Ray Donovan: sezon 4, odcinek 10 – recenzja
W najnowszym odcinku Raya Donovana nastąpiła dramatyczna kulminacja wątku Marisol i Hectora. Od początku czwartego sezonu historia rodzeństwa była prowadzona prawidłowo, ale jej finał pozostawia wiele do życzenia. Odbyło się to zdecydowanie zbyt szybko i za bardzo powierzchownie.
W najnowszym odcinku Raya Donovana nastąpiła dramatyczna kulminacja wątku Marisol i Hectora. Od początku czwartego sezonu historia rodzeństwa była prowadzona prawidłowo, ale jej finał pozostawia wiele do życzenia. Odbyło się to zdecydowanie zbyt szybko i za bardzo powierzchownie.
Chyba każdy fan serialu spodziewał się, że opowieść o tym zakazanym związku musi zakończyć się w dramatycznych okolicznościach. Wielu widzów przypuszczało również, że destruktywne relacje łączące rodzeństwo sprowadzą śmierć na jedno z nich. Tak też się stało - Marisol została utopiona przez Hectora. Finalnie mało kto był zaskoczony takim obrotem rzeczy. Jedyna wątpliwość w tym miejscu dotyczy pobudek Hectora. Na tę chwilę nie wiadomo, czy bokser skrupulatnie zaplanował morderstwo przyrodniej siostry, czy było to raczej zabójstwo w afekcie. Twórcy zostawiają nas z niewiadomą, ale możemy przypuszczać, że w kolejnych odcinkach tajemnica zostanie wyjaśniona. Koniec końców Ray Donovan w swoim stylu pomógł Hectorowi rozwiązać tę tragiczną sytuację. Marisol popełniła samobójstwo – tak brzmi oficjalna wersja, która nie przeszkodzi Camposowi w meczu bokserskim o mistrzostwo świata.
Decyzja twórców o zabiciu Marisol była według mnie przedwczesna. Wiąże się to z mocnym spłyceniem opowieści i stanowi duży błąd fabularny. Wątek rodzeństwa wciąż rozwijał się i ewoluował, bardzo powoli poznawaliśmy obojga bohaterów. Niestety przez nasilenie wątków w serialu było to wciąż bardzo powierzchowne. Dziesięć, piętnaście minut w co drugim odcinku to za mało, aby ciekawie zarysować sylwetki nowych postaci. W momencie, kiedy twórcy postanowili zrezygnować z siostry Hectora, nadal o niej nic nie wiedzieliśmy. Nie zapoznaliśmy się wystarczająco dobrze z przeszłością Marisol. Temat jej chorej psychiki, motywacji czy uzależnienia zupełnie nie został pogłębiony. Nie wyjaśniono również powodów patologicznego przywiązania do młodszego brata. Nie dowiemy się niestety już, czy była to czysta miłość, jedynie pożądanie czy może jakaś głębsza psychologiczna tęsknota. Droga na skróty, którą wybrali twórcy, jest rozwiązaniem łopatologicznym. Po co wgłębiać się w psychologię, jeśli zbliżamy się do końca sezonu? Mamy jeszcze tyle wątków do rozwiązania, a czasu coraz mniej. Bardzo możliwe, że tego typu rozumowanie towarzyszyło scenarzystom przy rozpisywaniu historii w najnowszym odcinku. Osobiście czuję się zawiedziony tak powierzchownym zagraniem fabularnym. Wiem, że Ray Donovan to nie Rodzina Soprano albo Sześć stóp pod ziemią, jednak wgryzienie się w opowieść zawsze działa na jej korzyść. Pozostaje mieć nadzieję, że śmierć Marisol zaowocuje w kolejnych wydarzeniach i odegra kluczową rolę dla dalszych losów Hectora.
Pozostałe wątki w Lake Hollywood nie miały za dużo intensywności i nie wniosły do historii wiele emocji. Zmagania Raya z rosyjską mafią są nadal dość statyczne - przypominają trochę grę w szachy, w której to zawodnik zawsze czeka na ruch przeciwnika. Nowy antagonista, Dimitri, wydaje się być w miarę ciekawą postacią. Jego propozycja rozwiązania konfliktu jest charakterystyczna dla formy serialu. Donovan ma dostęp do wszelkiej maści celebrytów, dlaczego więc nie wykorzystać tego po raz kolejny? Dzięki motywowi bohatera kina akcji, Butcha, opowieść zyskała trochę lekkości i znów zeszła z dramatycznych torów. Z jednej strony to dobrze – ten tarantinowski luz jest jedną z cech charakterystycznych Raya Donovana. Z drugiej jednak serial znów traci na intensywności i przestaje trzymać w napięciu. Obserwując konflikt obu stron, można dojść do wniosku, że nie jest on znowu taki dramatyczny i zaciekły. Wygląda to trochę jak ubijanie interesów, a Avi ma być jednym z profitów. Rozumiem, że Ray Donovan był od zawsze tego typu produkcją, jednak warto czasem zastosować mniej oczywiste, zaskakujące rozwiązania, aby widz nie zaczął czuć się znudzony.
W omawianym odcinku warto też zwrócić uwagę na rolę Terry’ego, który tym razem otrzymał naprawdę dużo czasu ekranowego. Dzięki temu możemy znów docenić aktorską maestrię Eddiego Marsana. Jego interpretacja osoby zmagającej się z chorobą Parkinsona jest doskonała. Poza tym Terry Donovan to postać charakterystyczna od stóp do głów, a wielka w tym zasługa tego fenomenalnego aktora. W Lake Hollywood możemy obserwować go w bardziej optymistycznej odsłonie niż zazwyczaj. Dzięki temu Eddie ma więcej do zagrania, a jego postać z każdym odcinkiem jest coraz ciekawsza.
Mimo ewidentnego zawodu przy rozwiązaniu wątku Marisol czwarty sezon Raya Donovana jest wciąż interesujący. Trzeba zrozumieć potrzebę zakończenia większości wątków pobocznych. Poprzednie serie miały formę w miarę zamkniętą i wydaje się, że również tym razem ma to tak wyglądać. Mimo że może trochę razić powierzchowność wątków i brak głębi przy budowaniu postaci, to serial wciąż oferuje nam świetną rozrywkę z nieszablonową historią. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i na tym etapie od Raya Donovana oczekujemy tylko tego, co najlepsze, stąd krytyczne spojrzenie na niektóre rozwiązania. Mimo tego serial wciąż zostawia konkurencję daleko w tyle, jeśli chodzi o budowanie opowieści, i jest doskonałą propozycją dla fanów ciekawych seriali.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat