy.

Jestem fanem filmu w reżyserii Danny’ego DeVito z 1989 roku, czyli komedii Wojna państwa Rose z Michaelem Douglasem i Kathleen Turner w głównych rolach. Tekst na podstawie powieści Warrena Adlera w znakomity sposób pokazywał, w co może przerodzić się tłumiona złość i nieprzepracowane pretensje w małżeństwie. 26 lat później reżyser Jay Roach postanowił zrobić remake tego klasyka, ale nadał mu zupełnie inny wydźwięk.
Państwo Rose w tej wersji to kochające się i wspierające małżeństwo. Theo (Benedict Cumberbatch) jest architektem, uznawanym przez wielu za wielkiego wizjonera. Realizuje właśnie dzieło, które ma go umieścić na firmamencie największych twórców urbanistyki. Ivy (Olivia Colman) to szefowa kuchni w swojej własnej restauracji oraz matka dwójki dzieci. Cały ciężar prowadzenia domu spoczywa na jej głowie. Wszystko zmienia się jednego feralnego dnia, gdy przez ich miasteczko przechodzi ogromna burza. Budynek, z którego Theo był tak dumny, rozpada się na oczach zgromadzonych gapiów. Jego kariera w kilka sekund zamienia się w zgliszcza. W tym samym czasie restauracja Ivy zostaje oblężona przez klientów chcących schować się przed deszczem. Wśród nich jest znana krytyczka kulinarna, która zakochuje się w zaserwowanych daniach. W rodzinie Rose dochodzi więc do zamiany ról – teraz to żona staje się głową rodziny, która zarabia pieniądze, a mąż opiekuje się domem i wychowuje dzieci. Układ, który początkowo wszystkim odpowiada, po pewnym czasie staje się uciążliwy. Theo uważa, że żona kompletnie nie docenia jego wkładu i ciężkiej pracy. Ivy czuje natomiast, że mąż ją ogranicza, ale tak naprawdę zazdrości mu, że spędza czas z dziećmi, stał się ich przyjacielem i uczestniczy we wszystkich ważnych wydarzeniach w ich życiu. Kształtuje ich na sportowców i zwycięzców, co również niezbyt jej się podoba, bo zawsze chciała, by jej pociechy były lekkoduchami jak ona, a nie naoliwionymi maszynami skupionymi tylko na osiągnięciu założonych celów. Miłość, jaka łączyła państwa Rose, zaczyna powoli przeistaczać się w ciąg złośliwości, kłótni, narzekania, aż dochodzi do nieokiełznanej nienawiści.
Podoba mi się, jak Jay Roach podchodzi do tej historii. Nie kopiuje tego, co zrobił DeVito, a nadaje opowieści inny charakter. W jego interpretacji małżeństwo Rose naprawdę się kocha, ale problemy w komunikacji rzucają na to uczucie pewne cienie. Małe problemy zaczynają urastać do rangi ogromnych. Pojawia się złość przy tematach, które można byłoby rozwiązać krótką rozmową. Na tym poziomie Państwo Rose są bardzo ludzkim dziełem. Każdy może się w nim przejrzeć i dostrzec pewne wady, które występują także w jego związku. Roach dotyka tematów bardzo neutralnych – zazdrości i poczucia niedocenienia. Należy pochwalić dobry casting, ponieważ Benedict Cumberbatch i Olivia Colman świetnie się zgrali. Jest między nimi zupełnie inny rodzaj chemii niż między Michaelem Douglasem i Kathleen Turner w wersji z 1989 roku. Widz wręcz czuje rosnące między nimi napięcie – ma wrażenie, jakby był z nimi w pokoju, gdy atmosfera zaczyna gęstnieć. W pamięć zapadają szczególnie sceny, w których przerzucają się zakamuflowanymi złośliwościami. To oczywiście zasługa doskonałego tekstu napisanego przez Tony’ego McNamarę, autora serialu Wielka, a także filmów Faworyta i Biedne istoty.
Jednak casting w tym filmie nie jest do końca trafiony. O ile przyjaciel Theo grany przez Andy’ego Samberga wypada bardzo naturalnie i zabawnie, o tyle grająca jego żonę Kate McKinnon totalnie nie pasuje do tej produkcji. Wygląda jak wyjęta z jakiejś parodii. Napisana dla niej rola – kobiety, która cały czas próbuje zaciągnąć Theo do łóżka, mówiąc, że żyje w otwartym związku – jest nieśmieszna, by nie powiedzieć żenująca. To dowcip powtarzany do znudzenia za każdym razem, gdy aktorka pojawia się na ekranie.
Państwo Rose to ciekawe podejście do historii, którą dobrze znamy, bez powielania tych samych schematów. Na szczęście nie skopiowano scen z filmu DeVito, by przedstawić je w bardziej współczesnym entourage'u. To świetnie zrealizowany remake oparty na dobrze przemyślanym pomyśle.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiRedaktor naczelny naEKRANIE.pl. Dziennikarz filmowy. Publikował między innymi w: Wprost, Rzeczpospolita, Przekrój, Machina, Maxim, PSX Extreme. Fan twórczości Terry’ego Pratchetta. W wolnym czasie, którego za dużo nie mam, gram na PS4, czytam komiksy ze stajni Marvela i DC, a jak nadarzy się okazja to gram w piłkę. Można go znaleźć na:



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1962, kończy 63 lat
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1990, kończy 35 lat
ur. 1961, kończy 64 lat

