Pieśń jutra – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 26 kwietnia 2017Pieśń jutra to kontynuacja dystopicznej serii Czas Żniw Samanthy Shannon. Kolejny tom cyklu, chociaż ciekawy, nie do końca trzyma poziom poprzedników.
Pieśń jutra to kontynuacja dystopicznej serii Czas Żniw Samanthy Shannon. Kolejny tom cyklu, chociaż ciekawy, nie do końca trzyma poziom poprzedników.
The Song Rising, jako już trzeci tom serii, bez zbędnych wyjaśnień rzuca czytelnika w wir akcji. Paige Mahoney w wyniku wydarzeń, które rozegrały się w The Mime Order, stała się najważniejszą osobą przestępczego światka Londynu. Teraz musi się mierzyć nie tylko z Sajonem, który za wszelką cenę chce ją dopaść, aby nie zdołała podburzyć ludzi do buntu, ale także z własnym środowiskiem: nie wszyscy są zadowoleni z jej nowej pozycji.
W recenzji Zakonu Mimów pisałam o tym, że Samantha Shannon udało się nie powielić schematu pierwszej części. I tym razem, w Pieśni jutra, fabuła opiera się na innych założeniach. Wydaje się, że autorka chciała stworzyć taką trochę powieść szpiegowską z elementami thrillera. Niestety, tym razem nie do końca jej to wyszło. Fabuła została skonstruowana poprawnie, a czytanie jest przyjemne, jednak brakuje tutaj większych zaskoczeń, zwrotów akcji i intryg. Zbyt dużo tutaj czytelnych schematów, zbyt wiele momentów, w których z łatwością można przewidzieć, jak potoczy się dalej akcja. Pod względem fabuły jest to najsłabsza z dotychczasowych części cyklu.
Chwaliłam ostatnio Shannon za jej bohaterów drugoplanowych, ponieważ zostali napisani ciekawie i z potencjałem, jednak w Pieśni jutra w zasadzie nie odgrywają większej roli. Często Paige musi działać w samotności i niestety odbija się to na tym, jak kreowane są inne postaci, które w tym tomie stają się jedynie statystami. Zawiodło mnie również to, w jaki sposób poprowadzony został wątek Jaxona Halla, który z postaci wielowymiarowej stał się najczarniejszym z czarnych bohaterów i w Pieśni jutra jest po prostu nijaki. Podobnie jak Naczelnik, jednak to akurat nie jest rozczarowaniem, ponieważ bohater ten od początku serii nie zachwyca. Wątek miłosny między nim a Paige nadal powoli się rozwija, jednak nie jest on na tyle interesujący, abym z niecierpliwością czekała na to, co będzie dalej. Bardziej na to, aby wreszcie się zakończył i żeby Shannon już do niego nie wracała. W kwestii kreacji głównej bohaterki nie mam większych zarzutów. Paige często popełnia błędy, nie myśli o konsekwencjach i czasem w jej działaniach brak logiki, jednak koresponduje to z sytuacją, w jakiej się znalazła: nie możemy zapominać, że jest bardzo młoda, i choć praktycznie wychowana w podziemiu Londynu, ciężko jest jej odnaleźć się w nowej sytuacji.
Wady te nie oznaczają, że Pieśń jutra jest książką kompletnie nieudaną. Czyta się ją dobrze i z ciekawością śledzi się przygody Paige, ale brakuje w niej tego napięcia, do jakiego przyzwyczaiły poprzednie tomy serii. Porównując ją z nimi wypada blado. Mam tylko nadzieję, że jest to jedynie jednorazowe potknięcie, a kolejne części, których Shannon planuje jeszcze cztery, nawiążą jakością do The Bone Season i Zakonu Mimów.
Źródło: fot. SQN
Poznaj recenzenta
Kamila HladiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat