Paper Mario: The Thousand-Year Door - recenzja gry
Paper Mario: The Thousand-Year Door po 20 latach powraca w odświeżonym wydaniu i udowadnia, że są gry, które się nie starzeją!
Paper Mario: The Thousand-Year Door po 20 latach powraca w odświeżonym wydaniu i udowadnia, że są gry, które się nie starzeją!
Paper Mario: The Thousand-Year Door to jedna z najbardziej uwielbianych przez fanów gier z Mario w roli głównej. Wydana w 2004 roku produkcja oferowała nie tylko świetną rozgrywkę łączącą turowy system walki z eksploracją i łamigłówkami, ale też pełną humoru i nietypowych postaci historię. Mimo upływu 20 lat oba te elementy praktycznie wcale się nie zestarzały, a w wydanym niedawno remake'u nadal dają masę frajdy!
Historia zaczyna się dość typowo: księżniczka Peach natrafia na trop wielkiego skarbu, ale podczas poszukiwań zostaje porwana przez grupę kosmicznych złoczyńców. Mario rusza jej tropem, tym razem mając na celu nie tylko uratowanie niewiasty, ale też odkrycie, co znajduje się za tytułowymi "tysiącletnimi drzwiami". Podobieństwo do innych gier z serii to jednak tylko pozory. Dla mnie The Thousand Year-Door to jedna z tych gier, w których mamy najmniej "Mario w Mario". Choć sympatyczny hydraulik znajduje się w centrum tej opowieści, to już cała reszta znacząco odbiega od tego, do czego przyzwyczaiły nas inne produkcje z nim w roli głównej. Jest tu wielu zupełnie nowych bohaterów, a opowieść potrafi zaskoczyć – przedstawiciele ras takich jak Goomba czy Koopa Troopa występują nie tylko jako wrogowie, ale również w roli sojuszników!
Istotną kwestią jest fakt, że Nintendo w przypadku tej gry postawiło na tak uniwersalny humor, że nawet po 20 latach żarty potrafią rozbawić. Coś dla siebie znajdą zarówno młodsi, jak i starsi odbiorcy. Szkoda natomiast, że – wzorem innych gier na wyłączność konsol giganta z Kyoto – nie dostaliśmy polskiej wersji językowej. Doskwiera to, bo tekstu jest naprawdę sporo.
Przemierzając kilka zróżnicowanych krain, od czasu do czasu natrafimy na elementy okołoplatformowe, ale to nie one są tutaj podstawą rozgrywki. Paper Mario: The Thousand-Year Door to pełnoprawne jRPG, a porównanie tej gry z takimi klasykami jak Dragon Quest czy Final Fantasy wcale nie jest przesadą. Podczas eksploracji natkniemy się na wrogów, z którymi będziemy walczyć z podziałem na tury. Urozmaiceniem są elementy zręcznościowe, dzięki którym możemy zwiększyć siłę ataku lub obrony. Czasami musimy wcisnąć odpowiedni przycisk we właściwym momencie, innym razem zatrzymać wskaźnik w określonym punkcie. To proste rzeczy, które później pojawiały się w wielu innych tytułach (na przykład kapitalnym Sea of Stars z 2023 roku), ale nadal działają bardzo dobrze i sprawiają, że podczas starć musimy być bardziej czujni i skupieni. Na tym jednak nie koniec niespodzianek. Z uwagi na to, że areny walk są tak naprawdę teatralnymi scenami, musimy pamiętać jeszcze o innych kwestiach. Obejmują one publikę (czasami może zaoferować nam ona wsparcie, a innym razem przeszkadzać) oraz elementy scenografii, które mogą spaść na naszych bohaterów lub ich wrogów.
Za zdobyte w walkach punkty doświadczenia awansujemy naszych bohaterów na kolejne poziomy, co z kolei pozwala na zwiększenie ich statystyk. Żadna z tych mechanik nie uległa zmianie, podobnie zresztą jak balans zabawy – mam wrażenie, że tak jak w 2004 roku, tak i teraz jedną z najskuteczniejszych strategii rozwoju jest postawienie na "przypinki", czyli przedmioty, które możemy założyć, by uzyskać dostęp do nowych zdolności i pasywnych wzmocnień. To jednak coś, co raczej zainteresuje najbardziej zapalonych fanów i miłośników tak zwanego "min-maxingu" – starania się o uzyskanie jak najpotężniejszych postaci. Nie da się bowiem ukryć, że poziom trudności nie jest tutaj zbyt wysoki i nie powinniśmy natrafić na żadne poważniejsze schody.
Podobnie wygląda to w przypadku pozostałych elementów, czyli szeroko pojętej eksploracji i łamigłówek. Nie ma tu zagadek rodem z klasycznych przygodówek point and click, które często wymagały bardzo abstrakcyjnego myślenia, czy innych wyzwań, w których musielibyśmy się specjalnie natrudzić. Zdecydowana większość sprowadza się do znalezienia i użycia odpowiedniego przedmiotu (na przykład klucza otwierającego zamknięte wrota) czy skorzystania z pewnych zdolności, które odblokowujemy z czasem. Do grona tych drugich zalicza się na przykład możliwość transformacji w papierowy samolocik czy przyjęcia "cienkiej" formy pozwalającej na przeciskanie się we wcześniej niedostępne miejsca.
Choć oryginalne The Thousand-Year Door, dzięki stylizowanej oprawie, nadal prezentuje się bardzo solidnie, to twórcy zdecydowali się na znacznie więcej niż proste podbicie rozdzielczości. Zadbano o wyraźniejsze kontury, otoczenie wzbogacono o detale, a całość jeszcze bardziej przypomina świat stworzony z papieru. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie jeden rzucający się w oczy mankament, jakim jest ograniczenie płynności do 30 klatek na sekundę. W przypadku takiej produkcji, stawiającej na dość spokojną rozgrywkę i turowe potyczki, nie przeszkadza to jakoś specjalnie, ale jednak rozczarowuje, bo oryginał działał w 60 FPS. Myślę, że Switch również powinien sobie z tym poradzić – nawet ze zdecydowanie ładniejszą grafiką wprowadzoną w remake'u.
Jest jeszcze kilka innych mankamentów, które nieco dają się we znaki. Nie do końca spodobał mi się fakt, że zabrakło tutaj możliwości pomijania dialogów lub automatycznego ich przewijania, bez konieczności naciskania przycisku. Jest to o tyle irytujące, że to przecież remake, więc wiele osób zna tę historię i chciałaby szybciej przebrnąć przez niektóre rozmowy (a te momentami potrafią trwać dość długo!). Z jakiegoś powodu z nowej wersji zdecydowano się również wyciąć chat log, co oznacza, że nie mamy możliwości wrócenia do pominiętych kwestii. Żaden z tych problemów nie jest szczególnie dotkliwy, ale wprowadzenie zmian nie byłoby kłopotliwe – tym bardziej dziwi mnie fakt, że ich zabrakło.
Klasyczne Paper Mario: The Thousand-Year Door zestarzało się bardzo godnie i nawet dziś gra się w to przyjemnie. Nie da się natomiast ukryć, że remake jest dokładnie taki, jaki być powinien – ładniejszy i lepszy. To zdecydowanie najlepszy sposób na doświadczenie tej fantastycznej przygody.
Plusy:
+ historia i rozgrywka nadal bawią;
+ uniwersalny humor;
+ odświeżona grafika.
Minusy:
- tylko 30 klatek na sekundę;
- brak chat logu i pomijania dialogów.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat