Przez wszechświat z podniesionym czołem
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2013Sympatycy serii "Ratchet & Clank" już od dłuższego czasu raczeni byli raczej substytutami aniżeli pełnoprawnymi odsłonami. Załoga Q oraz Czterech za jednego to średnio udane eksperymenty, sposobem rozgrywki odbiegające od poprzednich części. Ratchet & Clank: Into the Nexus miał być powrotem do korzeni i... jest nim w istocie.
Sympatycy serii "Ratchet & Clank" już od dłuższego czasu raczeni byli raczej substytutami aniżeli pełnoprawnymi odsłonami. Załoga Q oraz Czterech za jednego to średnio udane eksperymenty, sposobem rozgrywki odbiegające od poprzednich części. Ratchet & Clank: Into the Nexus miał być powrotem do korzeni i... jest nim w istocie.
Twórcy jednak od początku otwarcie mówili, że gra nie będzie szczególnie długa i z tego względu zamierzają sprzedawać ją po dużo niższej cenie. Byli szczerzy, bo produkcję faktycznie skończyć można w jakieś pięć godzin, ale przynajmniej jest to czas bardzo przyjemnie spędzony i nie ma nawet chwili na nudę. Co więcej, do każdego egzemplarza Insomniac Games dorzuciło dodatkowo kod uprawniający do pobrania Ratchet & Clank: Quest for Booty, dlatego też cena, w jakiej oferują swój produkt (ok. 100 zł), jest więcej niż uczciwa.
Fabuła nie należy do nazbyt skomplikowanych, ale też raczej nikt nie kupuje platformówek po to, aby szukać w nich głębokich i poruszających historii. Ratchet wraz ze swoją załogą transportuje groźnego więźnia, Vendrę Prog, kiedy jej brat dokonuje ataku na statek w celu jej odbicia, po czym oboje uciekają. Ratchet i Clank, podążając za zbiegami, lądują na planecie Yerek, która zdaje się być nawiedzona. Jak się później okazuje, nie ona jedna.
Nie jest to scenariusz godny Oscara, zaskakujących zwrotów akcji również w nim nie uświadczymy, ale nie o to przecież chodzi. Grunt, że standardowo już nie brakuje humoru, a każdy z bohaterów to sympatyczne indywiduum, do tego świetnie zdubbingowane. Fabuła zresztą przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie już po około 15 minutach gry, kiedy odkrywamy, że to stary dobry Ratchet, za którym tęskniliśmy, a nie jakieś udziwnione wynalazki.
Do naszej dyspozycji oddano pięć planet, z czego jedna to w zasadzie nic innego, jak tylko arena, na której rozgrywamy szereg wyzwań. Niby niedużo, ale z drugiej strony lepiej mniej, a intensywniej, niż więcej, ale mdło. Gra nie jest na siłę rozciągnięta, każdy trybik mechanizmu elegancko zachodzi na drugi, całość jest idealnie wyważona, a gracz ma problemy z odłożeniem pada, nim zobaczy napisy końcowe. Najpierw strzelamy, później skaczemy po platformach, innym razem latamy na jetpacku bądź pędzimy na turbobutach, a niekiedy uganiamy się za bateriobotami lub rozwiązujemy proste łamigłówki małym Clankiem.
A skoro już przy nich jesteśmy, to wyglądają tak, że robocik przenosi się do innego wymiaru, zwanego Cieniowersum, a tam - już w 2D - tak operuje grawitacją, by dotrzeć do Zmorka, unikając przy tym różnych przeszkadzajek. Gdy już znajdzie się w punkcie przeznaczenia, wtedy musi solidnym uderzeniem obudzić maszkarę, a następnie brać nogi za pas w celu zwabienia paskudy do portalu. Miła odskocznia do typowych sekcji strzelankowo-platformowych.
Jedną z nowości jest specjalny gadżet, dzięki któremu w pewnych miejscach, strzelając w odpowiednie punkty, możemy tworzyć tunele pozwalające przemieścić się chociażby nad przepaścią. Czasami do przejścia dalej konieczne jest stworzenie nawet kilku, a wtedy bywa, że trzeba chwilę pogłówkować nad takim ich połączeniem, aby pozwoliły nam się dostać tam, gdzie chcemy. Ot, takie drobne urozmaicenie.
Jak już wspomniałem wcześniej, grę można ukończyć w ciągu około pięciu godzin, ale czas ten się wydłuża, gdy chcemy zebrać wszystkie złote śrubki bądź też fragmenty schematu potężnej wyrzutni Ż.U.B.R.VII. Jeśli natomiast mamy w planach wbicie platyny, to powinniśmy się przygotować na długie posiedzenia przy konsoli. Na samo rozwinięcie wszystkich broni (tych jest 12 i większość z nich już widzieliśmy) do szóstego poziomu potrzeba niewyobrażalnych ilości waluty i nawet mnożnik, który dochodzi w trybie wyzwań, niewiele pomaga, kiedy jedna z pukawek kosztuje milion śrubek. Taka ich liczba nie zawsze wpadnie po jednokrotnym przejściu gry, a tu jeszcze dochodzi półtora miliona na najlepszy pancerz i drugie tyle na pozostałe spluwy.
Pod względem oprawy wizualnej niewiele się zmieniło. Ratchet & Clank: Into the Nexus przypomina poprzednie gry z serii, co akurat nie jest niczym złym, bo przecież prezentują się one bardzo ładnie. Wzrok cieszy już prolog, w którym przez większość czasu przebywamy poza statkiem w stanie nieważkości, a wokół nas rozciąga się nieskończona przestrzeń kosmosu. Później wcale nie jest gorzej: futurystyczne miasta, niekiedy zalane wodą, bagienne tereny, jaskinie. Na brak różnorodności nie można narzekać, a i przeważnie jest na czym oko zawiesić.
I czego posłuchać. Za muzykę odpowiada Michael Bross, który już wcześniej komponował na potrzeby serii. Utwory wpadają w ucho i posiadają odpowiedni "rozmach", który doskonale pasuje do kosmicznej opowieści o ratowaniu (wszech)świata. Kilkakrotnie przyłapałem się na tym, że nucę któryś z motywów.
Szkoda tylko, że twórcy nie testowali swojego dzieła zbyt intensywnie, bo czasami zdarzają się różne irytujące bugi. A to pomieszczenie, z którego przyszliśmy, potrafi sobie zniknąć, świecąc tajemniczą niebieską pustką, innym razem zaś nasza postać przestaje reagować na komendy, wyczyniając jakieś cuda. Niby są to sporadyczne przypadki i nie można powiedzieć, aby faktycznie wpływały na rozgrywkę, ale występują. Dziwne, że nie udało się ich zawczasu wyeliminować - w końcu tak krótki tytuł powinien być dopieszczony w najmniejszych detalach.
Powyższe drobiazgi nie psują jednak ogólnego wrażenia, które jest niezwykle pozytywne. W niniejszą pozycję zwyczajnie chce się grać. Jest wciągająca i przywodzi na myśl klasyczne odsłony jeszcze z czasów PlayStation 2. Fakt, jest trochę za krótka i chciałoby się więcej, ale taki miły niedosyt spowodowany wysoką jakością wykonania z pewnością jest lepszy od przesytu i powtarzalnych motywów. Ratchet & Clank: Into the Nexus to godne pożegnanie serii na PlayStation 3 i zamknięcie sagi Future, ponadto w atrakcyjnej cenie. Dla fanów cyklu pozycja obowiązkowa.
Plusy:
+ oprawa audiowizualna,
+ zróżnicowanie i balans rozgrywki,
+ wysoka grywalność,
+ humor,
+ dubbing,
+ niska cena, za którą dostajemy jeszcze "Quest for Booty".
Minusy:
- mogłaby być dłuższa,
- sporadyczne bugi.
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat